— Na szczęście dla mnie — kontynuował Jonti — Gillbret od lat ulepszał aparaty podsłuchowe, dzięki którym mógł śledzić poczynania suwerena. Zostałem ostrzeżony przed niebezpieczeństwem, prawie przez przypadek, podczas pierwszego spotkania z Gillbretem. Wyjechałem najszybciej jak mogłem, ale zło już się stało.
Teraz wiemy, że było to jedyne potknięcie rządcy, no a Hinrik nie cieszy się szczególnie dobrą reputacją. Z pewnością nie można go nazwać człowiekiem niezależnym i odważnym. Nie minęło pół roku, a twój ojciec, Farrill, został aresztowany. Czyja to może być sprawka jeśli nie Hinrika, ojca tej dziewczyny?
— Nie ostrzegłeś go? — spytał Biron.
— Nieraz wiele ryzykujemy, Farrill, ale on został ostrzeżony. Potem przestał się z nami kontaktować i zniszczył wszystkie dowody świadczące o jakichkolwiek powiązaniach z nami. Niektórzy wierzyli, że uda mu się opuścić sektor lub w ostateczności ukryje się. Jednak nie zrobił tego.
Wydaje mi się, że rozumiem jego pobudki. Jakakolwiek poważniejsza zmiana w jego życiu mogłaby potwierdzić podejrzenia Tyrannejczyków i narazić na niebezpieczeństwo nasz cały ruch. Zdecydował się zaryzykować głowę i zrezygnował z ukrycia. Niemal przez pół roku Tyrannejczycy oczekiwali na jego fałszywy krok. Są bardzo cierpliwi. Ponieważ twój ojciec nie popełnił błędu, nie mogli czekać dłużej. Nie udało im się jednak znaleźć dowodów przeciwko niemu.
— Kłamstwo! — krzyknęła Artemizja. — Same kłamstwa! To obłudna i zakłamana historia, w której nie ma jednego słowa prawdy. Gdyby to wszystko było prawdą, Tyrannejczycy nie spuściliby ciebie z oka. Sam znalazłbyś się w niebezpieczeństwie. Nie siedziałbyś tu uśmiechając się i tracąc czas po próżnicy.
— Ja nie tracę czasu, moja pani. Postarałem się już zrobić wszystko co możliwe, aby zdyskredytować twojego ojca jako źródło informacji. I wydaje się, że odniosłem sukces. Tyrannejczycy nie dadzą wiary człowiekowi, którego córka i kuzyn są zdrajcami. A jeśli nawet dalej będą mu ufać, właśnie wyruszam do wnętrza Mgławicy, gdzie już mnie nie znajdą. Tak więc, moje postępowanie przemawia na rzecz prawdziwości tej historii.
Biron odetchnął głęboko.
— Uznajmy tę rozmowę za zakończoną. Zgodziliśmy się towarzyszyć ci, a ty zobowiązałeś się dostarczyć nam konieczne wyposażenie. To wystarczy. Nawet jeśli wszystko, co od ciebie usłyszeliśmy, jest najszczerszą prawdą, i tak nie ma to związku z obecną sytuacją. Córka suwerena Rhodii nie odpowiada za jego zbrodnie. Artemizja oth Hinriad zostaje ze mną, o ile sama nie zdecyduje inaczej.
— Zostaję — oznajmiła Artemizja.
— Doskonale. To definitywnie zamyka sprawę. Przy okazji chcę cię ostrzec. Jesteś uzbrojony, ale my też. Ty dysponujesz kilkoma marnymi myśliwcami, ja — tyrannejskim krążownikiem.
— Nie bądź dzieckiem, Farrill. Mam przyjazne zamiary. Chcesz, żeby dziewczyna została z tobą? Niech tak będzie. Czy mogę wyjść przez połączone śluzy?
Biron skinął głową.
— Na tyle mogę ci zaufać.
Dwa statki manewrowały zbliżając się do siebie, dopóki wyrastające z ich śluz elastyczne korytarze nie znalazły się naprzeciwko. Zbliżały się, dążąc do idealnego połączenia. Gillbret utrzymywał łączność radiową.
— Za dwie minuty spróbują znowu — oznajmił. Trzykrotnie statki uruchamiały swoje pola magnetyczne, a wystające rękawy mijały się.
— Dwie minuty — powtórzył Biron i oczekiwał w napięciu. Kolejny ruch i pola magnetyczne zostały zaktywowane po raz czwarty. Światła przygasły, ponieważ silniki gwałtownie zwiększyły pobór mocy. Tunele ponownie sięgnęły ku sobie, przez ułamek sekundy zastygły w przestrzeni, po czym połączyły się w bezdźwięcznym uderzeniu, które wstrząsnęło całym statkiem Zatrzaski zaskoczyły automatycznie. Po chwili osiągnięto pełną hermetyczność.
Biron wolno otarł czoło wierzchem dłoni. Poczuł, jak opuszcza go napięcie.
— Proszę — powiedział.
Autarcha podniósł swój kombinezon. Została pod nim mokra plama.
— Dziękuję — odrzekł uprzejmie. — Za chwilę zjawi się mój oficer. Omówicie z nim wszystkie szczegóły dotyczące niezbędnego wyposażenia.
Autarcha wyszedł.
— Zajmij się przez chwilę oficerem Jontiego, dobrze? — poprosił Biron Gillbreta. — Kiedy wejdzie, przerwij połączenie śluz. Wystarczy wyłączyć pole magnetyczne. Naciśnij ten guzik.
Odwrócił się i wyszedł ze sterówki. Potrzebował trochę czasu dla siebie. Przede wszystkim chciał pomyśleć.
Za jego plecami rozległ się jednak dźwięk pospiesznych kroków i delikatny głos. Zatrzymał się.
— Chcę z tobą porozmawiać — powiedziała Artemizja. Odwrócił się do niej.
— Później, Arto, jeśli nie masz nic przeciw temu. Patrzyła na niego w napięciu.
— Nie, teraz.
Trzymała wyciągnięte ręce, jakby zamierzała go objąć, ale nie była pewna jego reakcji.
— Nie wierzysz chyba w to, co autarcha mówił o moim ojcu?
— To nie ma znaczenia — odparł.
— Bironie… — zaczęła i przerwała. Słowa przychodziły jej z trudem. Spróbowała jeszcze raz. — Bironie, zdaję sobie sprawę, że to, co zaszło między nami, stało się po części dlatego, że oboje byliśmy samotni w obliczu niebezpieczeństwa, ale… — Znowu przerwała.
— Jeśli chcesz mi powiedzieć, że należysz do rodu Hinriadów, Arto, to nie ma takiej potrzeby. Wiem o tym. Nie chcę cię do niczego zmuszać.
— Nie — chwyciła go za rękę i przytuliła się do jego ramienia. — To nie o to chodzi. Rody Hinriadów i Widemosów nie mają tu nic do rzeczy. Ja… ja cię kocham, Bironie.
Spojrzała mu w oczy.
— Myślę, że ty też mnie kochasz. Myślę też, że przyznałbyś się do tego, gdybyś zdołał zapomnieć, że jestem jedną z Hinriadów. Może uda ci się to teraz, kiedy pierwsza wyznałam ci miłość. Powiedziałeś Jontiemu, że nie zamierzasz obwiniać mnie o czyny mojego ojca. Nie miej mi też za złe jego stanowiska.
Objęła go za szyję. Biron poczuł miękkość jej piersi na swym ciele i ciepły oddech na wargach. Powoli jego dłonie przesunęły się ku górze i delikatnie pogłaskały ramiona dziewczyny. Ostrożnie ujął jej ręce i uwolnił się z ich uścisku. Równie delikatnie odsunął się od niej.
— Jeszcze nie skończyłem z Hinriadami, moja pani — powiedział cicho.
Była wstrząśnięta.
— Powiedziałeś Jontiemu, że… Odwrócił wzrok.
— Przykro mi, Arto. Nie sugeruj się tym, co mówiłem Jontiemu.
Miała ochotę płakać, krzyczeć, że to nieprawda, że jej ojciec nie mógł zrobić tego wszystkiego…
Ale Biron wszedł do kabiny i zostawił ją samą w korytarzu. W jej oczach malowały się ból i wstyd.
Tedor Rizzett obejrzał się, słysząc, jak Biron wchodzi do kabiny pilota. Choć włosy starszego oficera już posiwiały, jego ciało nadal kipiało energią. Twarz miał szeroką, rumianą i uśmiechniętą.
Jednym krokiem pokonał odległość, dzielącą go od młodzieńca i z radością pochwycił jego dłoń.
— Na gwiazdy! — wykrzyknął. — Nawet gdybyś mi nie powiedział i tak poznałbym, że jesteś synem starego rządcy. Zupełnie jakbym widział go przed sobą!
— Chciałbym, aby tu teraz był — stwierdził poważnym tonem Biron.
Uśmiech Rizzetta zniknął.
— Tak jak i my wszyscy, bez wyjątku. Nazywam się Ted Rizzett — przedstawił się. — Jestem pułkownikiem oficjalnych wojsk linganejskich, ale w naszej grze nie używamy tytułów. Nawet do autarchy zwracamy się „proszę pana”. — Jego twarz przybrała ponury wyraz. — Na Lingane nie mamy szlachty ani nawet rządców. Mam nadzieję, że zostanie mi darowane, jeśli czasem zapomnę właściwego zwrotu.
Читать дальше