Isaac Asimov - Nagie Słońce

Здесь есть возможность читать онлайн «Isaac Asimov - Nagie Słońce» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2003, ISBN: 2003, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Nagie Słońce: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Nagie Słońce»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

To miała być po prostu kolejna sprawa Elijaha Baleya. Co prawda embriolog Rikaine Delmarre zginął w niezwykłych okolicznościach i nie odnaleziono narzędzia zbrodni, ale zamordować go mogła tylko jedna osoba — jego żona Gladia. Okazuje się jednak, że Delmarre był Przestrzeńcem, że śledztwo trzeba przeprowadzić na dalekiej Solarii i że nowojorskiemu detektywowi raz jeszcze towarzyszyć będzie humanoid Daneel Olivaw. Sytuację komplikuje dodatkowo fakt, że Baleyowi powierzono tajną misję, która może pogorszyć i tak już napięte stosunki Ziemian z Przestrzeńcami. Czy rozwiązanie zagadki morderstwa na odległym Świecie Zaziemskim może zaważyć na przyszłości Ziemi?

Nagie Słońce — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Nagie Słońce», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Nie. Tak jest dobrze. — Zaczęli iść wąską, wyłożoną płytami ścieżką. — Czy tu przechadzaliście się z doktorem Leebigiem?

— O, nie. Chodziliśmy po polach, gdzie można co najwyżej zobaczyć robota przy pracy i można usłyszeć głosy zwierząt. My, na wszelki wypadek, nie odejdziemy daleko od domu.

— Na wypadek czego?

— Na wypadek, gdybyś chciał wejść do środka.

— Albo gdybyś ty miała dość widzenia.

— Widzenie wcale mi nie przeszkadza — powiedziała Gladia z nutą brawury w głosie.

Nad nimi szumiały liście. Zieloność i żółtość były wszędzie dookoła. W powietrzu rozlegały się ostre, Wysokie krzyki. Słychać było brzęczenie. I były cienie.

Cienie przyciągały uwagę Baleya. Ten zwłaszcza kształtem S przypominający człowieka, którego ruchy były upiornym naśladownictwem jego własnych ruchów. Baley słyszał oczywiście o cieniach, wiedział czym były, ale nie zauważył ich w rozproszonym świetle Miast.

Za plecami miał słońce Solarii. Starał się nie patrzeć na nie, ale wiedział, że ono tam jest.

Pociągała go ogromna pusta przestrzeń. W myśli przemierzał powierzchnię planety a dokoła niego były tysiące mil i lata świetlne przestrzeni. Dlaczego pociągała go ta myśl? Nie pragnął przecież samotności. Pragnął Ziemi, ciepła, przyjacielskiej atmosfery Miast.

Próbował wyczarować w myśli Nowy Jork z całym jego tłokiem i hałasem i stwierdził, że widzi tylko spokojny krajobraz Solarii.

Nieświadomie zbliżył się do Gladii i dopiero gdy był o dwie stopy od niej, zauważył jej wyraz twarzy. — Przepraszam — powiedział, odsuwając się. Zaczerpnęła tchu — Nic nie szkodzi. Może pójdziemy tędy? Kwietniki powinny ci się spodobać.

Słońce świeciło im w plecy. Baley poszedł w milczeniu za Gladią.

— Później będzie tu naprawdę pięknie — powiedziała. — Kiedy jest ciepło mogę sobie zbiec do jeziora i pływać albo biec po prostu przed siebie aż w końcu padam i leżę na trawie.

Spojrzała po sobie — Ten strój jest nieodpowiedni. W nim trzeba poruszać się z godnością.

— A jak chciałabyś być ubrana?

— W stanik i szorty, najwyżej — wykrzyknęła unosząc ręce jakby odczuła tę wyobrażoną swobodę. — Czasem mniej. Czasem noszę tylko sandały i czuję jak każdy cal skóry styka się z powietrzem. Przepraszam, pewnie cię uraziłam?

— Nie, wcale nie. Czy tak się ubierałaś, spacerując z Leebigiem?

— To zależało od pogody. Czasem miałam na sobie naprawdę niewiele, ale to przecież było tylko oglądanie. Mam nadzieję, że to rozumiesz?

— Rozumiem. A co z doktorem Leebigiem? Czy on też tak lekko się ubierał?

— Jothan? — Gladią błysnęła uśmiechem — O nie. On jest zawsze bardzo uroczysty. — Zrobiła poważną minę i zmrużyła oko, znakomicie uchwyciwszy podobieństwo. Baley wydał pomruk uznania.

— Rozmowa z nim wyglądała tak: „Moja droga Gladio, jeśli weźmie się pod uwagę oddziaływanie wyższego rzędu potencjału na strumień pozytronów…” — O tym z tobą rozmawiał? O robotyce?

— Najczęściej o tym. On to bierze strasznie serio. Próbował nauczyć mnie czegoś i nie dawał za wygraną.

— I nauczyłaś się czegoś?

— Niczego. Wszystko mi się plątało. Czasem złościł się ale kiedy zaczynał zrzędzić, a byliśmy nad jeziorem, wskakiwałam do wody, tak by go ochlapać.

— Ochlapać? Myślałem, że to było oglądanie?

Zaśmiała się — Ależ z ciebie Ziemianin! Ochlapałam tylko obraz.

Był w swojej posiadłości. Woda nic mogła go dosięgnąć, ale i tak się kulił. Spójrz!

Baley spojrzał. Obeszli kępę drzew i weszli na polanę z malownicza sadzawką pośrodku. Wąskie ścieżki dzieliły polanę. Między nimi bujnie rosły kwiaty.

Baley znał kwiaty z książkofilmów. Przypominały w jakiś sposób świetlice konstrukcje Gladii, które były chyba konstruowane z myślą o kwiatach. Dotknął ostrożnie kwiatu i rozejrzał się wkoło. Przeważały kwiaty żółte i czerwone. Mignęło mu słońce.

— Słońce stoi nisko — powiedział z niepokojem.

— Jest późne popołudnie — zawołała Gladia, która tymczasem podbiegła do sadzawki i usiadła na kamiennej ławie przy brzegu Chodź tu — wołała go, kiwając ręką, — Nic musisz siadać, jeśli nie chcesz, — Czy ono obniża się tak codziennie? — spytał Baley podchodząc i zaraz tego pożałował. Jeśli planeta się obracała, słońce tylko w południe mogło stać wysoko.

Wiedział przecież, że w nocy cała średnica planety oddzielała go bezpiecznie od słońca. Wiedział, że chmury i zmierzch zakrywają to co było najgorszego w otwartej przestrzeni. Gdy pomyślał jednak o powierzchni planety widział blask, światło wysoko nad głową.

Zerknął na słońce, próbując jednocześnie ocenić odległość od domu na wypadek, gdyby zdecydował się wracać.

Gladia wskazywała drugi koniec kamiennej ławki.

— To całkiem blisko ciebie — zauważył.

Rozłożyła ręce — Zaczynam się przyzwyczajać.

Usiadł zwrócony do niej twarzą, by uniknąć widoku słońca. Nachyliła się nad wodą i zerwała żółty, biało prążkowany wewnątrz, kielichowaty kwiatek, nic nadzwyczajnego.

— To roślina miejscowego pochodzenia. Większość kwiatów pochodzi z Ziemi.

Woda kapała z przerwanej łodyżki, gdy podała ostrożnie kwiat Baleyowi. Wyciągnął, równie ostrożnie rękę — Zabiłaś go — powiedział.

— To tylko kwiat. Są ich tysiące — I nagle, nim zdążył ująć kwiat, porwała go z powrotem. Oczy jej zapłonęły — Czy chcesz dać mi do zrozumienia, że mogłabym zabić człowieka, bo zerwałam kwiat?

Baley powiedział pojednawczo — Niczego nie daję do zrozumienia. Czy mogę go obejrzeć?

Właściwie nie miał ochoty dotykać kwiatu. Wyrósł on w wilgotnym gruncie i nosił jeszcze ślady błota. Jak mogli ci ludzie, tak ostrożni w kontaktach z Ziemianami i nawet ze sobą, być tak niedbali, stykając się ze zwykłym brudem?

Wziął jednak łodyżkę w dwa palce i przyjrzał się kwiatowi. — Kilka cienkich bibulastych płatków zakrzywiających się wokół wspólnego środka tworzyło kielich. Wewnątrz kryła się biała wypukłość, wilgotna, pokryta czarnymi włoskami, które drżały na wietrze.

— Nie powąchasz? — spytała Gladia.

Baley uświadomił sobie, że kwiat pachnie. Nachylił się: — Pachnie jak perfumy.

Gladia klasnęła w dłonie rozbawiona — To w twoim stylu. Przecież to perfumy pachną jak kwiaty.

Baley skinął smutno głową. Otwarta przestrzeń zaczynała dawać mu się we znaki. Cienie wydłużały się i otoczenie pomroczniało. Nie miał jednak zamiaru się poddawać. Zależało mu, jakkolwiek romantycznie by to wyglądało, na tym by z jego portretu znikły szare świetlne ściany.

Gladia zabrała kwiat, bez oporu ze strony Baleya. Powoli rozchylała płatki — Myślę, że każda kobieta pachnie inaczej…

— To zależy jakich perfum używa — zauważył Baley obojętnie.

— Wyobrażam sobie, że z bliska można to ocenić. Ja nie używam perfum, bo nikt nie zbliża się do mnie, nie licząc ciebie, w tej chwili.

Przypuszczam, że często stykasz się z zapachem perfum. Na Ziemi twoja żona jest zawsze przy tobie, nieprawdaż? — Skupiła całą uwagę na kwiatku starannie odbywając płatki.

— Nie przez cały czas, nie bezustannie — odparł.

— Ale przez większość czasu. I kiedy zechcesz…

Baley przerwał — Dlaczego doktor Leebig tak usilnie starał się nauczyć cię robotyki?

Z kwiatu została już tylko łodyżka z wewnętrzną wypukłością.

Gladia obracała ją w palcach a potem wrzuciła do sadzawki. — Myślę, że chciał bym została jego asystentką.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Nagie Słońce»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Nagie Słońce» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Nagie Słońce»

Обсуждение, отзывы о книге «Nagie Słońce» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x