— Możesz jej mieć to za złe? — spytała ciepło Bliss.
Jak tylko przypomniano mu o Fallom, Trevize zdał sobie sprawę, że z jej kabiny dobiega dźwięk fletu. Melodia przypominała żywy marsz.
— Posłuchajcie tylko — powiedział. — Gdzie ona mogła usłyszeć cokolwiek w rytmie marsza?
— Może Jemby grał jej marsze.
Trevize potrząsnął głową.
— Wątpię. Rytmy taneczne, kołysanki to tak… Słuchajcie, ona mnie naprawdę niepokoi. Za szybko się uczy.
— Ja jej w tym pomagam — powiedziała Bliss. — Pamiętaj o tym. Poza tym ona jest bardzo inteligentna, a pobyt z nami bardzo ją pobudził. Miała mnóstwo nowych wrażeń. Zobaczyła przestrzeń, różne światy, wielu ludzi, a wszystko to oglądała po raz pierwszy.
Marsz stał się żywszy. Było w nim coś barbarzyńskiego.
Trevize westchnął i powiedział:
— No cóż, gra melodię, która zdaje się promieniować optymizmem i chęcią przygody. Biorę to za jej głos za tym, byśmy lecieli dalej. Będziemy się zbliżać ostrożnie i sprawdzimy układ planet tej gwiazdy.
— Jeśli są tam jakieś planety — zauważyła Bliss.
Trevize uśmiechnął się blado.
— Są. Idę o zakład. Wymień tylko sumę.
— Przegrałaś — powiedział Trevize z roztargnieniem. — Ile zdecydowałaś się postawić?
— Nic. Nie przyjęłam zakładu — odparła Bliss.
— Też dobrze. I tak nie przyjąłbym tych pieniędzy.
Znajdowali się około dziesięciu miliardów kilometrów od słońca. Wyglądało nadal jak gwiazda, ale świeciło z siłą równą jednej czterotysięcznej przeciętnego słońca oglądanego z powierzchni planety nadającej się do zamieszkania.
— Przez teleskop można stąd dojrzeć dwie planety — powiedział Trevize. — Sądząc z ich średnicy i widma odbijanego przez nie światła, są to olbrzymy gazowe.
Statek znajdował się dość daleko od płaszczyzny obrotu planet, więc Bliss i Trevize, spoglądając ponad ramieniem Trevizego na ekran, zobaczyli dwa niewielkie zielonkawe światełka w kształcie półksiężyca. Mniejsze z nich było w późniejszej fazie niż drugie, a więc trochę szersze.
— Janov! — powiedział Trevize. — W układzie planetarnym słońca Ziemi mają być podobno cztery olbrzymy gazowe, tak?
— Według legend, tak — odparł Pelorat.
— Ten z nich, który jest najbliżej słońca, jest największy, a drugi z kolei ma pierścienie. Zgadza się?
— Tak, Golan. Duże pierścienie. Musisz się jednak, stary, liczyć z tym, że w legendzie przekazywanej przez tyle lat z ust do ust wszystko może być przesadnie przedstawione. Jeśli nie znajdziemy planety z niezwykłym systemem pierścieni, to uważam, że nie powinniśmy tego traktować jako dowodu na to, że to nie jest słońce Ziemi.
— Jednakże te dwa, które widzimy, mogą być akurat tymi, które leżą najdalej od słońca, a te dwa bliższe mogą znajdować się po jego drugiej stronie, za daleko, żeby — na tle gwiazd — można je było łatwo zlokalizować. Musimy się zbliżyć jeszcze bardziej i obejrzeć to słońce z drugiej strony.
— Czy to wykonalne w pobliżu masy tego słońca?
— Jestem pewien, że przy odpowiednich środkach ostrożności komputer potrafi to zrobić. Jeśli jednak uzna, że ryzyko jest za duże, to nie posłucha nas i wtedy będziemy musieli się zbliżać ostrożniej, małymi ruchami.
Wydał komputerowi polecenie i pole gwiezdne na ekranie przesunęło się. Gwiazda w centrum wyraźnie pojaśniała, a potem zniknęła za krawędzią ekranu, gdyż komputer, wykonując polecenie, przeczesywał niebo w poszukiwaniu innego olbrzyma gazowego. Poszukiwania te dały rezultat.
Cała trójka zamarła i gapiła się na ekran. Trevize, ledwie mogąc pozbierać myśli z zaskoczenia, zdołał jakoś polecić komputerowi, aby dał większe powiększenie.
— Niewiarygodne — wykrztusiła Bliss.
W polu widzenia znajdował się olbrzym gazowy. Kąt, pod którym go oglądali, sprawiał, że większa jego część była oświetlona promieniami słońca. Otaczał go szeroki, lśniący pierścień materii, który był tak nachylony, że zwrócona do nich strona odbijała światło słoneczne. Pierścień był o wiele jaśniejszy niż sama planeta. Na jednej trzeciej jego szerokości, patrząc w kierunku planety, widać było cienką, dzielącą go linię.
Trevize polecił komputerowi dać maksymalne powiększenie i pierścień rozpadł się na wąskie, koncentryczne kręgi. Na ekranie widać było tylko część układu tych pierścieni, a sama planeta znalazła się poza polem widzenia. Następne polecenie i w rogu ekranu pojawił się obraz całej planety, wraz z pierścieniami, w mniejszym powiększeniu.
— Często się spotyka takie rzeczy? — spytała Bliss z nabożeństwem.
— Nie — odparł Trevize. — Prawie każdy olbrzym gazowy ma pierścienie utworzone z okruchów skał, ale zazwyczaj są one cienkie i ciemne. Widziałem jednego, który miał pierścienie co prawda cienkie, ale zupełnie jasne. Nigdy jednak nie widziałem ani nie słyszałem o takich, jakie ma ten.
— To jest bez wątpienia ten opierścieniony olbrzym, o którym mówią legendy — rzekł Pelorat. Jeśli rzeczywiście jest on unikalny…
— O ile mi albo komputerowi wiadomo, jest rzeczywiście unikalny — powiedział Trevize.
— To wobec tego musi być to system planetarny, do którego należy Ziemia. Na pewno nikt nie mógł wymyślić takiej planety. Żeby ją opisać, trzeba było ją zobaczyć.
— Teraz jestem gotów uwierzyć we wszystko, co mówią twoje legendy — powiedział Trevize. — To szósta planeta. Ziemia powinna być trzecia?
— Tak, Golan.
— Wobec tego powiedziałbym, że jesteśmy mniej niż o półtora miliarda kilometrów od Ziemi i nikt nas nie zatrzymał. Gaja zatrzymała nas, kiedy się do niej zbliżyliśmy.
— Kiedy zostaliście zatrzymani, znajdowaliście się bliżej Gai — powiedziała Bliss.
— Tak — odparł Trevize — ale moim zdaniem Ziemia jest potężniejsza od Gai, więc przyjmuję to za dobry znak. Jeśli nas nie zatrzymano, to może Ziemia nie ma nic przeciw temu, żebyśmy na niej wylądowali.
— Albo może nie ma Ziemi — powiedziała Bliss.
— Może tym razem przyjmiesz zakład? — spytał groźnie Trevize.
— Myślę — powiedział Pelorat — że Bliss chodzi o to, że — jak wszyscy uważają — Ziemia może być radioaktywna i nikt nas nie zatrzymał po prostu dlatego, że nie ma na niej życia.
— Nie! — zaprzeczył gwałtownie Trevize. Uwierzę we wszystko, co się mówi o Ziemi, ale nie w to. Zbliżymy się do Ziemi i sami się przekonamy. Czuję, że nikt nas nie zatrzyma.
Olbrzymy gazowe zostały daleko za nimi. Za olbrzymem leżącym najbliżej słońca znajdował się pas asteroid. (Ten olbrzym był największy i miał najwyższą masę, tak jak mówiły legendy). Za pasem asteroid były cztery planety.
Trevize przyjrzał się im uważnie.
— Największa jest trzecia. Ma odpowiednie wymiary i znajduje się w odpowiedniej odległości od słońca. Może nadawać się do zamieszkania.
Pelorat wyczuł w głosie Trevizego nutę, która mogła oznaczać niepewność.
— Ma atmosferę? — spytał.
— O tak — odparł Trevize. — Atmosferę mają druga, trzecia i czwarta. 1, jak w bajce dla dzieci, atmosfera drugiej jest zbyt gęsta, czwartej zbyt rzadka, natomiast trzeciej taka, jaka być powinna.
— A więc myślisz, że to Ziemia?
— Czy myślę, że to Ziemia? — prawie wybuchnął Trevize. — Nie muszę myśleć. To jest Ziemia. Ma tego olbrzymiego satelitę, o którym mi opowiadałeś.
Читать дальше