— Ale Patrol Czasowy…
— W tym wypadku Patrol jest bezradny, jest zupełnie bezradny! Bo i co może zrobić? Jeśli ma zbrodnia zostanie odkryta, aresztują mnie i wymażą za przestępstwo w czasie, tak? Jeśli moja zbrodnia nie zostanie odkryta — a czemu niby ktoś miałby ją odkryć? — wymazuję samego siebie. Tak czy owak, już mnie nie ma. Czy to nie najbardziej uroczy ze wszystkich możliwych sposób na popełnienie samobójstwa?
— Zabijając kogoś spośród swych przodków — stwierdziłem zmienisz, być może, naszą teraźniejszość w stopniu znacznie większym. Wyeliminujesz także swych braci i siostry… wujów… dziadków i ich braci i siostry… pradziadków… a wszystko za sprawą jednej osoby!
Capistrano poważnie skinął głową.
— Jestem tego w pełni świadomy — oświadczył. — Gromadzę dane genealogiczne właśnie po to, by opracować najlepszy sposób na wymazanie samego siebie. Nie jestem Samsonem, nie mam zamiaru zawalić sobie na głowę świątyni. Wyszukam do eliminacji strategicznego przodka, przodka zresztą mającego coś brzydkiego na sumieniu, bo nie zamierzam zabijać niewinnych. Usunę go, w ten sposób usuwając siebie. Może zmiany w naszej teraźniejszości wcale nie będą aż tak wielkie? A jeśli nawet będą, Patrol znajdzie je i odczyni, a ja zniknę z tego świata, osiągając w ten sposób upragniony cel.
Zastanawiałem się, czy facet jest szalony, czy tylko pijany. I to, i to, po trochu — zdecydowałem. Zapragnąłem powiedzieć mu, że jeśli rzeczywiście aż tak bardzo pragnie się zabić, to może oszczędzić wszystkim mnóstwa kłopotów i po prostu skoczyć do Bosforu. Zaraz potem uświadomiłem też sobie, że cała Służba Czasowa może nigdy nie zaistnieć z powodu legionu Capistranów, wszystkich szukających najbardziej malowniczego i skutecznego sposobu samozniszczenia.
Zadrżałem ze strachu.
Wróciliśmy na górę. Nasi podopieczni spali w parach; starsze małżeństwa spokojnie, ale chłopcy z Londynu, spoceni i potargani, mieli — zdaje się — ciężką noc. Uśmiechnięta Clotilde trzymała dłoń między bladymi udami Lise, Lise lewą ręką przykrywała miłośnie niewielką, lecz twardą pierś Clotilde. W swym samotnym łożu zasnąłem szybko, Capistrano jednak obudził mnie jeszcze szybciej i wspólnie obudziliśmy resztę towarzystwa. Czułem się, jakbym miał dziesięć tysięcy lat.
Na śniadanie dostaliśmy zimną baraninę. Potem szybko obejrzeliśmy miasto w świetle dnia. Większości interesujących budynków albo jeszcze nie wybudowano, albo były w początkowym stadium budowy, więc nie zostaliśmy tu długo.
— Teraz zatrzymamy się w roku 532 — oznajmił Capistrano — gdzie zobaczymy miasto w czasach Justyniana. Będziemy także świadkami rozruchów, które je zniszczyły, umożliwiając budowę jeszcze piękniejszego, jeszcze wspanialszego Konstantynopola, który zdobył sobie nieśmiertelną sławę.
Cofnęliśmy się w cień ruin pierwotnej Hagia Sophii, by przypadkowego przechodnia nie spłoszył widok znikających ludzi. Ja nastawiłem timery, Capistrano zaś dał ze swojego sygnał dla wszystkich.
Skoczyliśmy.
Dwa tygodnie później wróciliśmy z prądem w rok 2059. Byłem oszołomiony, niemal nieprzytomny, serce miałem pełne Bizancjum.
Widziałem najważniejsze wydarzenia z dziesięciu wieków świetności miasta; miasto moich marzeń nabrało dla mnie życia. Jadłem mięso, piłem wino Bizancjum!
Z profesjonalnego, kurierskiego punktu widzenia była to dobra wycieczka — to znaczy, nie zdarzyło się nic niezwykłego. Nasi turyści nie wpadli w żadne kłopoty, nie wyprodukowaliśmy żadnych paradoksów, w każdym razie żadnych nie byliśmy świadomi. Niezręczna sytuacja powstała tylko raz, kiedy bardzo pijany Capistrano próbował uwieść Clodlde; nie zrobił tego subtelnie, ona się opierała i uwiedzenie omal nie zmieniło się w gwałt, ale zdołałem ich rozdzielić, nim wepchnęła mu palce w oczy. Rankiem Capistrano nie potrafił wręcz uwierzyć w to, co zrobił.
— Ta blond lesbia? — dziwił się. — Czyżbym upadł aż tak nisko? Musiało ci się przyśnić!
Uparł się, żebyśmy skoczyli osiem godzin pod prąd i sprawdzili. Oczami wyobraźni zobaczyłem, jak trzeźwy Capistrano atakuje samego siebie pijanego, i mocno się przestraszyłem. Wytłumaczyłem mu jakoś, ostro i bardzo dobitnie, że to nie najlepszy pomysł, przypominając zasady Patrolu zakazujące wdawania się w rozmowy z samym sobą na różnych płaszczyznach czasowych, zagroziłem nawet, że jeśli spróbuje, to na niego doniosę. Capistrano sprawiał wrażenie nieszczęśliwego, ale dał sobie spokój. Kiedy jednak przy szło do wypełniania raportu i zażądano od niego oceny mojej przydatności na kuriera, dał mi najwyższe noty. Dowiedziałem się o tym później, od Protopopolosa.
— Następną wycieczkę masz z Metaxasem — oznajmił. — Tygodniówka.
— Kiedy ruszamy?
— Za dwa tygodnie. Najpierw odpoczynek, pamiętaj. Po wycieczce z Metaxasem zaczynasz solować. Gdzie spędzisz urlop?
— Na Krecie, a może w Mykenach. Poopalam się na plaży.
Służba Czasowa wymaga, by kurierzy między wycieczkami mieli zawsze dwa tygodnie przerwy. Nie powinniśmy się przepracowywać. Podczas przerw możemy robić, co tylko chcemy, na przykład siedzieć w naszej teraźniejszości — jak pragnąłem ja — albo wpisać się na wycieczkę, albo po prostu skakać sobie po czasie na własną rękę. Za wyprawy pod prąd i użycie timera nie ma żadnych opłat Służba wychodzi z założenia, że jej pracownicy powinni w każdej epoce czuć się jak w domu, a jaki jest na to lepszy sposób niż wolne skoki?
Protopopolos sprawiał wrażenie nieco zawiedzionego, kiedy poinformowałem go, że mam zamiar odpocząć na wyspach.
— Nie masz ochoty poskakać? — spytał.
Szczerze mówiąc, na samą myśl o tym, że miałbym skakać na własną rękę, poczułem strach, ale tego nie mogłem mu oczywiście powiedzieć. Wkrótce będę odpowiedzialny za życie ośmiu osób, całej grupy! Może rozmowa ta jest częścią procedury kwalifikacyjnej? Może Protopopolos sprawdza, czy wystarczy mi odwagi na własne wyprawy?
On tymczasem niecierpliwie czekał na odpowiedź.
— No, właściwie… — powiedziałem — … dlaczego mam tracić szansę na zobaczenie czegoś ciekawego? Obejrzę sobie postbizantyński Stambuł.
— Z grupą?
— Nie, na własną rękę.
No więc skoczyłem, wprost w paradoks nieciągłości.
Pierwszy przystanek miałem w pracowni kostiumologicznej. Potrzebowałem kostiumu odpowiadającego Stambułowi w XVI do XIX wieku. Zamiast obdarzyć mnie kufrem strojów zgodnych ze zmieniającą się modą, ubrano mnie tam w muzułmańskie szaty na każdą okazję, proste, białe, używane w każdej epoce, łącznie ze zwykłymi sandałami, dostałem także długie włosy i rzadką młodzieńczą bródkę. Za kieszonkowe miałem niezły wybór złota i srebra w monetach odpowiednich epok, po trosze każdej waluty będącej w obiegu w średniowiecznej Turcji, włączając w to parę bezanów z czasów rządów greckich, trochę rzadkich monet sułtańskich i sporą ilość weneckiego złota. Wszystko to trzymałem w specjalnym pasie zawiązanym na ciele nad timerem; pas wyposażony był w kieszenie, w których, licząc od lewej do prawej, umieszczono pieniądze z właściwych epok, tak bym nie wpadł w kłopoty wręczając na przykład osiemnastowieczny dinar na szesnastowiecznym bazarze. Za te środki też nie płaciłem. Służba Czasowa ma własne sposoby ich zdobywania, dla dobra personelu trzyma finanse w nieustannym obiegu między dziś a przeszłością. Kurier na wakacjach może zażądać każdej rozsądnej sumy na pokrycie wydatków. W końcu dla nas pieniądze te są tylko czymś w rodzaju żetonów, których dowolnie wiele można sprowadzić w każdej chwili.
Читать дальше