Robert Silverberg - Oblicza Wód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Silverberg - Oblicza Wód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1995, ISBN: 1995, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Oblicza Wód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Oblicza Wód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Planeta Hydros jest w całości pokryta wodą. Można na niej zamieszkać, ale nie da się jej już potem opuścić, bowiem nie ma lądu, na którym mógłby lądować statek kosmiczny. Na sztucznej wyspie schronienie znalazła niewielka kolonia Ziemian, oraz osiedle rodzimych mieszkańców Hydros. Niesprzyjąjący zbieg okoliczności zmusza ludzi do wyprawy na fllotylli statków w poszukiwaniu półlegendarnnego lądu...

Oblicza Wód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Oblicza Wód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jedna z łódek rybackich Delagarda była przywiązana do mola i podskakiwała na falach zatoki. Tuż obok miejsca, gdzie była przycumowana, na molo znajdowała się szopa, dość stara na to, by być domem Jolly'ego, którym jednak nie była. Zatrzymując się przed nią Delagard spojrzał ostro w oczy Lawlera i burknął miękkim, świszczącym głosem:

— Rozumie pan, doktorze, że cokolwiek ujrzy pan w środku, musi pozostać absolutną tajemnicą.

. — Niech mi pan oszczędzi melodramatów, Nid.

— Mówię poważnie. Musi mi pan obiecać, że nie puści pan pary z ust. Tu chodzi nie tylko o mój tyłek, jeśli rzecz wyjdzie na jaw. To może załatwić nas wszystkich.

— Jeśli mi pan nie ufa, proszę się zwrócić do innego lekarza. Jednak trudno będzie go znaleźć na tej wyspie.

Delagard obrzucił go ponurym spojrzeniem. Uśmiechnął się chłodno.

— W porządku. Jak pan chce. Proszę wejść.

Pchnięciem otworzył drzwi szopy. Wewnątrz było całkiem ciemno i bardzo wilgotno. Lawler poczuł ostry, słony zapach morza, mocny i skoncentrowany, jakby butelkowany tutaj przez Delagarda, oraz coś jeszcze; jakąś kwaśną i gryzącą, odpychającą woń, której nie potrafił rozpoznać. Słyszał lekkie chrząknięcia, powolne i chrapliwe, jakby westchnienia wyklętych. Delagard tuż przy drzwiach gmerał przy czymś, co wydawało chropowaty i wysoki dźwięk. Po chwili zapłonęła zapałka i Lawler zobaczył, że jego towarzysz trzyma w ręku wiązkę wodorostów związanych z jednej strony, tak że tworzyły pochodnię, którą właśnie zapalał. Nikłe, kopcące światło rozpływało się jak pomarańczowa plama po szopie.

— Są tutaj — powiedział Delagard.

Środek szopy zajmował niezgrabny, prostokątny pojemnik magazynowy z uszczelnionego smołą koszyka, długości około trzech metrów, a szerokości dwóch, napełniony do krawędzi wodą morską. Lawler podszedł do niego i zajrzał. Wewnątrz jeden obok drugiego, stłoczone jak ryby w konserwie, leżały trzy ssaki morskie znane pod nazwą nurków. Ich mocne płetwy były powykrzywiane pod niemożliwymi kątami, a uniesione nad powierzchnię wody głowy odrzucone w tył w nienaturalny sposób. Ten dziwny, cierpki zapach, który Lawler poczuł przy wejściu, pochodził od nich. Teraz nie był taki nieprzyjemny. Straszne, mrukliwe dźwięki wydawał nurek z lewej strony. Były to odgłosy przejmującego bólu.

— O gówno! — powiedział spokojnie Lawler. Teraz zaczął rozumieć gniew Skrzelowców. Ich płonące oczy, ich groźny pomruk. Poczuł nagły przypływ gniewu, który spowodował przelotny skurcz mięśni policzka. — Gówno!

Z niesmakiem i prawie z nienawiścią spojrzał na towarzyszącego mu mężczyznę.

— Delagard, co pan tu narozrabiał?

— Niech pan posłucha, nie po to pana tutaj przyprowadziłem, aby mógł pan mnie objeżdżać…

Lawler powoli potrząsnął głową.

— Coś ty zrobił, człowieku? — powtórzył, patrząc prosto w mrugające nagle oczy Delagarda. — Coś ty, kurwa, narobił?

2

Chodziło o absorbcję azotu, co do tego Lawler nie miał wątpliwości. Przerażająco powykręcane ciała zwierząt stanowiły wystarczająco wyraźny sygnał. Delagard musiał zatrudnić je gdzieś w głębinach otwartego morza, w których trzymał je tak długo, że ich stawy, mięśnie i tkanka tłuszczowa wchłonęły ogromne ilości azotu. Zapewne później, choć wydawało się to nieprawdopodobne, wróciły na powierzchnię zbyt szybko i nie miały czasu na dekompresję. Azot, rozszerzając się w miarę spadku ciśnienia, w postaci śmiercionośnych banieczek gazu przedostał się do układu krwionośnego i stawów.

— Przynieśliśmy je tutaj, jak tylko zrozumieliśmy, że są kłopoty — powiedział Delagard. — Mieliśmy nadzieję, że może pan mógłby im jakoś pomóc. Sądziłem, że trzeba trzymać je w wodzie, że muszą przebywać pod wodą, więc napełniliśmy ten pojemnik i…

— Zamknij się — powiedział Lawler.

— Chcę, żeby pan wiedział, że zrobiliśmy wszystko…

— Zamknij się. Proszę. Po prostu zamknij się. Lawler zdjął przepaskę z wodnej sałaty, którą miał na sobie, i wdrapał się do zbiornika. Woda przelała się z pluskiem, gdy wcisnął się między nurki. Niewiele jednak mógł dla nich zrobić. Ten w środku był już martwy: Lawler przyłożył dłonie do muskularnych ramion stworzenia i poczuł, że zaczęły już sztywnieć. Dwa pozostałe były żywe — tym gorzej dla nich; musiały potwornie cierpieć, jeśli w ogóle były przytomne. Zazwyczaj gładkie ciała nurków o kształcie torpedy, dłuższe niż ciało człowieka, pokrywały dziwaczne guzy, każdy mięsień naprężał się, a ich lśniące, złociste skóry, normalnie gładkie i miękkie jak satyna, teraz były szorstkie i pełne niewielkich grudek. Bursztynowe oczy zasnuwała mgła. Wystające dolne szczęki zwisały bezwładnie. Szara piana pokrywała ich pyski. Ten z lewej ciągle jeszcze wydawał miarowe jęki co trzydzieści sekund, w przerażający sposób wydobywając dźwięki z głębi trzewi.

— Czy może je pan jakoś wyleczyć? — zapytał Delagard. — Czy może pan dla nich cokolwiek zrobić? Wiem, że może pan tego dokonać, doktorze. Wiem, że pan może. — W tonie głosu Delagarda był jakiś naglący i przymilny dźwięk, którego Lawler nigdy przedtem nie słyszał. Był przyzwyczajony do tego, że chorzy zwykli przypisywać lekarzowi boską moc i prosić go o cuda. Tylko dlaczego Delagardowi zależało na tych nurkach? O co tutaj naprawdę chodziło? Przecież nie mógł czuć się winny. Nie Delagard.

Lawler odpowiedział chłodno:

— Nie jestem lekarzem od nurków, umiem jedynie leczyć ludzi. A i w tej dziedzinie mógłbym być o niebo lepszy.

— Niech pan spróbuje, niech pan coś zrobi, proszę.

— Jeden z nich już nie żyje. Nigdy nie uczono mnie, jak wskrzeszać zmarłych. Chce pan cudu. Niech pan wezwie swego przyjaciela duchownego, Quillana.

— Chryste! — jęknął Delagard.

— Cuda to jego specjalność, nie moja.

— Chryste. Chryste.

Lawler ostrożnie poszukał pulsu przy krtani nurków. Tak, jeszcze biją z przyzwyczajenia, wolno, nierówno. Czy to oznacza, że są umierające? Nie umiał odpowiedzieć. Jaki, u licha, był normalny puls nurka? Skąd miał to wiedzieć? Wszystko, co można zrobić, pomyślał, to wypuścić dwa pozostałe przy życiu nurki z powrotem do morza. Umieścić je na takiej głębokości, na jakiej były poprzednio, a potem podnieść wolno na powierzchnię, dając im tym razem wystarczająco dużo czasu na pozbycie się nadmiaru azotu. Ale to nie było możliwe. Poza tym prawdopodobnie było już za późno.

W udręce wykonywał bezskuteczne, prawie mistyczne ruchy dłońmi wzdłuż poskręcanych ciał, jak gdyby mógł usunąć bańki azotu samym tyko głaskaniem.

— Jak głęboko zeszły? — zapytał nie podnosząc oczu.

— Nie jesteśmy pewni; czterysta, może czterysta pięćdziesiąt metrów. Dno w tym miejscu było nieregularne, a przy niespokojnym morzu nie udało nam się zmierzyć dokładnie długości liny.

Na samo dno. Szaleństwo.

— Czego szukaliście?

— Samorodków manganu — odrzekł Delagard. — Miał tam być jeszcze molibden, a może i antymon. Wyciągnęliśmy łyżką całą cholerną menażerię próbek minerałów.

— Więc trzeba było użyć łyżki do wydobycia swojego manganu — powiedział Lawler ze złością. — A nie ich.

Poczuł, jak nurek z prawej strony plusnął, zadrżał i umarł w jego rękach. Ten z lewej ciągle jeszcze wił się i jęczał.

Zimna furia ogarnęła Lawlera, podżegana zarówno gniewem, jak i pogardą. To było morderstwo, głupie, bezmyślne morderstwo. Nurki były zwierzętami inteligentnymi — nie tak inteligentnymi jak Skrzelowcy, ale z pewnością bardziej niż psy, konie czy jakiekolwiek inne zwierzęta ze starej Ziemi, o których słyszał w dzieciństwie. Morza Hydros roiły się od stworzeń, które można było uważać za inteligentne; jedną z zadziwiających cech tego świata było to, że ewoluowały nie tylko pojedyncze gatunki, lecz najwidoczniej całe ich tuziny. Nurki miały swój język, swoje imiona oraz pewien rodzaj struktury plemiennej. Jednakże, w odróżnieniu od wszystkich innych inteligentnych form życia na Hydros, miały pewną zgubną słabość: były łagodne, a nawet przyjazne w stosunku do istot ludzkich. W wodzie były swawolnymi kompanami. Można je było skłonić do oddawania przysług. A nawet nakłonić do pracy. Jak widać, można je było nawet zaharować na śmierć.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Oblicza Wód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Oblicza Wód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Silverberg - He aquí el camino
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Rządy terroru
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Poznając smoka
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Old Man
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Nature of the Place
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Reality Trip
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Songs of Summer
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Secret Sharer
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Good News from the Vatican
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Pope of the Chimps
Robert Silverberg
Отзывы о книге «Oblicza Wód»

Обсуждение, отзывы о книге «Oblicza Wód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x