Robert Silverberg - Oblicza Wód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Silverberg - Oblicza Wód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1995, ISBN: 1995, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Oblicza Wód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Oblicza Wód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Planeta Hydros jest w całości pokryta wodą. Można na niej zamieszkać, ale nie da się jej już potem opuścić, bowiem nie ma lądu, na którym mógłby lądować statek kosmiczny. Na sztucznej wyspie schronienie znalazła niewielka kolonia Ziemian, oraz osiedle rodzimych mieszkańców Hydros. Niesprzyjąjący zbieg okoliczności zmusza ludzi do wyprawy na fllotylli statków w poszukiwaniu półlegendarnnego lądu...

Oblicza Wód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Oblicza Wód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

A teraz będzie musiał pojechać gdzieś i zostać tam do końca życia — będzie musiał mieszkać wśród obcych — straci poczucie tego, że jest Lawlerem z wyspy Sorve i stanie się jednym z wielu, przybyszem, outsiderem, intruzem w nowej społeczności, bez miejsca i celu. Trudno będzie to przełknąć. A jednak początkowe przerażenie i dezorientacja zmieniły się w apatyczną akceptację, jakby ta eksmisja była mu równie obojętna, jak zdawała się być Gabe Kinversonowi lub Gharkidowi, temu notorycznemu abnegatowi. Dziwne. Może to po prostu do mnie nie dotarło, powiedział sobie Lawler.

Podeszła do niego Sundira Thane. Miała wypieki, a na jej czole lśniła warstewka potu. Cała jej postawa wyrażała podniecenie i rodzaj przewrotnego zadowolenia z siebie.

— Mówiłam panu, że są na nas rozgniewani, prawda? Prawda? Wygląda na to, że miałam rację.

— Miała pani — powiedział Lawler. Przyglądała mu się przez chwilę.

— Naprawdę musimy odejść. Nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości. — Jej oczy rozbłysły olśniewająco. Wydawała się cieszyć tym wszystkim, niemal upajać tą sytuacją. Lawler przypomniał sobie, że to już szósta wyspa, na której mieszkała, mając lat trzydzieści jeden. Zmiany nie przeszkadzały jej. Może je nawet lubiła.

Powoli pokiwał głową.

— Dlaczego jest pani tego taka pewna?

— Ponieważ Mieszkańcy nigdy nie zmieniają zdania. Kiedy coś mówią, to trzymają się tego. A zabijanie nurków wydaje się dla nich poważniejszą sprawą niż zabijanie ryb mięsnych lub bangerów. Mieszkańcy nie mają nic przeciwko temu, gdy wypływamy na zatokę i polujemy dla zdobycia żywności. Oni sami jedzą rybie mięso. Jednak nurki to… no cóż, to co innego. Mieszkańcy traktują je bardzo opiekuńczo.

— Tak — powiedział Lawler. — Tak sądzę. Spojrzała mu prosto w oczy. Nie musiała w tym celu unosić głowy.

— Mieszka pan tutaj bardzo długo, prawda, Lawler?

— Całe moje życie.

— Och. Przykro mi. To będzie trudne dla pana.

— Dam sobie radę — odpowiedział. — Na każdej wyspie przyda się jeszcze jeden lekarz. Nawet tak niedowarzony jak ja. — Zaśmiał się. — A jak tam pani kaszel?

— Nie kaszlałam, od kiedy dał mi pan ten narkotyk.

— Tak sądziłem.

Nagle przy łokciu Lawlera znalazł się znowu Delagard. Nie przepraszając za przerwanie rozmowy z Sundirą powiedział: — Czy pójdzie pan ze mną do Skrzelowców, doktorze?

— Po co?

— Znają pana, szanują, jest pan synem swojego ojca i to daje panu u nich punkty. Uważają pana za poważnego i czcigodnego człowieka. Jeśli będę musiał obiecać, że opuszczę wyspę, może pan za mnie poręczyć, za moją szczerość, kiedy obiecam odejść i nigdy nie wracać.

— Jeżeli pan im to powie, uwierzą panu bez mojej pomocy. Nie spodziewają się, aby jakiekolwiek inteligentne stworzenie kłamało — nawet pan. Jednak to jeszcze niczego nie zmienia.

— Mimo to niech pan ze mną pójdzie, Lawler.

— To strata czasu. Powinniśmy zacząć planować ewakuację.

— Spróbujmy. Nie będziemy pewni, jeśli nie spróbujemy. Lawler rozważył to.

— Teraz?

— Po zmroku — odparł Delagard. — Oni nie chcą teraz widzieć nikogo z nas. Są zbyt zajęci uroczystością otwarcia nowej elektrowni. Uruchomili ją prawie dwie godziny temu, wie pan? Mają idący od wody na ich koniec wyspy przewód, którym płynie prąd.

— Dobrze dla nich.

— Spotkajmy się przy nabrzeżu o zachodzie słońca, dobrze? I obaj pójdziemy z nimi porozmawiać. Zrobi pan to, Lawler?

Po południu Lawler siedział w swojej chacie próbując zrozumieć, co może oznaczać konieczność opuszczenia wyspy, przeżuwając tę myśl i zamartwiając się nią. Nie przyszedł żaden pacjent. Delagard, dotrzymując obietnicy danej wczesnym rankiem, przysłał kilka butelek brandy z winnych wodorostów. Lawler wypił troszeczkę, a potem jeszcze troszeczkę, bez żadnego szczególnego skutku. Właśnie zastanawiał się nad zażyciem jeszcze jednej dawki swojego środka uspokajającego, co nie wydawało się dobrym pomysłem. I bez tego był wystarczająco spokojny, przynajmniej teraz.

To, co czuł, nie było zwykłym niepokojem, lecz raczej jakimś bezsilnym otępieniem, ciężkim brzemieniem depresji, której różowe kropelki nie mogły uleczyć.

Opuszczę wyspę Sorve, myślał. Zamieszkam gdzieś indziej, na wyspie, której nie znam, wśród ludzi, których imiona, przodkowie oraz charaktery będą dla mnie całkowitą tajemnicą.

Mówił sobie, że to nie ma znaczenia, że za kilka miesięcy będzie się czuł jak w domu na Thibeire, Velmise czy Kaggeram, czy jakiejkolwiek innej wyspie, na której ostatecznie osiądzie. Wiedział, że to nieprawda, lecz i tak powtarzał to sobie bez przerwy.

Rezygnacja wydawała się pomagać. Akceptacja, nawet obojętność. Kłopot polegał na tym, że nie mógł pozostawać w stanie permanentnej apatii. Od czasu do czasu odczuwał gwałtowny przypływ zgrozy i zdumienia, poczucie nieodżałowanej straty, a nawet bezgranicznego przerażenia. I wtedy musiał zaczynać wszystko od początku.

Kiedy zaczęło się ściemniać, Lawler opuścił chatę i ruszył w stronę wału.

Wzeszły dwa księżyce, na niebo powrócił bladosrebrny kształt Sunrise. Zatoka ożyła kolorami półcieni, długimi pasmami odbitego złota i purpury, rozpływającymi się szybko w szarość nocy. Ciemne kształty tajemniczych morskich stworzeń poruszały się wytrwale w płytkich wodach. Było spokojnie: zatoka o zachodzie słońca, cicha, śliczna. Lecz zaraz myśli o podróży dopadły go i wpełzły do jego umysłu. Spojrzał dalej, poza port, na ogrom nieprzyjaznego, niewyobrażalnego morza. Jak daleko będą musieli żeglować, zanim znajdą wyspę, która zechce ich przyjąć? Tydzień? Dwa tygodnie? Miesiąc? Nigdy nie był na morzu, nawet przez jeden dzień. Wtedy, kiedy popłynął na Thibeire, odbył tylko krótką podróż czółnem, tuż poza płycizny, na drugą wyspę, która znalazła się tak blisko Sorve.

Lawler zrozumiał, że obawia się morza. Czasami wyobrażał je sobie jako ogromną paszczę wielkości świata, która połknęła Hydros w jakiejś pradawnej konwulsji, nie zostawiając nic prócz niewielkich dryfujących wysp, zbudowanych przez Skrzelowców. Jego również połknie ocean, jeśli spróbuje go przepłynąć.

Ze złością powiedział sobie, że to głupota, iż tacy jak Gabe Kinverson wypływali na morze co dnia i żyją, że Nid Delagard odbył w swoim życiu setki podróży między wyspami, że Sundira Thane przybyła na Sorve z Morza Lazurowego, które było tak daleko, że nigdy o nim nie słyszał. Wszystko będzie w porządku. Zaokrętuje się na jeden ze statków Delagarda i za tydzień lub dwa znajdzie się na wyspie, która zostanie jego nowym domem.

A jednak… ta czerń, ten ogrom i potęga przerażającego, bezkresnego morza…

— Lawler? — zawołał jakiś głos.

Rozejrzał się wokół. Po raz drugi tego dnia Nid Delagard wyszedł opodal z cienia.

— Chodźmy — powiedział właściciel stoczni. — Robi się późno. Chodźmy porozmawiać ze Skrzelowcami.

5

Kawałek dalej, na łuku wybrzeża widać było światła elektrowni Skrzelowców. Inne światła, tuziny, a może całe setki, płonęły na ulicach ich miasta. Nieoczekiwana katastrofa wygnania całkowicie usunęła w cień drugie wielkie wydarzenie dnia — rozruch napędzanej turbiną elektrowni na wyspie Sorve.

Płynące z elektrowni światło było zimne, zielonkawe, lekko drwiące. Skrzelowcy mieli coś, co uchodziło za technologię pozostającą na poziomie osiemnastego, dziewiętnastego wieku na ziemi. Wynaleźli też rodzaj żarówki, używając włókna żarowego wykonanego z włókien bambusa morskiego o wszechstronnym zastosowaniu. Żarówki były kosztowne i trudne do wykonania, a prymitywne ogniwo będące głównym źródłem mocy na wyspie, toporne i krnąbrne, wytwarzało elektryczność ospale i z przerwami. Jednak teraz — po ilu latach pracy? pięciu? dziesięciu? — żarówki na wyspie miały być zasilane z nowego i niewyczerpanego źródła — z morza, którego ciepła woda powierzchniowa była zamieniana w parę, para poruszała turbiny generatora, a elektryczność płynęła strumieniem z generatora wprost do lamp na wyspie Sorve. Skrzelowcy wcześniej pozwolili, aby ludzie z drugiego końca wyspy zabierali część nowej energii w zamian za pracę — Sweyner wykonał żarówki, Dann Henders pomógł przeciągnąć przewody itd. Lawler pośredniczył w rozmowach, razem z Delagardem, Nicko Thalheimem i dwoma innymi. Był to jedyny drobny sukces międzygatunkowej współpracy, jaki ludziom udało się osiągnąć w ostatnich latach. Wymagało to około sześciu miesięcy powolnych i trudnych negocjacji.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Oblicza Wód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Oblicza Wód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Silverberg - He aquí el camino
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Rządy terroru
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Poznając smoka
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Old Man
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Nature of the Place
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Reality Trip
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Songs of Summer
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Secret Sharer
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Good News from the Vatican
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Pope of the Chimps
Robert Silverberg
Отзывы о книге «Oblicza Wód»

Обсуждение, отзывы о книге «Oblicza Wód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x