— Ann — spytał Vickers. — Ann, co się stało?
— Crawford strasznie się boi. — Jej głos był spokojny, ale wyraźnie słychać w nim było napięcie. — Nigdy jeszcze nie widziałam, żeby ktoś tak się bał. Przyszedł do mnie. Wyobrażasz sobie?! To nie ja do niego poszłam. Wpadł do mojego biura zdyszany i zasapany. Obawiałam się, że nie znajdę odpowiednio solidnego krzesła, które mogłoby go utrzymać. Ale pamiętasz to krzesło dębowe stojące w rogu? Jeden z pierwszych mebli, które kupiłam do biura. Trzymałam je tylko z sentymentu. W każdym razie nadawało się.
— Do czego?
— Do utrzymania go — zaśmiała się Ann. — Wszystko inne rozpadłoby się pod nim jak nic. Pamiętasz, jaki z niego kawał chłopa?
— Grubas — podpowiedział Vickers. — Chyba tego słowa szukałaś.
— Rzucił tylko: „Gdzie Vickers?”, a ja mu na to: „A skąd ja miałabym to wiedzieć. Nie jestem przecież jego niańką.” Wtedy on: „Jest pani chyba jego agentem, prawda?” „Jeszcze do niedawna byłam, ale Vickers to bardzo zmienny człowiek, nigdy z nim nic nie wiadomo.” On na to: „Muszę się z nim widzieć.” Więc mu odpowiedziałam: „Proszę bardzo, niech pan szuka, na pewno jest gdzieś w okolicy.” Wtedy Crawford powiedział: „Nie stawiam żadnych ograniczeń, niech pani poda stawkę i określi wszystkie warunki.”
— On chyba zwariował — zauważył Vickers.
— W każdym razie stawka na pewno jest zwariowana. — Skąd wiesz, że ma pieniądze?
— Cóż, tego nie wiem. To znaczy nie mogę być pewna. Ale podejrzewam, że ma.
— A wracając do pieniędzy… — przypomniał sobie Vickers. — Masz może jakąś niepotrzebną stówę? Może pięćdziesiątkę?
— Mogę mieć.
— To prześlij mi szybko. Oddam ci później.
— W porządku, zaraz prześlę. To już nie pierwszy raz stawiam na ciebie, i jestem pewna, że nie ostatni. Ale powiesz mi jedną rzecz?
— Co takiego?
— Co zamierzasz zrobić?
— Przeprowadzam eksperyment — wyjaśnił Vickers. — Eksperyment?
— Ćwiczenia z okultyzmu.
— O czym ty mówisz? Przecież ty nic nie wiesz o okultyzmie. Jesteś równie tajemniczy jak zwykła deska.
— Wiem — przyznał Vickers.
— Proszę, powiedz mi, co zamierzasz zrobić — nalegała.
— Jak tylko skończę z tobą rozmawiać, zacznę malować.
— Dom?
— Nie, bąka.
— Jakiego bąka?
— Zwykłego. Taką zabawkę dla dzieci, która kręci się na podłodze.
— Słuchaj no — zdenerwowała się Ann. — Skończ te zabawy i wracaj do domu.
— Po eksperymencie — zawziął się Vickers.
— Jakim znowu eksperymencie?
— Zamierzam spróbować przedostać się do baśniowej krainy.
— Przestań się wygłupiać.
— Już mi się raz udało. Nawet dwa razy.
— Słuchaj, to poważna sprawa. Crawford ma stracha i ja też. Poza tym mamy jeszcze wspaniały interes do ubicia.
— Prześlij mi forsę — przypomniał Vickers.
— Dobra.
— Zobaczymy się jutro albo pojutrze.
— Zadzwoń — powiedziała Ann. — Najlepiej jutro.
— Zadzwonię.
— I, Jay… bądź ostrożny. Nie wiem, co zamierzasz, ale bądź ostrożny.
— Postaram się — obiecał Vickers.
Wyprostował rączkę, za pomocą której nakręcało się bąka i wypolerował metalową powierzchnię. Następnie naznaczył ołówkiem kontury kolorowych spiral, pożyczył trochę smaru maszynowego i naoliwił spiralę na rączce, dzięki czemu mogła gładko napędzać zabawkę. Potem zabrał się do malowania.
Nie był w tym dobry, ale starał się jak mógł. Z precyzją nakładał kolory, czerwony, zielony, żółty. Miał nadzieję, że mają właściwy odcień, bo nie pamiętał już zbyt dobrze, jak powinny wyglądać. Prawdopodobnie jednak nie miało to większego znaczenia, najważniejsze, że były jaskrawe i wirując przechodziły jeden w drugi.
Farbę miał na dłoniach, ubraniu i krześle, na którym położył bąka. Poza tym puszka z czerwoną farbą przewróciła się na podłogę, ale zdążył podnieść ją na tyle szybko, że zaledwie niewielka ilość wylała się na dywan.
W końcu zadanie było zakończone i Vickers miał powód do dumy.
Martwił się tylko, czy zabawka zdąży wyschnąć do rana, ale przeczytał napis na puszce, który głosił, że jest to farba szybko schnąca, więc nieco się uspokoił.
Był już gotów, gotów zobaczyć co się stanie, kiedy zakręci bąkiem. Może znajdzie się w krainie z baśni, a może nie stanie się nic. Prawdę mówiąc spodziewał się raczej tego drugiego. Bo do przejścia w krainę baśni potrzeba było czegoś więcej niż tylko zakręcenie bąkiem. Trzeba było mieć wiarę i umysł dziecka, coś, czego już niestety nie posiadał.
Wyszedł na zewnątrz i zamknął za sobą drzwi, po czym zszedł po schodach. Miasteczko i hotel były zbyt małe, żeby mieć windy. Nie tyle właściwie miasteczko, co wioska, która wydawała mu się „miastem, kiedy był dzieckiem, mała wioska, w której ludzie nadal siadali na ławce przed sklepikiem i patrzyli na wszystko, co działo się dokoła, zadając podchwytliwe pytania, które później stawały się zaczątkiem soczystych plotek.
Zachichotał na samą myśl, co powiedzą, kiedy do miasteczka dojdzie wieść, że uciekł z Cliffwood przed linczem.
Już teraz słyszał ich głosy.
Cwaniak, mówiliby. Zawsze był łobuzem, każdy wiedział, że nic dobrego z niego nie wyrośnie. Jego matka i ojciec to byli dobrzy ludzie. Popatrzcie, jak bardzo syn może różnić się od swoich rodziców.
Wyszedł z domu.
Wszedł do baru i zamówił filiżankę kawy, a kelnerka zagadnęła go:
— Ładny wieczór, prawda?
— Tak — zgodził się.
— Chce pan coś jeszcze do tej kawy?
— Nie. Tylko kawę. — Miał już teraz pieniądze, Ann postarała się, musiał to przyznać. Stwierdził jednak bez zdziwienia, że nie ma apetytu.
Kelnerka poszła do kasy i ściereczką, którą miała w ręku, wytarła niewidzialne okruszki z lady.
Bąk, pomyślał. Jakie znaczenie w całej tej historii ma bąk? Weźmie zabawkę do domu, zakręci nią i dowie się raz na zawsze, czy istnieje kraina z baśni. Nie, niezupełnie. Będzie wiedział, czy może powrócić do krainy z baśni.
A dom? Jakie znaczenie ma dom?
A może ani dom, ani bąk nie mają tu najmniejszego znaczenia?
Jeśli tak, to dlaczego Horton Flanders napisał: „Wróć do dzieciństwa i przechadzaj się ścieżkami, którymi uczęszczałeś jako dziecko. Może znajdziesz tam coś, czego ci brakuje.” Nie pamiętał dokładnych słów Flandersa, ale mniej więcej o to mu chodziło.
Wrócił więc do domu, odnalazł bąka i co więcej, przypomniał sobie o baśniowej krainie. Dlaczego jednak, zastanawiał się, w ciągu tych wszystkich lat nigdy nie pomyślał o krainie, do której dostał się z pomocą zabawki?
Wtedy uczyniło to na nim ogromne wrażenie, nie było co do tego wątpliwości, bo wciąż wszystko pamiętał, a obraz był tak czysty i wyraźny, jakby go widział przed chwilą.
A mimo to coś sprawiło, że zapomniał, jakaś blokada w jego mózgu kazała mu wymazać wydarzenie z pamięci. Coś również podpowiedziało mu, że metalowa mysz chciała, żeby ją złapano. Może to samo coś kazało mu instynktownie odrzucić propozycję Crawforda. C o ś. Ale co?
Kelnerka wróciła do niego i oparła się na łokciu.
— Wyświetlają nowy film w „Grandzie” — zauważyła. Bardzo chciałabym go zobaczyć, ale nie mogę się zwolnić.
Vickers nie odpowiedział na zaczepkę.
— Lubi pan filmy? — Dziewczyna nie dawała za wygraną.
Читать дальше