Kremer potrzebował ich, jeżeli chciał oblegać miasta na wschodzie i stłumić „demokratyczno-rojalistyczne” pospólstwo.
A na długą kampanię potrzebował pieniędzy.
— Panowie — powiedział — co byście powiedzieli na kieliszek brandy?
* * *
— Dennis?
— Mmmm ? O c…o co chodzi, Linnora? — Dennis uniósł głowę. Przetarł oczy. Na zewnątrz nadal było ciemno. Po drugiej stronie pasterskiego szałasu Arth cicho pochrapywał.
Linnora spała zwinięta obok Dennisa, pod tym samym kocem. Teraz usiadła, wpatrując się swymi szarymi oczyma w blady księżyc.
— Dennis, poczułam to znowu.
— Poczułaś co?
— Że ktoś lub coś zjawiło się w naszym świecie. Tak jak wtedy, gdy wiedziałam, że pojawił się twój metalowy domek, wiele miesięcy temu., i kiedy wyczułam twoje przybycie na Tatir.
Dennis potrząsnął głową, starając się oprzytomnieć.
— Chodzi ci o to, że ktoś użył zevatronu? Linnora nie zrozumiała. Patrzyła w noc.
To było niewiarygodne. Czyżby naprawdę Linnora mogła stwierdzić, kiedy zevatron działał? Jeśli tak, czy oznaczało to, że ktoś użył maszyny, wyruszając za nim?
Dennis westchnął. Żal mu było biednego frajera, ktokolwiek to był. W każdym razie na pewno w tej chwili nie mógł w żaden sposób mu pomóc. Faceta czekało parę nieprzyjemnych wstrząsów.
— Nie ma sensu się tym martwić — powiedział do księżniczki. — Chodź i prześpij się trochę. Czeka nas trudny dzień.
* * *
Kiedy światło poranka rozlało się po halach, domek z innego świata rozbłysnął królewskimi kolorami. Mędrzec Hoss’k szepnął do swych strażników, żeby zachowali ciszę.
Hoss’k przyglądał się domkowi w zamyśleniu. Bogowie tylko wiedzieli, jak miał rozebrać na części tę cholerną rzecz. Istniał powód, dla którego powstrzymywał się przed zabraniem jej parę miesięcy wcześniej. I nie była to konieczność odprowadzenia złapanej księżniczki do Kremera.
Chociaż cała sprawa mogła okazać się dyskusyjna. Tak samo jak poprzednim razem ktoś go uprzedził! Samotna postać kręciła się wokół domku, mówiąc coś do siebie po cichu i wynosząc ze środka jakieś pudełka.
W słabym świetle Hoss’k prawie mógł wyobrazić sobie, że jest to sam czarownik! Pomimo wszystko metalowy dom był jednym z miejsc, gdzie powinno się go szukać.
Może Nuel da się przekonać i rozłoży dla niego dom na części? A w każdym razie uwięzienie i przyprowadzenie go Kremerów! zmniejszy gniew władcy.
Hoss’k poczuł zawód, widząc w świetle poranka, że intruz ma jasne włosy. To wcale nie był Dennis Nuel, chociaż wzrostem dorównywał czarownikowi.
Hoss’k i jego straże nasłuchiwali ukryci wśród drzew, jak mówił do siebie z jakimś okropnym akcentem.
— …cholerny bałagan!… mechanizm powrotny wyrwany… wszystko porozrzucane… idiotyczna notatka o miejscowych inteligentnych stworzeniach! — Mężczyzna sapał, podnosząc części porozrzucane po ziemi.
— …zadziera nawet ze mną, ot co. Tylko dlatego, że poszedłem po to jego urządzenie do supermarketu, a nie jak chciał do tego idiotycznie drogiego sklepu… pewnie postanowił po bawić się w odkrywcę, więc poprzerabiał ten cholerny zevatron tylko po to, żeby nikt inny nie potrafił go naprawić, musiał wiedzieć, że Flaster wybrał mnie na następnego…
To, co Hoss’k usłyszał, wystarczyło mu. Jeden czarownik zastąpi drugiego. Może ten okaże się bardziej ustępliwy!
Wskazał strażom, by otoczyły niczego nie podejrzewającego przybysza.
* * *
— Co robisz, Dennizz?
Dennis podniósł wzrok. W półmroku budzącego się dopiero dnia wyglądał na zmęczonego i poirytowanego. Arth powinien być z Linnora, pomagając jej przygotować pokrzepiające śniadanie przed czekającym ich ciężkim dniem.
— A jak sądzisz, Arth?
— Nooo… — Arth potarł policzek w geście, który przybierał, gdy chodziło o jakieś „inżynieryjne” sprawy. Najwyraźniej zrozumiał pytanie Dennisa jako wyzwanie, nie wyczuwając w nim sarkazmu.
— Hmm, to wygląda, jakbyś łączył szybowiec z wozem, skrzydła zastępują żagle, to jest trochę jak łódź.
Dennis wzruszył ramionami.
— No pewnie. Dlaczego nie? Na tej wysokości wieją silne wiatry. Może to nam ułatwi wspinaczkę! — Arth odwrócił się i zawołał w stronę chaty: — Księżniczko, zobacz, z czym wyskoczył czarownik.
Dennis westchnął i wrócił do pracy. Wkrótce musieli ruszać. Poprzedniego popołudnia sporo wyprzedzili oddziały Kremera, ale nie na tyle, żeby czuć się bezpiecznie. Chciałby być tak pewien jak Linnora i Arth, że wyciągnie ich z każdej kolejnej kabały. Nie mógł znieść myśli, że zobaczy kiedyś zawód na ich twarzach.
* * *
— Ojcze, rozpoczął się atak!
Książę Linsee podniósł wzrok znad wielkiego stołu-mapy, kiedy jego syn Proll wbiegł do sali konferencyjnej.
— Gdzie uderzyli?
— Wszystkie przejścia od wschodu są szturmowane przez sprzymierzeńców Kremera, płaszczących się przed nim. Atak zgrali kurierzy na tych przeklętych szybowcach. Oczekujemy, że drugi trzon wojsk uderzy na nas od północy jeszcze dzisiaj.
Linsee spojrzał na Demsena. Dowódca oddziału Królewskich Zwiadowców potrząsnął głową.
— Jeżeli wszyscy lordowie z zachodu połączyli się z Kre-merem, nie otrzymam wiadomości od króla, szczególnie gdy szybownicy są w górze. Równina Darb jest zbyt szeroka, żeby przebyć ją w ciągu nocy, nawet na szybkim koniu.
— Może w balonie? — zasugerował Linsee. Demsen wzruszył ramionami.
— Ryzykować te kilka sztuk, które mamy? Sigel i Gath ^starają się, jak mogą, ale póki jeden z twoich łudzi nie zwabi jKrenegee do pomocy, wątpię, żeby flotylla była gotowa na Iczas.
Książę Linsee wyglądał na załamanego.
— Nie martw się, stary przyjacielu. — Demsen klepnął siecią po ramieniu. — Będziemy walczyć. I coś zawsze może wydarzyć.
* * *
— Myślałem, że te żagle nam pomogą! — gderał Arth, Ciągnąc wózek. Dennis pchał z tyłu.
— Może to nie działa! Nie każdy dobry pomysł się sprawdza. Niech będzie, że to moja wina.
Pchali wózek po stromym nachyleniu i wreszcie dotarli do długiej, płaskiej półki, gdzie mogli odpocząć.
Dennis otarł pot z czoła i kazał Linnorze wdrapać się znowu na wózek.
— Mogę jeszcze iść, Dennis, naprawdę. — Linnora wyglądała na złą, że zmuszano ją do jazdy i patrzenia, jak obaj mężczyźni odwalają całą robotę.
Dennis podziwiał jej spokój i odwagę. Na pewno ból w stopach i kostkach musiał się jej dawać we znaki. A mimo to właśnie ona najbardziej parła do przodu i nie chciała szukać jakiegoś schronienia w górach, by przeczekać zbliżające się bitwy.
— Jasne, że mogłabyś się jeszcze trochę przejść — powiedział Dennis stanowczo. — Ale niedługo będziesz pewnie musiała biec. Chcę, żebyś miała na to siły, kiedy nadejdzie czas.
Linnora wyglądała, jakby postanowiła się upierać. Jednak wreszcie westchęła.
— Och, niech będzie. Trochę pozużywam wóz i popracuję nad twoimi żaglami.
Sięgnęła ręką, złapała Dennisa za włosy i pocałowała go mocno. Po czym skinęła głową z głośnym „Ufff, jakby ustaliła coś ważnego. Wreszcie wdrapała się na wóz i zajęła zwykłe miejsce, patrząc prosto przed siebie.
Dennis przez chwilę stał oszołomiony, ale zdecydował, że nie będzie psuć jakimiś pytaniami tak miłego zdarzenia.
— Hmmm, Dennis?
Dennis obejrzał się. Arth wskazywał w dół, na podnóże góry za nimi.
Читать дальше