Bob Shaw - Cicha inwazja

Здесь есть возможность читать онлайн «Bob Shaw - Cicha inwazja» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Cicha inwazja: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Cicha inwazja»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Toller Maraquine, bohater
zostaje dowódcą obrony Overlandu przed inwazją zdegenerowanych mieszkańców Królestwa Landu. Wygrywa, ale to zwycięstwo przynosi mu równocześnie osobistą klęskę.
Zdesperowany, rusza z przyjaciółmi na poszukiwania Farlandu, planety z wizji jednego z uczestników wyprawy. Ekspedycja kończy się powodzeniem, lecz odkrycie nieznanego świata przynosi tylko walkę i śmierć...
Druga powieść z cyklu
, po
, a przed „
.

Cicha inwazja — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Cicha inwazja», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Prawie wszystkie kontynuowały powolny lot ku sercu układu, gdzie zostały zniszczone w nuklearnym piecu słońca, ale kilka miało szczęście i zostało przechwycone przez zewnętrzną planetę.

Osiadły w glebie, żywiąc się deszczami, i w końcu weszły w czynną fazę s\vej egzystencji. Drugi raz dopisało im szczęście, wszystkie weszły w fizyczny kontakt z członkami dominującego gatunku planety — rasą inteligentnych dwutwgów, które właśnie odkryły zastosowanie metali. Symbony wniknęły do ciał swych żywicieli, rozmnożyły się i rozrosły, wykazując szczególne pokrewieństwo systemu nerwowego, a w efekcie tego procesu powstały istoty, które cechowały się wzmocnieniem pewnych cech obu gatunków.

Symbonici byli silniejsi i zdecydowanie inteligentniejsi od nie zmodyfikowanych dwunogów. Posiadali również zdolności telepatyczne, dzięki nim odnaleźli się i stworzyli grupę superistot, które z łatwością zdominowały rasę tubylczą. Stosunki przyjazne, pokojowe, położyły kres plemiennym waśniom.

Zdarzenie to można by uważać za dobrodziejstwo dla rasy żywicieli, gdyby nie to, że dwunogi zostały pozbawione prawa do podążania normalną, własną drogą ewolucji.

Minęły dwa stulecia, w czasie których symbonici dążyli do pełni rozwoju. Potomstwo mieszanych par symbonitów i zwyczajnych tubylców zawsze było symbonitami, i liczba superistot obdarzonych tą przytłaczającą genetyczną przewagą nieuchronnie rosła. Symbonici rozwinęli własną kulturę i żyli w komfortowym przeświadczeniu, że z czasem zajmą miejsce całej rodzimej populacji.

Ale miliony mil dalej, na jednej z planet wewnętrznego świata, zaszła przemiana.

Gdy pierwotna chmura zarodników symbonów dryfowała w kierunku słońca, dwa osobniki zostały przechwycone przez grawitację jednego z bliźniaczych światów. W trakcie opadania wiatr zerwał wiążącą je nić, ale opadły na glebę w żyznym regionie planety.

Symbon nie może dokonywać wyboru. Musi złączyć się z pierwszym napotkanym stworzeniem, traf chciał, że jeden z zarodników został zaabsorbowany przez jedną z najniższych form życia planety — przez wielonoga posiadającego cechy skorpiona i modliszki.

Pełzające stworzenie zaczęło się rozmnażać, dając początek superwielonogom. Nie miały one mózgów jako takich, jedynie grupy zwojów nerwowych, więc nie mogły stać się telepatami w całym tego słowa znaczeniu, ale posiadały zdolność emitowania z systemu nerwowego proto-uczuć i niewyraźnych obrazów.

Zostały niejako zamrożone na wiodącej w dół spirali ewolucyjnej, stopniowo tracąc swe szczególne cechy, bowiem były zbyt prymitywne, by stworzyć pełnowartościowe sym-biotyczne partnerstwo.

W przypadku tego zarodnika symbona ślepa gra natury nie opłaciła się. Potomstwo superwielonogów zostało skazane na dojście po upływie kilku stuleci do punktu wyjścia, a ich egzystencja przeminie nie wywierając wpływu na losy świata jako takiego — z wyjątkiem jednego stosunkowo nieważnego przykładu. Sub-telepatyczne emanacje ich potomków spowodowały niepokojące efekty mentalne wśród ludzi, którzy przypadkowo osiedlili się w ich pobliżu.

Jednakże w przypadku drugiego zarodnika symbonu wynik był zdecydowanie inny…

— Sondy! — Bartan Drumme przerwał czar. Jasne było, że jest okropnie zaniepokojony. — Proszę, nie mów tego! To nie mogło przytrafić się tobie.

Właśnie to się stało, Bartanie. Weszłam w kontakt z drugim zarodnikiem — i teraz ja także jestem symbonitem.

Na górnym pokładzie statku zapadła cisza. Przerwał ją Bartan. Jego głos był cichy i pełen napięcia.

— Czy to znaczy, że cię straciłem, Sondy? Czy jesteś dla mnie martwa? Czy jesteś teraz jedną z… nich?

Nie! Moja powierzchowność nie uległa zmianie i w sercu jestem tak samo człowiekiem jak zawsze, ale… jak mam to wyjaśnić?… posiadam pewną moc. Próbowałam nakłonić cię do powrotu, ale gdy mi się nie udało, mogę już powiedzieć ci, że bardzo chciałabym uciec z tego zimnego, deszczowego świata i znów żyć wśród swoich.

— Nadal jesteś moją żoną?

Tak, Bartanie, ale próżno marzyć o takich rzeczach. Jestem więźniem i próba zmiany tego stanu byłaby dla ciebie i twoich towarzyszy samobójstwem.

Bartan roześmiał się niepewnie.

— Twoje słowa dają mi siłę tysięcy, Sondy! Mam zamiar zabrać cię do domu…

Szansę niepowodzenia są zbyt wielkie.

— Chcę wiedzieć pewne rzeczy — wtrącił Toller. Musiał się wtrącić, chociaż czuł się jak intruz. — Jeżeli nie jesteś sprzymierzeńcem tych… sybonitów — dlaczego przyłączyłaś się do nich na Farlandzie? I jak to się stało?

Skoro zarodnik wszedł do mego organizmu, zostałam skazana na przekształcenie się w symbonita, ale im bardziej zaawansowany w rozwoju jest żywiciel, tym dłużej trwa proces przemiany. Wewnętrzna metamorfoza trwała ponad rok, który spędziłam w stanie półśpiączki, i w tym czasie moja zdolność telepatyczna nie była pod kontrolą. Na pewnym etapie tej przemiany symbonici z Far landu otrzymali wiadomość o moim istnieniu i natychmiast zrozumieli, co się stało.

Nie są rasą wojowników ani zdobywców, g\vałtowne podboje nie leżą w ich naturze i przestraszyli się rozwoju ludzkich symbonitów na Overlandzie. Zbudowali statek kosmiczny działający na zasadach, których nigdy nie potrafiłabym wam wyjaśnić, i polecieli na Overland.

Porwali mnie spośród mego ludu, pragnąc zrobić to, nim zajdę w ciążę. Taki postępek ich zdaniem był konieczny, ponieważ dzieci moich dzieci również byłyby symbonitami i z czasem zaludniłyby ^całą planetę. Startując z wyższego poziomu ewolucyjnego, przewyższyłyby symbonitów z Far-landu. Mimo łączenia się z ludnością niezmutowaną, prawie pewne jest, że zachowaliby ludzkie zamiłowanie do eksploracji i ekspansji — i nieuchronnie pojawiliby się na Farlandzie. Dlatego znalazłam się tutaj i dlatego oni są zdecydowani mnie tu zatrzymać.

— Czy nie byłoby prościej cię zabić? — zapytał Zavotle, wypowiadając myśl, która wpadła do głowy nie tylko jemu.

Tak, i widzisz: mówiąc to, reprezentujesz typowo ludzkie podejście, a właśnie ono pchnęło symbonitów do porwania mnie. Nie są rasą morderców, więc zadowolili się odizolowaniem mnie od mego gatunku i czekaniem, aż umrę z przyczyn naturalnych. Jednakże popełnili błąd, ponieważ nie docenili mej siły telepatycznej. Nie przypuszczali, że skontaktuję się z Bartanem, próbując ukoić jego ból.

A ja z kolei nie spodziewałam się straszliwego wyniku, w przeciwnym wypadku zachowałabym milczenie. Twarz Sondeweere, zarazem bliska i odległa, wyrażała żal. Muszę ponieść odpowiedzialność za to, co wam się przydarzyło.

— Ale dlaczego miałoby stać nam się coś złego? — zapytała Berise Narrinder, po raz pierwszy odzywając się do Sondeweere. — Jeżeli twoi porywacze są tak bojaźliwi, jak mówisz, nie będą w stanie stanąć nam na drodze.

Gotowość do zabijania nie jest wyznacznikiem odwagi. Chociaż symbonici czują odrazę do odbierania życia, zrobią to, jeżeli uznają za konieczne. Lecz nie z nimi będziecie mieć do czynienia. Narzędziami symbonitów są rodowici Farland-czycy… bardzo liczni… i oni nie będą mieć skrupułów z powodu rozlewu krwi.

— My też, jeśli do tego dojdzie — zapewnił Toller. — Czy symbonici będą wiedzieli o nas przed wylądowaniem?

Prawdopodobnie nie. Żaden umysł, telepatyczny czy inny, nie może funkcjonować, o ile nie chroni się przed sferycznym bombardowaniem informacji. Ja odkryłam was tylko ze względu na uczucie łączące mnie z Bartanem.

— Czy masz swobodę ruchów?

Tak. Bez przeszkód poruszam się po planecie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Cicha inwazja»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Cicha inwazja» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Cicha inwazja»

Обсуждение, отзывы о книге «Cicha inwazja» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x