— Byłoby lepiej, gdybyś zsiadł — powiedział łagodnie Toller. — Łatwiej się rozmawia.
— A mamy o czym?
— Gdyby było inaczej, po co miałbyś tu przyjeżdżać? — Toller uśmiechnął się krzywo. — Śmiało. Ani twój honor, ani twoje zasady nie ucierpią, jeżeli porozmawiamy stojąc twarzą w twarz.
Cassyll wzruszył ramionami i z gracją akrobaty zeskoczył z niebieskorożca. Owalną twarz i strzechę połyskliwych włosów zawdzięczał swojej matce, ale jego szczupłą sylwetkę cechowała muskularna siła ojca.
— Dobrze wyglądasz.
Cassyll zerknął na swoje ubranie — koszulę i spodnie z samodziału, które pasowały raczej do pospolitego robotnika.
— Pracuję w odlewni i fabrykach, a część roboty naprawdę jest ciężka.
— Wiem. — Toller, któremu grzeczna odpowiedź syna dodała otuchy, postanowił przejść prosto do rzeczy. — Cas-syllu, ekspedycja na Farland zaczyna się za kilka dni. Pokładam wiarę w obliczeniach i planach Ilvena Zavotle'a, ale tylko głupiec nie brałby pod uwagę czekających nas niebezpieczeństw. Mogę nie wrócić i byłbym spokojniejszy, gdybyśmy uzgodnili sprawy dotyczące przyszłości twojej i matki.
Cassyll nie okazał żadnych emocji.
— Wrócisz. Jak zawsze.
— Mam taki zamiar, niemniej chcę, żebyś przed rozstaniem dał mi słowo w związku z pewnymi kwestiami. Jedna z nich jest związana z faktem, że król potwierdził, iż mój tytuł jest dziedziczny, i chcę, żebyś go przyjął, gdy zostanę uznany za martwego.
— Nie chcę tego tytułu. Nie interesują mnie takie błahostki.
Toller pokiwał głową.
— Wiem i szanuję cię za to, ale ten tytuł daje władzę i przywileje. Władzy możesz użyć do zabezpieczenia pozycji swojej matki w świecie, z władzy możesz zrobić dobry użytek podejmując warte zachodu zabiegi. A nie muszę ci przypominać, jak ważne dla naszego społeczeństwa jest zastąpienie drewna brakka metalem, przysięgnij więc, że nie odrzucisz tego tytułu.
Cassyll przybrał zniecierpliwiony wyraz twarzy.
— To przedwczesne. Będziesz żył sto lat, o ile nie dłużej.
— Przysięga, Cassyllu.
— Przysięgam, że przyjmę tytuł tego odległego w czasie dnia, kiedy w końcu spadnie na mnie ten obowiązek.
— Dziękuję — powiedział szczerze Toller. — Teraz sprawa posiadłości. O ile to możliwe, chciałbym zachować system symbolicznego czynszu dla naszych dzierżawców. Dochody z kopalni, odlewni i zakładów metalowych nadal rosną i wystarczą na zaspokojenie potrzeb rodziny.
— Rodziny? — Cassyll uśmiechnął się lekko, by pokazać, że uważa to słowo za niestosowne. — Moja matka i ja jesteśmy finansowo zabezpieczeni.
Toller pozwolił, by to niedomówione wyzwanie przeszło bez echa i zajął się omawianiem innych spraw związanych z posiadłością i zakładami przemysłowymi, ale przez cały czas był świadom, że odkłada moment, w którym będzie musiał wyznać, co było najważniejszym motywem spotkania. Wreszcie, po pełnej napięcia chwili milczenia, która zdawała się trwać w nieskończoność, przemówił nieco drżącym głosem.
— Cassyllu, swego ojca po raz pierwszy spotkałem zaledwie na kilka minut przed tym, nim zadał sobie śmierć własną ręką. Obaj tak wiele straciliśmy… ale przed ostatecznym końcem byliśmy zjednoczeni. Ja… nie chcę zostawiać cię bez próby naprawienia tego, co między nami zaszło. Czy możesz wybaczyć mi zło, jakie wyrządziłem tobie i twojej matce?
— Zło? — Cassyłl mówił lekkim tonem, udając zaskoczenie. Pochylił się i podniósł kamyczek gęsto pożył-kowany złotem, przyjrzał mu się uważnie i cisnął go do sadzawki. Odbicie Landu na wodzie rozbiło się na liczne ruchliwe, koncentryczne kręgi. — O jakim źle mówisz, ojcze?
Toller nie dał się zbyć.
— Zaniedbywałem was oboje, ponieważ nigdy nie byłem zadowolony z tego, co miałem. To proste. Moje oskarżenie można zawrzeć w kilku słowach, żadne z nich nie jest bezpodstawne czy niejasne.
— Nigdy nie czułem się zaniedbywany, bo wierzyłem, że będziesz nas zawsze kochał — powiedział powoli Cassyłl. — Teraz moja matka jest sama.
— Ma ciebie.
— Jest sama.
— Nie bardziej niż ja, ale na to nie ma lekarstwa. Twoja matka rozumie to lepiej ode mnie. Jeżeli ty nauczysz się to rozumieć, może również nauczysz się wybaczać.
Toller miał wrażenie, że w tej chwili Cassyłl na powrót jest dzieckiem.
— Prosisz mnie, bym zrozumiał, że miłość umiera?
— -Może umrzeć albo może nie chcieć umrzeć; albo mężczyzna lub kobieta mogą się zmienić, albo któreś z nich pozostaje niezmienne; a kiedy ktoś nie zmienia się z upływem czasu, to efekt z punktu widzenia osoby, która się zmienia, jest taki, jakby właśnie to ta nie zmieniająca się osoba była tą, która podlega największej przemianie… — Toller urwał i spojrzał bezradnie na syna. — Skąd mogę wiedzieć, co masz zrozumieć, skoro sam tego nie rozumiem?
— Ojcze… — Cassyłl zrobił krok w stronę Tollera. — Dostrzegam w tobie tyle bólu. Nie zdawałem sobie sprawy…
Toller próbował pozbyć się łez, które napłynęły mu do oczu.
— Nie mam nic przeciwko bólowi. I tak jest go za mało jak na moje potrzeby.
— Ojcze, nie…
Toller otworzył ramiona. Ojciec i syn zastygli w uścisku, a Toller w trakcie tej ulotnej chwili prawie przypomniał sobie, co to znaczy być pełnowartościowym człowiekiem.
— Przewróć statek na bok — rozkazał Toller. Biały obłok jego oddechu przetaczał się w mroźnym powietrzu. Bartan Drumme, który obsługiwał urządzenia sterujące — młody człowiek wykorzystywał każdą okazję, by przećwiczyć technikę kierowania statkiem powietrznym — skinął i zainicjował serię krótkich wybuchów paliwa w bocznym silniku. Gdy siła odrzutu stopniowo pokonywała inercję gondoli, Overland przesunął się po niebie i zza brązowej krzywizny balonu wyłonił się wielki dysk Landu. Bartan zatrzymał obrót statku za pomocą silnika umieszczonego po drugiej stronie i ustabilizował go w nowym położeniu. Po obu stronach gondoli widać było teraz obie planety. Słońce wisiało nisko nad wschodnią krawędzią Landu, oświetlając cienki sierp na powierzchni planety. Pozostała część była pogrążona w cieniu.
Na tym mrocznym tle oddalony o niecałą milę unosił się statek kosmiczny, widoczny w postaci maleńkiego prążka światła. Otaczało go kilka mniejszych pyłków: stacji mieszkalnych i magazynów, które król Chakkell pozwolił pozostawić w strefie nieważkości, by obsługiwały niedawno zmontowaną jednostkę. Statek w bezkresie nieba zdawał się drobiną bez znaczenia, ale jego widok sprawił, że serce Tollera zabiło szybciej.
Od czasu uzyskania zgody króla minęło sześćdziesiąt dni i teraz Toller odkrył, że trudno mu się pogodzić z tym, że właśnie nadeszła chwila startu. Próbując rozproszyć lekkie poczucie nierzeczywistości, podniósł lornetkę i zaczął przyglądać się statkowi kosmicznemu.
Do projektu Zavotle'a, naszkicowanego w czasie spotkania w Błękitnym Ptaku, wprowadzono jedną główną poprawkę. Początkowo zakładano, że składający się z pięciu segmentów moduł, który w odpowiednim momencie miał zostać odłączony od statku-matki, będzie znajdował się z przodu, ale taki układ uniemożliwiał widoczność przed dziobem. Po kilku niezadowalających eksperymentach z lustrami zadecydowano, że modułem lądującym będzie sekcja rufowa. Jej silnik miał zapewnić przelot na Farland, powrót zaś statku-matki na Overland — drugi, odsłaniający się po oddzieleniu statku powietrznego.
Toller zniżył lornetkę i zerknął na innych członków załogi, opatulonych w pikowane skafandry, pogrążonych we własnych myślach. Poza Zavotle'em i Bartanem była tam Berise Narrinder, Tipp Gotlon i inny były pilot, cichy, młody człowiek o łagodnym głosie, Dakan Wraker. Toller był zaskoczony wielką liczbą ochotników, jacy zgłosili chęć wyruszenia na tę wyprawę, a Wrakera wybrał z powodu jego spokojnego usposobienia i rozległej znajomości mechaniki.
Читать дальше