— Mówiłem, żebyś nie zwracał się do mnie w ten sposób. — Toller podniósł puchar do ust, powąchał zawartość i wylał ją do wanny.
— Nie musiałeś jej marnować — zaprotestował Bartan. — Poza tym, czy tobie byłoby przyjemnie, gdyby coś takiego plątało się wokół najbardziej intymnych części twego ciała?
— To może im wyjść na dobre. Myślę, że to świństwo było przeznaczone do użytku zewnętrznego. Poproszę, by gospodarz podał nam coś mniej trującego, ale tymczasem muszę wrócić do tego fragmentu twojej historii, która niepokoi mnie najbardziej.
— Tak?
— Twierdzisz, że twoja żona żyje na Farlandzie, nie jako duch czy wcielenie, ale jako osoba z krwi i kości, taka jaką znałeś. Jak doszedłeś do takiego wniosku?
— Nie potrafię tego wyjaśnić. Jej… nieme słowa zawierały coś więcej niż zwyczajne, i z nich wydobyłem tę wiedzę.
Toller z zadumą skubał dolną wargę.
— Nie jestem dość próżny, by myśleć, że wiem wszystko, co można wiedzieć na temat naszej egzystencji. Przyznaję, że istnieje wiele tajemnic, z których większości być może nigdy nie zgłębimy, ale to, co powiedziałeś, trochę mnie niepokoi.
Bartan poprawił się w wannie, rozchlapując wodę.
— Przez całe życie byłem zatwardziałym materialistą. Nadal gardzę tymi prostaczkami, którzy czepiają się wiary w życie nadprzyrodzone, mimo to wszystko, przez co przeszedłem w Koszu. Ale chociaż nie mam zielonego pojęcia, jak to wyjaśnić, ja w i e m. Tej nocy widziałem dziwne światła. Sondeweere spotkało coś, co wykracza poza moją zdolność pojmowania, a teraz moja żona m i e s z k a na Farlandzie.
— Mówisz, że ukazała ci się w formie wizji, że mówiła do ciebie z Farlandu. Trudno mi wyobrazić sobie coś bardziej nieprawdopodobnego, nienaturalnego.
— Może używamy tego słowa w odmiennym znaczeniu. Moja żona do mnie mówiła, tym samym było to zjawisko naturalne. Zyskało otoczkę nienaturalności jedynie dzięki temu, że wyrasta poza naszą zdolność pojmowania.
Toller zwrócił uwagę, że Bartan mimo podchmielenia mówi uderzająco płynnie i logicznie. Podniósł się i zaczął spacerować po oświetlonym lampami pomieszczeniu, potem wrócił do swego krzesła. Bartan, z zadowoleniem sączący alkohol, zupełnie nie wyglądał na wariata.
— Wkrótce przybędzie tu Ilven Zavotle, o ile posłaniec go znalazł — powiedział Toller. — I uprzedzam, że prawdopodobnie wyśmieje twoją historię.
— Nie musi uwierzyć. Ta część o mojej żonie dotyczy tylko mnie, a opowiedziałem ją tylko po to, by pokazać, że mam osobiste powody, by pragnąć wyprawy na Farland. Nie mogę oczekiwać, że inni przedsięwezmą taką podróż bo ja tak chcę, ze względu na moje powody. Ale mam nadzieję, że król chciałby odnieść sukces w tym, co nie udało się Rassamardenowi: rozszerzyć swoje królestwo na inny świat. I że jako pomysłodawca będę miał zagwarantowane miejsce w ekspedycji, o ile do niej dojdzie. Wszystkim, o co bym prosił twego przyjaciela Zavotle'a, jest to, i by obmyślił środki pozwalające na jej zrealizowanie.
— Nie prosisz o wiele.
— Proszę o więcej, niż się domyślasz — odparł Bartan.
Na jego młodej, a jakby przedwcześnie postarzałej twarzy malowała się zaduma. — Rozumiesz, jestem odpowiedzialny za to, co stało się mojej żonie. Jej utrata sama w sobie i jest dostateczną tragedią, ale dźwiganie brzemienia winy…
— Przykro mi. To dlatego pijesz?
Bartan przekrzywił głowę, zastanawiając się nad od-j powiedzią. i — Prawdopodobnie dlatego zacząłem pić, ale po pew265
nym czasie odkryłem, że po prostu wolę być pijany niż trzeźwy. To sprawia, że świat staje się nieco przyjemniejszy.
— A tej nocy, kiedy miałeś tę wizje? Czy byłeś…?
— Pijany? Oczywiście! — Bartan hałaśliwie przełknął brandy, jak gdyby chciał wzmocnić swe oświadczenie. — Ale to nie miało najmniejszego wpływu na wydarzenia. Proszę, lordzie…
— Tollerze. Bartan skinął.
— Proszę, Tollerze, możesz mnie uważać za wariata albo człowieka, który sam siebie próbuje omamić, ostatecznie nie jest to związane z głównym tematem, ale błagam cię, traktuj mnie poważnie w kwestii ekspedycji na Farland. Muszę tam lecieć. Jestem doświadczonym pilotem i jeżeli to okaże się konieczne, mogę nawet przestać pić.
— To byłoby konieczne, lecz choć ja sam jestem zaintrygowany pomysłem lotu na Farland, nie mogę mówić o tym poważnie z królem ani kimkolwiek innym, póki nie usłyszę, co ma do powiedzenia Zavotle. Spotkam się z nim na dole; wynajmiemy prywatny salonik, gdzie będziemy mogli pokrzepić się i w wygodzie przedyskutować tę sprawę. — Toller wstał i odstawił pusty puchar. — Przyłącz się do nas, gdy zakończysz toaletę.
Bartan wyraził zgodę, podnosząc puchar i pociągając długi łyk. Toller potrząsnął głową, wyszedł z pokoju i ruszył mrocznym korytarzem do schodów. Bartan Drumme był niepokojącym młodzieńcem, by nie powiedzieć szaleńcem, ale kiedy po raz pierwszy wspomniał o misji na Farland, coś w głębi Tollera odpowiedziało natychmiast, i to z pasją pokrewną pasji podróżnika, który po ciężkiej, trwającej wiele lat wędrówce ujrzał swoje przeznaczenie, l narodziły się w nim tęsknota i podniecenie, które na siłę tłumił ze strachu przed rozczarowaniem.
Chakkell mógł poprzeć ten dziki, ekstrawagancki, niedo266
rzeczny pomysł z powodów, o których wspomniał Bar-tan — ale tylko wtedy, jeżeli Ilven Zavotle uzna projekt za wykonalny. Zavotle cieszył się zaufaniem króla w sprawach związanych z techniką lotów międzyplanetarnych, więc jeżeli ten mały człowieczek z zaciśniętymi ustami uzna, iż Farland jest nieosiągalny, wtedy Toller Maraąuine prawdopodobnie będzie musiał pogodzić się z perspektywą zostania pospolitym śmiertelnikiem czekającym na pospolitą śmierć. A lepiej, żeby do tego nie doszło.
„Zachowuję się dokładnie tak, jak powiedziała Gesalla”, pomyślał, zatrzymując się przy schodach. „Ale czy próba robienia czegoś innego miałaby sens?”
Zszedł do zatłoczonej sali i zobaczył, że Zavotłe, w cywilnym ubraniu, właśnie wypytuje odźwiernego. Zawołał do niego i chwilę później zasiedli w małym pokoju z dzbanem dobrego wina. Lampy paliły się spokojnie w niszach, nasycając powietrze błękitną mgiełką, w ich świetle Toller zauważył, że Zavotle wygląda na zmęczonego i jakoś zasłuchanego w swoje wnętrze. Białe włosy nadawały mu wygląd nie mężczyzny w sile wieku, ale starzejącego się człowieka, chociaż był o kilka lat młodszy od Tollera.
— Co cię gryzie, stary przyjacielu? — zapytał Toller. — Żołądek nadal źle pracuje?
— Mam rozwolnienie nawet wtedy, gdy nie jem. — Zavo-tle obdarzył go nikłym uśmiechem. — To niesprawiedliwe.
— Mam coś, co sprawi, że przestaniesz o tym myśleć — powiedział Toller, nalewając zielone wino do szklanek. — Pamiętasz rozmowę, jaką przeprowadziliśmy z królem dziś rano? Jak nie zgadzaliśmy się, co zrobić ze stacjami obrony?
— Tak.
— No cóż, niedługo potem spotkałem młodego człowieka nazwiskiem Bartan Drumme, który wysunął intrygującą propozycję. Jest na okrągło zalany i trochę stuknięty, sam go wkrótce zobaczysz, ale jego pomysł wiąże się z naszą poranną dyskusją. Zaproponował mianowicie zabranie jednej czy więcej stacji na Farland.
Toller mówił lekkim, prawie niedbałym tonem, ale uważnie obserwował reakcję Zavotle'a i poczuł ukłucie w sercu, gdy zobaczył, że usta przyjaciela rozchylają się w uśmiechu.
— Powiedziałeś, że twój nowy przyjaciel jest trochę stuknięty? Ja powiedziałbym, że to skończony wariat! — Zavotle parsknął w swoje wino.
Читать дальше