Orson Card - Dzieci Umysłu

Здесь есть возможность читать онлайн «Orson Card - Dzieci Umysłu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dzieci Umysłu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dzieci Umysłu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ostatni tom sagi o Enderze. Sojusznicy Endera wyruszają na spotkanie lusitańskiej flotylli sposobiącej się do zniszczenia planety zamieszkanej przez trzy rasy istot rozumnych. Czy uda im się nie dopuścić do masakry? Jaką rolę odegra Ender? Odpowiedzi na te pytania są bardziej zaskakujące niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.

Dzieci Umysłu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dzieci Umysłu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

I wtedy zauważyła, że sieć nie zanika miejscami, jak jej się zdawało, tylko włókna stają się cieńsze. Jest ich równie wiele, może nawet więcej, ale tworzą siatkę pajęczych nici tak delikatnych, że szorstkie dotknięcie Jane mogło je pozrywać. Dotknęła ich jednak i nie pękły, podążyła za nimi do miejsca kipiącego życiem, setkami maleńkich żywotów zawieszonych na granicy świadomości, ale jeszcze nie gotowych do skoku w jaźń. A pod nimi, ciepła i kochająca, tkwiła aiúa — na swój sposób mocna, ale nie tak jak Jane. Nie, aiúa matczynego drzewa była silna, lecz pozbawiona ambicji. Była częścią każdego życia mieszkającego pod korą, w mroku drzewnego serca, życia czołgającego się do światła, próbującego się przebudzić, ocknąć, stać sobą. A wyrwanie było łatwe, gdyż aiúa matczynego drzewa niczego nie oczekiwała od swoich dzieci. Kochała ich niezależność tak samo, jak kochała ich bezradność.

Była obszerna, z żyłami pełnymi soku, drewnianym szkieletem, mrowiącymi liśćmi skąpanymi w słońcu, korzeniami zanurzonymi w morzach wody zasolonej życiem. Stała nieruchoma pośrodku swej delikatnej i łagodnej sieci, mocna i opiekuńcza, a kiedy Jane stanęła na obrzeżu, spojrzała na nią tak, jak patrzyła na każde zagubione dziecko. Odstąpiła i zrobiła jej miejsce, pozwoliła Jane posmakować swego życia, pozwoliła uczestniczyć w opanowaniu chlorofilu i celulozy. Było tu dość miejsca dla wielu.

Jane, zaproszona, nie nadużywała gościnności. W żadnym matczynym drzewie nie zatrzymywała się na dłużej, ale przystawała, spijała życie, uczestniczyła w pracy i przechodziła dalej, od drzewa do drzewa, tańcząc wzdłuż pajęczych nitek, ojcowskie drzewa nie cofały się już przed nią, gdyż była posłańcem matek, ich głosem, dzieliła ich życie, a jednak była dostatecznie inna i potrafiła przemówić, stać się ich jaźnią, tysięcy matczynych drzew na całym świecie i rosnących na innych planetach. Dla wszystkich Jane była głosem i wszystkie cieszyły się nowym, pełniejszym życiem, gdyż znalazła się wśród nich.

‹Matczyne drzewa mówią.›

‹Nie, Jane mówi.›

‹Moja ukochana, matczyne drzewa śpiewają. Nigdy jeszcze nie słyszałem takiej pieśni.›

‹Dla niej to za mało, ale na razie wystarczy. ›

‹Nie, nie zabieraj jej nam teraz! Po raz pierwszy możemy słyszeć matczyne drzewa… Są piękne.›

‹Teraz zna już drogę. Nigdy całkiem nie odejdzie. Matczyne drzewa zadowolą ją na chwilę, ale nigdy nie będą czymś więcej niż są. Jane nie zechce stać w miejscu i myśleć, pozwalać innym pić z siebie i nigdy sama się nie napić. Tańczy od drzewa do drzewa, śpiewa za nie, ale już niedługo znów poczuje pragnienie. Potrzebne jej własne ciało.› ‹A zatem ją utracimy.›

‹Nie. Nawet to ciało nie wystarczy. Stanie się jej korzeniem, jej oczami, głosem, dłońmi i stopami, ale Jane będzie tęskniła za ansiblami, za mocą, którą władała, gdy należały do niej wszystkie komputery ludzkiego świata. Zobaczysz. Na razie możemy utrzymać ją przy życiu, ale to, co zdołamy jej ofiarować, czym wasze matczyne drzewa mogą się z nią dzielić, to za mało. Właściwie nic jej nie zaspokoi.› ‹Więc co się teraz stanie?›

‹Poczekamy. Zobaczymy. Bądź cierpliwy. Czy cnotą ojcowskich drzew nie jest właśnie cierpliwość?›

Człowiek, z powodu swoich mechanicznych oczu zwany Ol-hadem, stał z dziećmi między drzewami. Przyszli tu na piknik z pequeninos, dobrymi przyjaciółmi jego dzieci. Nagle rozległo się dudnienie, huczący głos ojcowskich drzew, i pequeninos poderwali się przestraszeni.

Pierwsza myśl Olhada: Pożar! Przecież nie tak dawno wielkie, stare ojcowskie drzewa tego lasu zostały spalone przez ludzi pełnych strachu i złości. Ogień podłożony przez ludzi zabił wszystkie drzewa z wyjątkiem Człowieka i Korzeniaka, stojących w pewnej odległości od pozostałych. Zabił stare matczyne drzewo. Teraz jednak nowe pędy wyrastały z ciał zabitych, to pomordowani pequeninos przechodzili do trzeciego życia. A gdzieś pośrodku tego młodego lasu stało nowe matczyne drzewo, z pewnością jeszcze smukłe, ale po rozpaczliwym, gwałtownym wzroście dostatecznie szerokie, by setka podobnych do pędraków dzieci pełzała w mrocznej pustce drewnianej macicy. Las został zamordowany, ale odżył. A wśród podpalaczy był syn Olhada, Nimbo, zbyt mały, by zrozumieć, co robi, ślepo słuchający demagogicznego bełkotu wuja Grega. Niemal zginął wówczas, a kiedy Olhado dowiedział się o wszystkim, zawstydził się, gdyż wiedział, że źle wychował swoje dzieci. Wtedy właśnie zaczął bywać w lesie. Jeszcze nie było za późno. Dzieci dorosną, znając pequeninos tak dobrze, że sama myśl o wyrządzeniu im krzywdy okaże się niemożliwa.

Jednak w lesie znów zapanował lęk i Olhada ogarnęło mdlące przerażenie. Co to znaczy? Czyżby ojcowskie drzewa ostrzegały? Jaki najeźdźca je zaatakował?

Strach trwał tylko przez chwilę. Pequeninos usłyszały od ojcowskich drzew coś, co kazało im ruszyć w głąb lasu. Dzieci Olhada chciały iść za nimi, ale powstrzymał je gestem. Wiedział, że pośrodku rośnie matczyne drzewo, a ludzie nie powinni tam chodzić.

— Patrz, tato! — zawołała najmłodsza dziewczynka. — Oracz na nas kiwa.

Rzeczywiście. Olhado kiwnął głową i razem podążyli za Oraczem przez młody las, aż dotarli do miejsca, gdzie kiedyś Nimbo uczestniczył w zbrodni spalenia pradawnego matczynego drzewa. Zwęglony pień wciąż sterczał ku niebu, ale obok rosła już nowa matka, cienka w porównaniu z dawną, ale już grubsza od młodych braterskich drzew. Olhada zdumiała nie grubość jej pnia ani wysokość, jaką osiągnęła w tak krótkim czasie, ani gęste listowie, okrywające dachem całą polanę. Nie, zdumiało go niezwykłe roztańczone światło, sunące w górę i w dół pnia, gdzie tylko kora była cieńsza — światło tak białe i oślepiające, że z trudem na nie patrzył. Chwilami zdawało mu się, że to tylko jedna, niewielka plamka światła, pędząca tak szybko, że rozjarzała cały pień. Chwilami zaś miał wrażenie, że całe drzewo tonie w blasku, pulsuje nim, jakby wewnątrz tkwił gotów do erupcji wulkan życia. Lśnienie sięgało wzdłuż konarów do najcieńszych gałązek, liście migotały, a rozmyte cienie małych pequeninos pełzały wewnątrz pnia zadziwiająco szybko. Całkiem jakby niewielka gwiazda znalazła sobie miejsce pod korą.

Gdy jednak Olhado przyzwyczaił się do pulsującego blasku, zauważył coś jeszcze — coś, czym zdumiewali się pequeninos. Drzewo okryło się kwiatami. Kwiaty opadały, a za nimi rosły już owoce — rosły w oczach.

— Myślałem — rzucił szeptem Olhado — że drzewa nie mogą rodzić owoców.

— Nie mogły — odparł Oracz. — Descolada je tego pozbawiła.

— Ale co to jest? Skąd światło pod korą? Dlaczego rosną owoce?

— Ojcowskie drzewo Człowiek mówi, że Ender przyprowadził nam swoją przyjaciółkę. Tę, którą nazywa Jane. Odwiedza wszystkie matczyne drzewa we wszystkich lasach. Ale nawet on nie wspomniał o owocach.

— Tak mocno pachną — westchnął Olhado. — Jak to możliwe, że tak szybko dojrzewają? Pachną tak mocno, słodko, aromatycznie… Wdychając zapach kwiatów, zapach dojrzewania, czuję niemal smak owocu.

— Pamiętam ten zapach — oznajmił Oracz. — Nie czułem go nigdy w życiu, bo żadne drzewo nie zakwitło i nie wydało owocu, ale znam go. Dla mnie pachnie życiem. Pachnie radością.

— Więc spróbuj. Popatrz: jeden już całkiem dojrzał, tutaj nisko. — Olhado uniósł rękę i zawahał się. — Mogę? — zapytał. — Czy mogę zerwać owoc matczynego drzewa? Nie dla mnie. Dla ciebie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dzieci Umysłu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dzieci Umysłu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dzieci Umysłu»

Обсуждение, отзывы о книге «Dzieci Umysłu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x