Jednak Marguerite już na zawsze pozostanie szesnastolatką.
Była to dziwna myśl. Zamiast dorastać w parze i przypuszczalnie pozostać przyjaciółkami, spodziewała się, że kiedy będzie już stara, powiedzmy — koło trzydziestki, ciężko jej będzie utrzymać przyjaźń z szesnastoletnią Marguerite. Po za tym jednak uważała, że było to fajne.
— Masz cudowną sukienkę, czy to strój rekreacjonistyczy? — mówiła dalej Marguerite, prawie nie zauważając milczenia koleżanki.
— Cesarska suknia dworska — poinformowała ją Rachel. — Z czasów chińskiego dworu cesarskiego.
— A twoja mama wreszcie się złamała i pozwoliła ci się trochę wyrzeźbić — zauważyła Marguerite. — Dobrze z tym wyglądasz.
— — Dziękuję — odpowiedziała Rachel, nie patrząc na Herzera. — Witałaś się już z Herzerem?
— Zauroczony, miss — odezwał się chłopak z ukłonem. — Piękna transformacja piękności.
— Skoro mowa o transformacjach — Marguerite zmieniła kształt z powrotem do postaci ludzkiej i zignorowała komentarz Herzera-wyglądasz… lepiej. Czy pani Ghorbani… hm…
— Naprawiła mnie? — zapytał Herzer, podświadomie napinając mięśnie. — Załatwiła sprawę z nerwami. Przyjaciel pomógł mi z rzeźbieniem.
— Och, w porządku — stwierdziła Marguerite, zwalniając go. — Rachel, muszę się jeszcze przywitać z mnóstwem ludzi. Ale spotkamy się jeszcze później, dobrze?
— Jasne — zgodziła się Rachel. Zdawała sobie sprawę, że Marguerite była chyba jedyną osobą na przyjęciu, z którą miałaby ochotę rozmawiać, ale uważała, że nie powinna się jej uwiesić. — Porozmawiamy później.
— Cześć.
Westchnęła i rozejrzała się dookoła, zastanawiając się, jak spławić Herzera.
— Wracając do twojego taty — przypomniał Herzer — zastanawiałem się, czy mogłabyś mu mnie przedstawić?
— Mojemu tacie! — zapytała. — Po co?
— — Och, niektórzy z moich znajomych zajęli się tym całym rekreacjonizmem — wyjaśnił. — Zdajesz sobie chyba sprawę, że twój tata jest dość sławny, prawda?
— -Tak.
Nie miała zamiaru ujawniać, do jakiego stopnia nie interesował jej rekreacjonizm. Jej ojciec ciągnął ją na imprezy, od kiedy była dzieckiem, a każda podróż zdawała się stanowić kontynuację szkoły. Nauka gotowania nad dymiącym ogniskiem nie stanowiła jej ideału zabawy. A uczenie się polowania i rzeźnictwa były wręcz groteskowe.
— Miałem nadzieję na spotkanie go, chciałbym się zapytać, czy nie zgodziłby się zostać moim instruktorem.
Wyślę ci projekcję z przedstawieniem — obiecała. — Och, patrz, to Donna. Chyba pójdę z nią porozmawiać. Baw się dobrze, Herzer.
— Jasne — odpowiedział do jej oddalających się pleców. — Baw się dobrze.
Kiedy Edmund przeszedł przez frontowe drzwi swojego domu, był mocno zaskoczony, widząc siedzącą wygodnie w jego fotelu Sheidę Ghorbani, z kielichem wina w dłoni i usadowioną na stole jaszczurką, która właśnie zjadała mysz.
— Czuj się jak u siebie w domu — powitał ją, otrząsając z deszczu pelerynę i wieszając ją na haku. Po chwili tupania zdjął też buty pokryte sięgającą prawie kostek warstwą błota. Kiedy już je trochę podczyścił, wystawił przed drzwi na portyk. Wykonane zostały z dobrej skóry, z solidną podeszwą i dopasowaniem do prawej i lewej stopy — nie był aż takim zwolennikiem odtwarzania epoki, by nosić tamto beznadziejnie niewygodne obuwie, w którym chodzono jeszcze w późnych Wiekach Średnich.
— Każdy inny po prostu przeteleportowałby się z tawerny przed własne drzwi — prychnęła Sheida pociągając łyk wina. — Albo wprost do domu. Tylko nasz Edmund brnie przez błoto. Przy okazji, niezłe wino.
— Nie jestem „naszym Edmundem” — sprostował gospodarz, podchodząc do drugiego fotela i rzucając do ognia drewnianą kłodę. Kominki stanowiły nie efektywną metodę ogrzewania pomieszczeń tak wielkich jak główna sala i czasem rozważał złamanie się i zamontowanie piecyka. Jednak jak na jego gust zbyt odbiegało to od epoki. Więc skończył na konieczności spędzania połowy zimy przed kominkiem. — Charlie przysłał je z doliny, udało mu się w końcu odtworzyć niektóre odmiany z okresu Merowingów. I wcale nie są tak kiepskie, jak uważa większość ludzi. — Usiadł i wyciągnął stopy w stronę ognia. — A więc czemu zawdzięczam przyjemność i przywilej wizyty członka Rady? Zdajesz sobie oczywiście sprawę, że „nasz Edmund” zabrzmiało nieprzyjemnie blisko królewskiego „my”.
— Daj spokój, Edmundzie, to Sheida — powiedziała gorzko, głaszcząc jaszczurkę, która właśnie skończyła dojadać mysz. — Pamiętasz? Siostra pewnego rudzielca o imieniu Daneh? Siostra, z którą umawiałeś się najpierw”?
Talbot uśmiechnął się, nie patrząc na nią, i przywołał kielich wina i dla siebie.
— To było dawno temu, prawda?
To nie ja zniknęłam na dwadzieścia pięć lat — mruknęła, pociągając kolejny łyczek i owijając wokół palca pasmo włosów.
— Tak, to nie ty. Ale nadal nie wiem, czemu się tu zjawiłaś.
— My… czyli Rada… Nie, to ja mam problem — zdecydowała.
— I przyszłaś po pomoc do starego rekreacjonisty, jak szło to zdanie, „człowieka tak zagrzebanego w historii, że jego łacińska nazwa ma w sobie saurus”! — zapytał.
— Tak, Edmundzie, przyszłam do ciebie. — Na chwilę umilkła niezdecydowana, po czym zaczęła mówić dalej. — Przyszłam do ciebie z kilku powodów. Jednym z nich jest ten, że do tego stopnia pogrążyłeś się w historii, że ’^rozumiesz, a… problem, z którym się zetknęłam, nie pojawiał się od prawie dwóch tysięcy lat. Przyszłam do ciebie również dlatego, że jesteś dobrym strategiem, najlepszym, jakiego znam. I w końcu jeszcze dlatego, że… jesteś moim przyjacielem. Jesteś rodziną, ufam ci.
— Dziękuję — odpowiedział, patrząc w ogień. — Zacząłem… Ostatnio zastana wiałem się, czy ktokolwiek w ogóle pamięta o moim istnieniu.
— Wszyscy pamiętamy — burknęła Sheida. — Dość trudno o tobie zapomnieć. Równie ciężko się z tobą żyje, ale to inna kwestia. Muszę poprosić cię o danie słowa, że nie wspomnisz nikomu o tym, co tu usłyszysz. To… nie jestem pewna, czy to, co według mnie się dzieje, faktycznie ma miejsce. Może po prostu robię się paranoidalna na starość…
— Nie ma nic złego w paranoi. — Edmund wzruszył ramionami. — Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy nie potrafisz oddzielić fantazji od rzeczywistości.
— Cóż, chciałabym, żeby to były fantazje — westchnęła. — Znasz Paula Bowmana?
— Słyszałem o nim. — Mężczyzna obrócił się, by na nią spojrzeć. — Nie wyda je mi się, żebyśmy kiedykolwiek się spotkali, jeśli o to ci chodzi. Wydaje mi się, że Paul planuje… no cóż, jedynym odpowiednim określeniem zdaje się być: „przewrót”.
* * *
Rachel poznała Donnę Forsceen przez Marguerite i serdecznie jej nie znosiła. Dziewczyna nie myślała o niczym poza najświeższą modą i dzięki rzeźbieniu ciała wyglądała jak młody chłopiec. Tak więc wymieniła z nią tylko kilka słów i poszła w stronę bufetu. Przyjrzała mu się i jęknęła. Dostępne były tylko dwa rodzaje jedzenia: najmodniejsze obecnie bardzo gorące i piekielnie ostro Przyprawione dania oraz bateria czekoladowej konfekcji. Nie odpowiadał jej aktualny trend w stronę ,jak ostre jeszcze da się to zrobić”, a pożeranie lady prawdopodobnie dodałoby jej dziesięć funtów, wszystkie w niewłaściwych miejscach. Zamierzała wyrzeźbić się do wykałaczki, gdy tylko skończy osiemnaście lat, niezależnie od opinii jej matki, i zablokuje takie wymiary na stałe.
Читать дальше