Korytarz wydawał się ciągnąć bez końca pod jej biegnącymi stopami. Skręciwszy pod zamykającym go łukiem przefrunęła przez salę jadalną i kruchtę, wpadła do Wielkiej Sali, którą zastała zalanąświatłem wszystkich lamp dryfowych, rozjarzonych do maksimum.
Na prawo przy drzwiach frontowych ujrzała dwóch ludzi ze straży pałacowej trzymających między sobą Duncana Idaho. Głowa opadła mu na pierś, raptowna cisza zaległa nad tą sceną. Jeden ze strażników powiedział z wyrzutem do Idaho:
— Widzisz, co narobiłeś? Obudziłeś lady Jessikę.
Za plecami mężczyzn falowały ogromne kotary wskazując, że zostawili otwarte drzwi. Stojąca z boku Mapes mierzyła Idaho zimnym spojrzeniem. Miała na sobie długą brązową szatę z wijącym się ornamentem na skraju. Jej stopy tkwiły w nie zasznurowanych butach pustynnych.
— No i obudziłem lady Jessikę — wymamrotał Idaho.
Wzniósłszy oczy do sufitu, zaryczał — …pierwszy raz mój miecz się okrwawił na Grumman!
Wielka Macierzy! On jest pijany! — pomyślała Jessika. Ponury grymas wykrzywiał smagłą, okrągłą twarz Idaho. Ziemia przylgnęła mu do kędzierzawych jak futro czarnego kozła włosów. Wydarta w bluzie dziura odsłaniała gors wieczorowej koszuli, którą wcześniej miał na bankiecie.
Jessika zbliżyła się do niego. Gwardzista skłonił się, nie wypuszczając Idaho z uchwytu.
— Nie wiedzieliśmy, co z nim począć, moja pani. Awanturował się pod bramą i nie chciał wejść do środka. Baliśmy się, że mogą nadejść tutejsi i go zobaczyć. To byłoby niewskazane. Zepsułoby nam opinię.
— Gdzie on się podziewał? — spytała Jessika.
— Odprowadzał do domu jakąś panienkę z przyjęcia, moja pani. Z rozkazu Hawata.
— Którą panienkę?
— Którąś z dziewczynek do towarzystwa. Wiesz, o co chodzi, moja pani? — Zerknął na Mapes i ściszył głos. — Do szczególnej inwigilacji dam zawsze bierze się Idaho.
Owszem, bierze się — pomyślała Jessika. — Ale dlaczego on jest pijany? Ze zmarszczonymi brwiami zwróciła się do Mapes:
— Mapes, przynieś coś, na pobudzenie. Najlepiej kofeinę. Może zostało trochę kawy z przyprawą?
Mapes wzruszyła ramionami i podążyła do kuchni. Jej nie zasznurowane buty pustynne człapały — człap-człap — po kamiennej posadzce. Idaho odwrócił chwiejną głowę, by spojrzeć z ukosa na Jessikę.
— Zabiłem więsej nisz szysta luzi dla księcia — wybełkotał. — Ja chsę tylko wieźeś, dlszego tu jes-tem. Nie mogę tu żyś podtziemio. Nie mgę tu żyś natziemio. So to za miejsse, ee?
Uwagę Jessiki zwrócił dźwięk dochodzący z bocznego korytarza. Odwróciwszy się zobaczyła Yuego, szedł ku nim wymachując trzymaną w lewej ręce torbą lekarską. Był kompletnie ubrany, wydawał się bledszy i jakby przemęczony. Na jego czole ostro odcinał się romb tatuażu.
— Poszciwy konował! — wrzasnął Idaho. — Chtoś ty, wale? Łubek i czopek? — Zwrócił się bełkotliwie do Jessiki: — Robie ssiebie uh cholerneho uh idiote, uh?
Jessika spojrzała krzywo zastanawiając się w milczeniu: dlaczego Idaho miałby się upić? Dosypano mu czegoś?
— Za dużo przyprawnego piwa — rzekł Idaho usiłując stanąć prosto.
Mapes wróciła z parującą filiżanką w dłoniach, przystanęła niezdecydowana za Yuem. Popatrzyła na Jessikę, która pokręciła głową. Yueh postawił torbę na podłodze, pochylił głowę w ukłonie przed Jessika.
— Przyprawne piwo, co? — powiedział.
— Najlepsze drańswo, jakie piłem w życiu — stwierdził Idaho. Spróbował stanąć na baczność.
— erwszy ras mój miesz sie skrwawił na Grumman! Zabiłem Harkon… Harkon… zabiłem tla mego księcia.
Yueh obejrzał się na filiżankę w dłoni Mapes.
— Co to jest?
— Kofeina — powiedziała Jessika.
Yueh wziął filiżankę, podsunął ją Idaho.
— Wypij to, chłopcze.
— Nie chse nis wiesej piś.
— Wypij, mówię.
Idaho wyciągnął głowę do Yuego i poleciał krok w przód pociągając za sobą strażników.
— Mam po ziurki w nosie podlizywania się Imperium Świata, doktorze. Jeden ras załatwimy rzesz po mojemu.
— Jak to wypijesz — powiedział Yueh. — To tylko kofeina.
— Rospieprzone jak wszystko tutaj! Cholerne słońse jessa jasne. Nis tu nie ma nolmarnego korolu. Nis tu nie gra albo…
— No cóż, mamy teraz noc — powiedział Yueh; próbował mu perswadować. — Wypij to jak grzeczny chłopak. Poczujesz się lepiej.
— Nie chse poszuś sie lepiej!
— Nie możemy namawiać go przez całą noc — odezwała się Jessika. Tu trzeba kuracji wstrząsowej — przyszło jej na myśl.
— Nie ma potrzeby, żebyś tu czekała, moja pani — powiedział Yueh. — Dam sobie z tym radę.
Jessika pokręciła głową. Postąpiła o krok, wymierzyła Idaho siarczysty policzek. Zatoczył się w tył razem ze swoimi strażnikami, przeszywając ją nienawistnym spojrzeniem.
— Kto się zachowuje w ten sposób w domu swego księcia? — powiedziała. Wyrwała Yuemu filiżankę z rąk rozlewając część jej zawartości i podetknęła ją Idaho. — Wypij natychmiast! To rozkaz!
Idaho wyprostował się raptownie, spojrzał na nią wilkiem. Powiedział powoli, ze staranną i wyraźną dykcją:
— Ja nie słucham rozkazów parszywego szpiega Harkonnenów.
Yueh odwrócił się do Jessiki jak uderzony. Pobladła na twarzy, ale kiwała ze zrozumieniem głową. Wszystko stało się jasne: oderwane strzępki znaczeń, jakie przez te parę minionych dni chwytała w słowach i zachowaniu ludzi wokół siebie, teraz dały się złożyć w całość. Poczuła, jak rośnie w niej gniew, tak ogromny, że chyba od niego pęknie. Sięgnęła do najgłębszych zasobów swojego wyszkolenia Bene Gesserit, by uspokoić puls i wyrównać oddech. Nawet i wtedy wszędzie widziała strzelające płomienie. „Do inwigilacji dam zawsze bierze się Idaho!”
Przeszyła Yuego spojrzeniem.
— Wiedziałeś? — spytała.
— Ja… słyszałem pogłoski, moja pani. Ale nie chciałem przysparzać ci zmartwień.
— Hawat! — warknęła. — Dawać mi w tej chwili Thufira Hawata!
— Ale, moja pani…
— Natychmiast!
To musi być Hawat — myślała. — Takie podejrzenie nie mogło wyjść od nikogo innego, bo odrzucono by je w jednej chwili.
Idaho potrząsnął głową, wymamrotał:
— Wszystko, cholera, wyszczekałem.
Jessika spuściła wzrok na filiżankę w swej dłoni i nagle chlusnęła jej zawartość Idaho w twarz.
— Zamknijcie go w jakimś gościnnym pokoju we wschodnim skrzydle — poleciła. — Niech to odeśpi.
Dwaj strażnicy wpatrywali się w nią nieszczęśliwymi oczami. Jeden z nich powiedział:
— Może lepiej zabierzmy go gdzieś indziej, o pani. Moglibyśmy…
— On musi być tutaj! — warknęła Jessika. — Musi tu pełnić służbę. — Głos jej wezbrał goryczą. — Jest taki dobry w pilnowaniu dam.
Strażnik przełknął ślinę.
— Czy wiecie, gdzie jest książę? — zapytała.
— Jest na stanowisku dowodzenia, moja pani.
— Z Hawatem?
— Hawat jest w mieście, moja pani.
— Sprowadźcie mi natychmiast Hawata — poleciła Jessika. — Będę czekała na niego w salonie.
— Ale, moja pani…
— Jeśli zajdzie potrzeba, wezwę księcia — powiedziała. — Mam nadzieję, że to nie będzie konieczne. Nie chciałabym go tym niepokoić.
— Tak jest, moja pani.
Jessika wcisnęła pustą filiżankę w dłonie Mapes, natykając się na pytające wejrzenie błękitnych w błękicie oczu.
— Możesz wracać do łóżka, Mapes.
— Na pewno nie będę potrzebna?
Читать дальше