Jessika uśmiechnęła się ponuro.
— Na pewno.
— Może by zaczekać z tym do jutra — odezwał się Yueh. — Dałbym ci środek nasenny i…
— Wracaj do siebie i daj mi załatwić to samej. — Poklepała go po ramieniu by złagodzić ostrość tonu. — To jedyny sposób.
Odwróciła się raptownie i z głową uniesioną wysoko oddaliła się dumnym krokiem w głąb pałacu do swoich pokojów. Zimne mury… korytarze… znajome drzwi… Otworzyła je szarpnięciem, wkroczyła do środka i trzasnęła za sobą drzwiami. Przystanęła wlepiając spojrzenie w pustkę tarczy na oknach swego salonu. Hawat! Czyżby go Harkonnenowie kupili? Zobaczymy.
Podeszła do głębokiego, staromodnego fotela obitego haftowaną skórą ze szlagą i przeciągnęła fotel na takie miejsce, by mieć drzwi na oku. Z nagłą siłą uświadomiła sobie obecność pochwy z krysnożem. Odpięła pochwę i z nogi przeniosła ją na przedramię; sprawdziła, jak wysuwa się nóż. Raz jeszcze obrzuciła spojrzeniem pokój, na wszelki wypadek utrwalając wszystko dokładnie w pamięci: szezlong blisko kąta, pod ścianą zwykłe krzesła, dwa niskie stoliki, cytra na stojaku pod drzwiami do sypialni. Lampy dryfowe płonęły bladoróżowym światłem. Przygasiła je, zasiadła w fotelu, pogładziła obicie ciesząc się, że na taką okazję ma krzesło o królewskiej dostojności.
Niechaj teraz wchodzi — pomyślała. — Co będzie, to będzie. I na sposób Bene Gesserit przygotowała się na oczekiwanie, mobilizując cierpliwość, oszczędzając siły. Szybciej, niż się spodziewała, zabrzmiało pukanie do drzwi i na wezwanie z jej strony wkroczył Hawat.
Nie wstając z fotela patrzyła na niego, widząc kruchość otoczki narkotycznego ożywienia w jego ruchach, a pod nią zmęczenie. Starcze załzawione oczy Hawata połyskiwały. Jego skóra jak rzemień wydawała się lekko żółtawa w tym oświetleniu, a na rękawie władającej nożem ręki widniała pokaźnych rozmiarów mokra plama. Jessikę doleciał zapach krwi. Wskazała dłonią jedno z krzeseł o prostych oparciach.
— Przynieś to krzesło i usiądź naprzeciw mnie.
Hawat ukłonił się i wykonał polecenie. Co za pijany dureń z tego Idaho! — pomyślał. Śledził bacznie twarz Jessiki zastanawiając się, jak tu wybrnąć z tej sytuacji.
— Dawno już należało oczyścić między nami atmosferę — powiedziała Jessika.
— Co trapi moją panią? — Usiadł i położył dłonie na kolanach.
— Nie udawaj niewiniątka! — rzuciła zimno. — Jeżeli Yueh ci nie powiedział, dlaczego cię wezwaliśmy, to zrobił to jeden z twoich szpiegów spośród mojej służby. Czy nie powinniśmy być szczerzy ze sobą przynajmniej na tyle?
— Jak sobie życzysz, moja pani.
— Najpierw odpowiedz mi na jedno pytanie. Czy teraz jesteś agentem Harkonnenów?
Hawat uniósł się do połowy z krzesła, twarz mu pociemniała z wściekłości.
— Ośmielasz się aż tak mnie obrażać?
— Siadaj — powiedziała. — Tyś mnie tak obraził.
Hawat z wolna opadł na krzesło.
A Jessika, czytając w jego twarzy tak dobrze jej znane oznaki, pozwoliła sobie na głębokie westchnienie. To nie Hawat.
— Teraz wiem, że pozostałeś wierny memu księciu — powiedziała. — Jestem przeto gotowa wybaczyć ci twój afront wobec mojej osoby.
— Czy coś tu jest do wybaczania?
Jessika zmarszczyła brwi.
Czy mam wyciągnąć swój atut? — zastanawiała się. — Czy mam mu powiedzieć o córce księcia, którą w sobie noszę od kilku tygodni? Nie… Sam Leto o tym nie wie. To by mu jedynie skomplikowało życie, odwróciło jego uwagę w chwili, kiedy musi się skoncentrować na naszym przetrwaniu. Jeszcze czas na wykorzystanie tego atutu.
— Prawdomówczyni by rozwiązała ten problem — rzekła — ale nie mamy prawdomówczyni z dyplomem Wysokiej Rady.
— No właśnie. Nie mamy prawdomówczyni.
— Czy jest wśród nas zdrajca? — zapytała. — Analizowałam naszych ludzi z wielką uwagą. Kto może być zdrajcą? Nie Gurney. Na pewno nie Duncan. Ich adiutanci nie zajmują odpowiednich pozycji strategicznych, by brać ich pod uwagę. I nie ty, Thufir. Nic może to być Paul. Ja wiem, że to nie ja. A zatem doktor Yueh? Czy mamy go wezwać i poddać próbie?
— Wiesz, że to czczy gest — powiedział Hawat. — On jest uwarunkowany przez Akademię. To z kolei ja wiem na pewno.
— Nie mówiąc o tym, że jego żoną była Bene Gesserit, zamordowana przez Harkannenów — powiedziała Jessika.
— Więc to tak z nią było…
— Nie słyszałeś nienawiści w jego głosie, gdy wymawia imię Harkonnenów? — spytała Jessika.
— Wiesz, że nie mam ucha.
— Co ściągnęło na mnie to podłe podejrzenie? — spytała.
— Stawiasz pani swego sługę w sytuacji bez wyjścia. Jestem lojalny przede wszystkim wobec księcia.
— Gotowa jestem wiele wybaczyć z powodu tej lojalności — rzekła.
— I znowu muszę zapytać: czy jest coś do wybaczania?
— Pat? — zapytała.
Wyruszył ramionami.
— Pomówmy więc przez chwilę o czym innym — powiedziała. — Duncan Idaho wspaniały wojownik, którego talenty do ochrony i inwigilacji są w takiej cenie. Dziś w nocy przeholował z czymś, co nazywają piwem przyprawnym. Otrzymuję raporty, że inni nasi ludzie również doprawiają się tą miksturą. Czy to prawda?
— Masz swoje raporty, moja pani.
— Ano mam. Czy nie uważasz tego picia za symptomatyczne, Thufir?
— Moja pani mówi zagadkami.
— To wykorzystaj swoje zdolności mentackie — rzuciła sucho. — Co jest z Duncanem i resztą? Mogę ci powiedzieć w czterech słowach: oni nie mają domu.
Wycelował palec w podłogę.
— Arrakis, oto ich dom.
— Arrakis to niewiadoma! Ich domem był Kaladan, aleśmy ich wyrwali z korzeniami. Oni nie mają domu. I boją się, że książę ich zawodzi.
Zesztywniał.
— Takie słowa w ustach któregoś z moich ludzi stanowiłyby wystarczający powód do…
— Och, przestań. Thufir. Czy to defetyzm albo zdrada ze strony lekarza, jeśli stawia właściwą diagnozę? Moją jedyną intencją jest wyleczenie choroby.
— Mnie książę poruczył takie sprawy.
— Ale rozumiesz, chyba, że i ja żywię pewne dość oczywiste zainteresowanie postępami tej choroby — powiedziała. — A może nawet przyznasz mi pewną zdolności w tej materii.
Czy będę zmuszona wstrząsnąć nim ostro? — zastanawiała się. — Potrzebny mu solidny wstrząs, coś, co go wysadzi z siodła.
— Różnie można sobie tłumaczyć powody twego zainteresowania — Hawat wzruszył ramionami.
— Więc już mnie skazałeś?
— Skądże znowu, moja pani. Ale nie mogę sobie pozwolić na żadne ryzyko w naszej obecnej sytuacji.
— Wrogowie mego syna przeniknęli pod twoim nosem do samego domu — powiedziała. — Kto wtedy ryzykował?
Krew napłynęła mu do twarzy.
— Złożyłem księciu rezygnację.
— A mnie czy złożyłeś rezygnację… albo Paulowi?
Teraz był otwarcie rozdrażniony, co zdradzał przyspieszony oddech, rozdęte nozdrza, nieustępliwe spojrzenie. Widziała bicie pulsu na jego skroni.
— Jestem człowiekiem księcia — wycedził.
— Nie ma zdrajcy — powiedziała. — Grozi nam coś innego. Może ma to jakiś związek z rusznicami laserowymi. Może oni zaryzykują i parę rusznic z mechanizmami zegarowymi wymierzą z ukrycia w tarcze pałacowe. Może…
— A kto by po odpaleniu odróżnił, czy nie była to eksplozja jądrowa? — zapytał. — Nie, moja pani. Oni nie zaryzykują nic aż tak nielegalnego. Promieniowanie zostaje. Trudno zatrzeć ślady. Nie. Oni nie naruszą podstawowych konwencji. To musi być zdrajca.
Читать дальше