— Wybacz, o pani, że roztrząsałem tak nieprzyjemny temat przy stole, ale powiedziano ci nieprawdę i wymagała ona sprostowania.
— Przestajesz tak długo z Fremenami, że aż zatraciłeś wszelki takt — warknął bankier.
Kynes ze spokojem przypatrywał się pobladłej twarzy.
— Wyzywasz mnie, sir?
Bankier skamieniał. Przełknął ślinę i z wysiłkiem powiedział:
— Skądże znowu. Nie dopuściłbym się takiej obrazy naszego gospodarza i gospodyni.
Jessika pochwyciła strach w głosie mężczyzny, widziała strach na jego twarzy, w przyspieszonym oddechu, w pulsowaniu żyły na czole. Ten człowiek bał się panicznie Kynesa.
— Nasi gospodarze sami są w stanie zdecydować, kiedy zostali obrażeni, a kiedy nie. To dzielni ludzie, którzy rozumieją, co znaczy bronić honoru. My wszyscy możemy zaświadczyć o ich odwadze, choćby na podstawie faktu, że są tutaj… teraz… na Arrakis.
Jessika widziała, że Leto bawi się tym doskonale. Czego nie można było powiedzieć o większości biesiadników. Ludzie siedzieli gotowi zerwać się w każdej chwili od stołu, z rękami schowanymi pod obrusem. Dwa rzucające się w oczy wyjątki stanowili Bewt, który otwarcie cieszył się zmieszaniem bankiera, oraz przemytnik Tuek, który jak gdyby wyczekiwał od Kynesa znaku. Jessika zobaczyła, że Paul spogląda na Kynesa z podziwem.
— No więc? — powiedział Kynes.
— Nie chciałem nikogo obrazić — wymamrotał bankier. — Jeśli obraziłem, proszę przyjąć moje przeprosiny.
— Z ochotą złożone, z ochotą przyjmuję — powiedział Kynes. Uśmiechnął się do Jessiki i z powrotem zabrał się do jedzenia, jakby nic nie zaszło. Jessika zauważyła, że i przemytnik się odprężył. Odnotowała w pamięci: człowiek ten robił wrażenie gotowego pójść w sukurs Kynesowi. Istnieje jakieś porozumienie między Kynesem a Tuekiem.
Leto bawiąc się widelcem patrzył z namysłem na Kynesa. Zachowanie ekologa dowodziło zmiany jego stosunku do rodu Atrydów. W trakcie ich wycieczki przez pustynię wydawał się ozięblejszy.
Jessika gestem zarządziła podanie następnych dań i napojów. Pokazali się lokaje z langues de lapins de garenne — z czerwonym winem i sosem grzybowo — drożdżowym. Rozmowy ożywały z wolna, lecz Jessika słyszała w nich niepokój i chłód, zobaczyła, że bankier je w posępnym milczeniu. Kynes zabiłby go bez mrugnięcia okiem — pomyślała. I zdała sobie sprawę, że postawa Kynesa wyrażała jego bezceremonialne podejście do zabijania. Był on urodzonym zabójcą i odgadywała, że to jest fremeńska cecha.
Jessika zwróciła się do producenta filtrfraków po swej lewej ręce.
— Nie mogę się nadziwić ważności wody na Arrakis.
— Jest bardzo ważna — zgodził się. — Co to za potrawa? Wyśmienita.
— Języki dzikich królików w specjalnym sosie — powiedziała. — Bardzo stary przepis.
— Muszę mieć ten przepis — rzekł mężczyzna.
Skinęła głową.
— Dopilnuję, żebyście go dostali.
Kynes popatrzył na Jessikę.
— Przybywający na Arrakis często nie doceniają znaczenia, jakie ma tutaj woda — powiedział. — Tu stykamy się z zasadą minimum.
Pochwyciwszy badawczą nutę w jego głosie, powiedziała:
— Wąskim gardłem wzrostu jest ten artykuł pierwszej potrzeby, który występuje w najmniejszej ilości. I, naturalnie, ów najmniej korzystny czynnik dyktuje tempo wzrostu.
— Nieczęsto widuje się członków wielkiego rodu świadomych zagadnień planetologicznych — powiedział Kynes. — Czynnikiem najmniej sprzyjającym życiu na Arrakis jest woda. I proszę pamiętać, że sam „wzrost” jako taki może stanowić okoliczność niesprzyjającą, jeśli nie jest traktowany z największą ostrożnością.
Jessika czuła, że słowa Kynesa mają ukryte znaczenie, ale wiedziała, że ono się jej wymyka.
— Wzrost — powtórzyła. — Chce pan powiedzieć, że Arrakis mogłaby mieć normalny obieg wody niezbędny ludziom do życia w korzystniejszych warunkach?
— Niemożliwe! — rzucił magnat wodny.
Jessika zwróciła się do Bewta.
— Niemożliwe?
— Na Arrakis niemożliwe — powtórzył. — Nie słuchajcie tego marzyciela. Wszystkie wyniki doświadczeń laboratoryjnych są przeciwko niemu.
Kynes zmierzył Bewta spojrzeniem; Jessika zauważyła, że inne rozmowy wokół nich urwały się, zaś ludzie skupili uwagę na tej nowej wymianie zdań.
— Wyniki doświadczeń laboratoryjnych przysłaniają nam bardzo prosty fakt — powiedział Kynes. — A mianowicie, że mamy tutaj do czynienia ze zjawiskami zrodzonymi i istniejącymi pod gołym niebem, gdzie rośliny i zwierzęta wiodą normalną egzystencję.
— Normalną! — parsknął Bewt. — Na Arrakis nic nie jest normalne!
— Wręcz przeciwnie — powiedział Kynes. — Można by tu ożywić określone współzależności, a reszta to już proces automatyczny. Trzeba jedynie rozumieć ograniczenia planety i działające na nią siły.
— To się nigdy nie uda — rzekł Bewt.
Książę w nagłym olśnieniu ustalił moment, kiedy zmieniło się nastawienie Kynesa: było to wtedy, gdy Jessika powiedziała o zachowaniu w depozycie dla Arrakis roślin z oranżerii.
— Czego potrzeba, aby uruchomić ten proces automatyczny, doktorze Kynes? — zapytał Leto.
— Jeśli doprowadzimy do tego, by trzy procent powierzchni Arrakis zajął żywioł roślin zielonych, wytwarzających związki węgla jako składniki pokarmowe, uruchomimy system obiegu — odparł Kynes.
— Woda to jedyny problem? — zapytał książę. Wyczuwał podniecenie Kynesa, sam był podekscytowany.
— Woda przytłacza inne problemy — powiedział Kynes. — Ta planeta ma dużo tlenu bez elementów towarzyszących mu w naturze — rozległych połaci szaty roślin i obfitych źródeł nie związanego dwutlenku węgla, czyli takich na przykład zjawisk, jak wulkany. Tutaj nad rozległymi połaciami pustyni zachodzą nienaturalne reakcje chemiczne.
— Czy macie wstępny projekt?
— Mieliśmy dużo czasu na odtworzenie efektu Tansleya — doświadczenia w małych zespołach na skalę amatorską, z których moja nauka może teraz czerpać robocze dane — wyjaśnił Kynes.
— Tu nie ma tyle wody — oświadczył Bewt. — Tu po prostu nie ma tyle wody.
— Mistrz Bewt jest ekspertem od wody — powiedział Kynes. Uśmiechnął się i powrócił do przerwanego obiadu. Książę walnął z zamachem prawą ręką w stół.
— Nie! Żądam odpowiedzi! Czy jest dosyć wody, doktorze Kynes?
Kynes wbił oczy w talerz. Jessika śledziła grę emocji na jego twarzy. Doskonale się maskuje — pomyślała, ale mając go już zarejestrowanego widziała, że Kynes żałuje swoich słów.
— Czy jest dosyć wody? — zapytał książę.
— Może… jest — odparł Kynes.
Udaje niepewność — pomyślała Jessika. Swym przenikliwym zmysłem prawdy Paul chwycił zasadniczy motyw i ledwo się opanował wezwawszy na pomoc całe swoje wyszkolenie. Wody jest dosyć! Tylko Kynes nie chce, by się o tym dowiedziano.
— Nasz planetolog ma wiele interesujących snów — powiedział Bewt. — Śni wraz z Fremenami o przepowiedniach i mesjaszach.
W paru miejscach za stołem rozległy się chichoty. Jessika zliczyła je: przemytnik, córka producenta filtrfraków, Duncan Idaho, tajemnicza dama do towarzystwa i mętnych interesów. Osobliwie tu się rozkłada napięcie dziś wieczorem — pomyślała. Za dużo dzieje się rzeczy, o których nie mam pojęcia. Będę musiała znaleźć sobie nowe źródła informacji.
Książę przesunął spojrzenie z Kynesa na Bewta, z niego zaś na Jessikę. Czuł się dziwnie zawiedziony, jakby go ominęło coś istotnego.
Читать дальше