Stephen Baxter - Statki czasu

Здесь есть возможность читать онлайн «Stephen Baxter - Statki czasu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1996, ISBN: 1996, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Statki czasu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Statki czasu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powieść napisana została z pozycji pojmowania kosmosu przez człowieka końca dwudziestego wieku i zdobyczy współczesnej nauki; jest nowoczesną reinterpretacją wizji Wellsa. Podróżnik w czasie u Baxtera zmierza ku nieskończoności. Jego zadanie jest daleko ważniejsze niz tylko uratowanie Weeny: prócz tajemnicy przyszłości musi także rozwiązać paradoksy otaczającego go świata.
Autoryzowana kontynuacja
Herberta George’a Wellsa.

Statki czasu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Statki czasu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Pokręcił głową — kolejny gest, którego Nebogipfel nauczył się ode mnie.

— To niemożliwe. Pierwszą osobą, która to wykazała, jest człowiek z twoich czasów: Kurt Gödel.

— Kto taki?

— Kurt Gödel, matematyk, który urodził się jakieś dziesięć lat przed twoją wyprawą w czas...

Ten Gödel — dowiedziałem się z zaskoczeniem, kiedy Nebogipfel ponownie wykazał się głęboką znajomością moich czasów — wykaże w latach trzydziestych dwudziestego wieku, że matematyki nie można nigdy doprowadzić do końca; zamiast tego jej systemy logiczne muszą być zawsze wzbogacane poprzez udowadnianie prawdy lub fałszywości nowych aksjomatów.

— Myślenie o tym przyprawia mnie o ból głowy! Mogę sobie wyobrazić, jak potraktowano tego biednego Gödela, kiedy ogłosił tę wiadomość światu. Ba, mój stary nauczyciel algebry wyrzuciłby go z sali.

— Gödel wykazał — powiedział Nebogipfel — że nasze dążenia do zdobycia wiedzy i zrozumienia nigdy nie ustaną, bo nie istnieje coś takiego jak kres poznania.

Zrozumiałem go.

— Dał wam nieskończony cel.

Uświadomiłem sobie teraz, że Morlokowie przypominają świat mnichów, którzy niestrudzenie usiłują zrozumieć działanie mechanizmów naszego wielkiego wszechświata.

Wreszcie — u Końca Czasu — ta wielka Sfera, ze swoim maszynowym Umysłem i Morlokami — jego cierpliwymi sługami, stanie się czymś w rodzaju Boga, ogarniającego swym zasięgiem Słońce i nieskończoną wiedzę.

Zgodziłem się z Nebogipfelem, że nie może być wyższego celu dla inteligentnego gatunku!

Przećwiczyłem sobie w myśli następne słowa i wypowiedziałem je ostrożnie.

— Nebogipfelu, chcę wrócić na Ziemię. Pomogę wam przy moim wehikule czasu.

Spuścił głowę.

— Cieszę się. To niezmiernie pomoże nam w jego zrozumieniu.

Omówiliśmy dokładniej moją propozycję, ale nie musiałem go dalej przekonywać, gdyż Nebogipfel wydawał się nic nie podejrzewać i nie wypytywał mnie.

Przygotowałem się pospiesznie do opuszczenia tej bezsensownej prerii. Kiedy to robiłem, nie zdradzałem swoich myśli.

Wiedziałem, że Nebogipfel — pomimo swojego zapału, by poznać technikę podróżowania w czasie — zaakceptuje moją propozycję. I w świetle mojego zrozumienia godności Nowych Morloków poczułem pewien ból, że muszę go okłamać!

Rzeczywiście, chciałem wrócić na Ziemię z Nebogipfelem, nie miałem jednak zamiaru tam pozostawać, ponieważ z chwilą, gdy dopadnę mojej machiny, zamierzałem nią uciec w przeszłość.

19. PRZEKROCZENIE PRZESTRZENI MIĘDZYPLANETARNEJ

Zmuszony byłem czekać przez trzy dni, nim Nebogipfel oznajmił, że jest gotowy do wyjazdu; powiedział, że to kwestia odczekania, aż Ziemia i nasza część Sfery ustawią się względem siebie w odpowiedniej pozycji.

Skierowałem myśli ku czekającej mnie podróży z niepokojem — ale nie obawą, bo przecież już przeżyłem jedną taką przeprawę przez przestrzeń międzyplanetarną, choć byłem wtedy nieprzytomny — a równocześnie z narastającym zainteresowaniem. Snułem domysły na temat napędu kosmicznego jachtu Nebogipfela. Pomyślałem o tym, jak Verne kazał swoim lubiącym dyskutować kanonierom z Baltimore wystrzelić z tamtej absurdalnej armaty kulę wypełnioną ludźmi, która miała przelecieć z Ziemi na Księżyc. Wystarczyło jednak kilka obliczeń w myśli, by wykazać, że przyspieszenie potrzebne do wystrzelenia pocisku z prędkością pozwalającą mu umknąć grawitacji ziemskiej byłoby zarazem tak duże, iż moje biedne ciało i ciało Nebogipfela zostałyby rozbryzgane wewnątrz metalowej skorupy jak dżem truskawkowy.

A więc jak?

Powszechnie wiadomo, że przestrzeń międzyplanetarna jest pozbawiona powietrza; nie moglibyśmy zatem polecieć na Ziemię jak ptaki, gdyż one poruszają się na zasadzie prucia powietrza skrzydłami. Bez powietrza nie mogło być prucia! Rozważałem możliwość, że być może mój jacht kosmiczny napędzany będzie przez jakiś nowoczesny silnik rakietowy, gdyż rakieta, która leci dzięki wyrzucaniu za siebie olbrzymich ilości spalanego paliwa, mogłaby funkcjonować w próżni kosmicznej, gdyby umieszczono w niej tlen do podtrzymywania procesu spalania...

Były to jednak proste teorie, które wynikały z mojego dziewiętnastowiecznego rozumowania. Skąd mogłem wiedzieć, co będzie możliwe w roku Pańskim 657 208? Wyobraziłem sobie jachty halsujące w strefie grawitacji słonecznej, jakby poruszały się pod wpływem jakiegoś niewyczuwalnego wiatru, lub, pomyślałem, można będzie w jakiś sposób manipulować polem magnetycznym lub innymi polami.

Konstruowałem tak w myślach kolejne teorie, aż przyszedł Nebogipfel, by po raz ostatni zabrać mnie z Wnętrza.

Kiedy opadaliśmy w ciemność Morloków, stałem z odchyloną do tyłu głową i patrzyłem na oddalające się światło słoneczne, i — tuż przed założeniem gogli — obiecałem sobie, że następnym razem, kiedy poczuję na twarzy ciepło gwiazdy ludzkości, będzie to już w moim stuleciu!

Spodziewałem się, że zostanę przetransportowany do jakiegoś morlokowego odpowiednika portu, gdzie wielkie, hebanowe jachty kosmiczne będą przycumowane do Sfery jak liniowce przy nabrzeżu.

Cóż, niczego podobnego tam nie było; zamiast tego Nebogipfel zaprowadził mnie — przemierzyliśmy nie więcej niż kilka mil za pośrednictwem ruchomej podłogi — do obszaru, który wyróżniał się jedynie brakiem przedmiotów i przegród oraz tym, że przebywało tam niewielu Morloków. Na środku tego obszaru znajdowała się mała, trochę wyższa ode mnie komora z przezroczystymi ścianami — podobna do kabiny dźwigu — która spoczywała na usianej gwiazdami podłodze.

Na znak Nebogipfela wszedłem do kabiny. Morlok podążył moim śladem i drzwi w kształcie membrany zamknęły się szczelnie za nami z syczącym odgłosem. Kabina była w przybliżeniu prostokątna; dzięki zaokrąglonym narożnikom i krawędziom wyglądała trochę jak podłużna pastylka. Nie było tam mebli, ale co kawałek przymocowano pionowe pręty.

Nebogipfel objął swoimi bladymi palcami jeden z nich.

— Powinieneś się przygotować. Przy starcie nastąpi nagła zmiana w ciążeniu.

Te spokojne słowa zaniepokoiły mnie! Oczy Nebogipfela, czarne pod osłoną gogli, patrzyły na mnie ciekawie i badawczo; jak zwykle wprawiało mnie to w zakłopotanie i zobaczyłem, jak Morlok zaciska palce na słupku.

A potem — nastąpiło to szybciej, niż potrafię opisać — podłoga rozsunęła się. Kabina wypadła ze Sfery, a wraz z nią ja i Nebogipfel!

Wykrzyknąłem i chwyciłem pręt jak dziecko trzymające się kurczowo nogi swojej matki.

Spojrzałem w górę i zobaczyłem, że powierzchnia Sfery przemieniła się teraz w olbrzymi, czarny dach, który zasłaniał mi połowę wszechświata. Na środku tego sufitu dostrzegłem trochę jaśniejszy, prostokątny kształt: były to drzwi, przez które wypadliśmy i które zmniejszały się w miarę, gdy się od nich oddalaliśmy, a zresztą już i tak zamykały się nad nami. Drzwi znikały z majestatyczną powolnością, podkreślając fakt, że nasza kabina-kapsuła rzeczywiście zaczyna spadać w przestrzeń kosmiczną. Wiedziałem dokładnie, co się stało: każdy uczeń może uzyskać ten sam efekt, jeśli rozbuja nad głową nanizany na sznurek kasztan, a potem go puści. Cóż, „sznurek”, który przytrzymywał nas w obracającej się Sferze — spoistość jej podłogi — teraz zniknął i zostaliśmy bezceremonialnie wyrzuceni w przestrzeń kosmiczną.

A pode mną — prawie nie byłem w stanie patrzeć w dół — znajdowała się wypełniona gwiazdami jama, bezdenna jaskinia, w którą bez końca spadałem wraz z Nebogipfelem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Statki czasu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Statki czasu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stephen Baxter - The Martian in the Wood
Stephen Baxter
Stephen Baxter - Project Hades
Stephen Baxter
Stephen Baxter - Evolution
Stephen Baxter
Stephen Baxter - Bronze Summer
Stephen Baxter
Stephen Baxter - Iron Winter
Stephen Baxter
Stephen Baxter - Flood
Stephen Baxter
Stephen Baxter - Firma Szklana Ziemia
Stephen Baxter
Stephen Baxter - Les vaisseaux du temps
Stephen Baxter
Stephen Baxter - Moonseed
Stephen Baxter
Stephen Baxter - Exultant
Stephen Baxter
Stephen Baxter - Coalescent
Stephen Baxter
libcat.ru: книга без обложки
Stephen Baxter
Отзывы о книге «Statki czasu»

Обсуждение, отзывы о книге «Statki czasu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x