Wstrząsnął nią dreszcz.
— Co ci dolega?
— To twoje słowa… Psychiatrzy to ludzie najbardziej podatni na szaleństwo, prawda? Przypuszczam, że to nie tylko dlatego, iż grzebią w psychice innych, ale także dlatego, że ich maszyny i urządzenia wywołują u nich kompleks Boga.
— Dobrze powiedziane — przyznałem.
— Z tego, co przed chwilą powiedziałeś, wynika, iż znajdujemy się w świecie pełnym psychiatrów, a każdy jest podłączony do takich maszyn, od których odłączyć się nie można. To znaczy, w naszym starym świecie, jeśli psychiatra zwariuje, zawsze znajdą się jacyś inni psychiatrzy i jakieś monitory komputerowe, i cała reszta; która jest w stanie coś wyłączyć, wyciągnąć jakąś wtyczkę, wyrwać tego wariata z ciebie; prawda?
Skinąłem głową.
— Park… A kto tutaj monitoruje — to wszystko? Kto tutaj wyciąga wtyczkę?
I na tym, oczywiście, polegał cały problem. Wyrwany z klatki, samopas w domu wariatów, gdzie psychiatrzy są bardziej szaleni od pacjentów i gdzie nie ma nikogo, kto wyciągnąłby wtyczkę; nie ma nawet wtyczki. Nie ma nikogo… pracz mnie.
Był to bardzo męczący dzień. Kiedy w końcu napięcie ustąpiło, położyliśmy się bardzo wcześnie… Miałem problemy ze zgaszeniem lampy naftowej tak, aby się nie poparzyć, ale w końcu odkryłem sposób mocowania klosza, a rodzaj małego kapturka na długim kiju, wiszący obok ręczników — okazał się idealnym narzędziem do gaszenia płomyka. Znacznie później dowiedziałem się, że to narzędzie z kapturkiem właśnie do tego celu zostało skonstruowane.
Pomimo fizycznego wyczerpania, nie mogłem zasnąć. Myślałem o Charonie i o wyzwaniu, jakie stanowił. Oczywiście nie będę w stanie dokonać absolutnie niczego, dopóki nie zetknę się osobiście z ową pseudomagią i nie zorientuję się, z czym tak naprawdę mam do czynienia i czego będę musiał koniecznie się nauczyć. Później zapewne będę musiał znaleźć sobie jakieś zajęcie, nawiązać kontakty z miejscowymi, żeby dowiedzieć się niezbędnych rzeczy o szkoleniu i tych szelmach magikach. Byłbym całkowicie nieskuteczny bez doświadczenia i bez fachowego przeszkolenia na tej planecie. Istniała móżliwość — a nawet prawdopodobieństwo — że politycy ze szczytów władzy, tacy jak Matuze, niekoniecznie dysponowali największą mocą magiczną. Podejrzewałem, że jej umiejętności były odmiennego rodzaju. Niewątpliwie jednak otoczona była i strzeżona przez absolutnie najlepszych w tej dziedzinie i jedyna droga do niej prowadziła poprzez ich szeregi. Jako agent najwyższej klasy, nie miałem najmniejszych wątpliwości, iż będę w stanie opanować tę sztukę na tyle, by znaleźć się wśród najlepszych, jednak byłem jednocześnie wystarczająco praktyczny; by nie sądzić, że uda mi się pokonać wszystkich samemu. Nie, będzie mi potrzebna pomoc… pomoc — ludzi miejscowych. Jednego mogłem być pewien; że system taki jak ten musiał wytworzyć całe mnóstwo wrogów Matuze i że będą to albo kryminaliści, albo psychopaci, albo i jedni, i drudzy. Problem polegał na odnalezieniu ich i odpowiednim zorganizowaniu.
Park? — Jej głos dobiegł mnie wśród ciemności poprzez wiecznie obecny dźwięk deszczu stukającego o dach.
— Tak, Zala?
— Czy — mogę… czy nie miałbyś nic przeciwko temu, gdybym wślizgnęła się do twojego łóżka? Na króciutko? Uśmiechnąłem się w ciemnościach.
— Nie boisz się, że cię uduszę, czy coś w tym sensie?
Wstała i ruszyła w moim kierunku, potykając się po drodze, po czym usiadła na moim łóżku.
— Nie, nie boję się. Gdybym rzeczywiście w ten sposób o tobie myślała, nie zostałabym w tym pokoju ani sekundy. — Wsunęła się pod przykrycie i przytuliła do mnie. Było to bardzo miłe, dziwnie uspokajające, a jednocześnie troszkę niepokojące. Ona była znacznie ode mnie większa. Cóż, będzie trzeba do tego przywyknąć.
— Skąd czerpiesz taką pewność? — prowokowałem ją szeptem. Choć, z drugiej strony, dobrze się stało, że ten problem został tak szybko załatwiony.
— Trudno mi na to odpowiedzieć — odparła. Zawsze potrafiłam właściwie ocenić ludzi.
— Naprawdę? Na przykład?
— Och. Wiem, na przykład, że Tiliar i Garal to para bandziorów, którym nasz los jest najzupełniej obojętny. I że ten potężnie zbudowany drań poprzetrącałby innym kręgosłupy dla samej przyjemności robienia czegoś takiego.
— A co możesz powiedzieć o mnie?
— Nie… nie jestem pewna. Jest gdzieś w tobie pewna bezwzględność, ale nie jesteś psychopatą. To tak, jak gdyby… Cóż, gdybym nie wiedziała, że to niemożliwe, to powiedziałabym, iż nie jesteś Parkiem Lacochem, ale kimś absolutnie innym, kimś, kto zupełnie nie pasuje do tego ciała.
Jej spostrzeżenia były bardzo celne i mój szacunek dla jej intuicji — jeśli to była intuicja — wzrósł niepomiernie. Mimo wszystko należało zachować pozory.
— W pewnym sensie masz rację — powiedziałem ostrożnie. — Nie jestem tym samym człowiekiem, jakim byłem przez całe swe życie. Psychicznie jestem taki, jakim już od dawna powinienem był być. To im przynajmniej muszę oddać. Nie ma już starego Lacocha i nigdy nie wróci. Dokonano jego egzekucji w gabinetach psychiatrycznych, przy mojej pełnej i szczerej współpracy. — To była prawda, tyle że nieco pokrętnie przedstawiona.
— Czy odczuwasz jeszcze jakieś wątpliwości związane z własną tożsamością? — spytała. — To znaczy, czy zdarza ci się pomyśleć o ewentualnej operacji?
Roześmiałem się.
— Nie, już nie — odparłem i udowodniłem prawdę tych słów. Ku naszej obopólnej satysfakcji.
Rozdział czwarty
Rozmowy i przydziały
Przez następne kilka dni uczyliśmy się podstawowych danych na temat planety. Odbyła się seria wykładów, które w normalnej sytuacji byłyby bardzo nudne — i właściwie takimi były. Mimo to nawet najhardziej tępi spośród nas zdali sobie sprawę, że były niezbędne do tego, abyśmy w przyszłości mogli odnaleźć dla siebie jakieś miejsce w tym społeczeństwie.
Gospodarka Charona prawie całkowicie bazowała na rolnictwie, będącym połączeniem hodowli i uprawy roli. Przemysł, pracujący na rzecz usług, był ciągle bardzo prymitywny. Chociaż niewiele można było importować do Rombu Wardena z Zewnątrz — nazwą tą obdarzano wszystko, z wyjątkiem systemu Wardena — planety nie były tak zupełnie pozbawione bogactw naturalnych i dobra z jednego świata mogły być przewożone i wykorzystywane na innym. Istniały tu morskie stworzenia; bogate w białko i minerały, nadające się do spożycia, a także wiele zwierząt lądowych nadających się do hodowli. Skóry z owych jaszczurowatych stworzeń były również bardzo użyteczne. Transportowano je na Cerbera, gdzie najwyraźniej dysponowano jakimiś zakładami przetwórczymi, a tam przerabiano na wszystko, na co się dało, poczynając od doskonałej wodoodpornej odzieży, a na materiałach izolacyjnych dachów kończąc.
Myślałem nieraz o moim odpowiedniku z Lilith. Mnie samemu niełatwo było żyć w pozbawionej technologii cywilizacji Charona; zastanawiałem się, czy byłbym w stanie przetrwać w świecie, którego obywatele mieli zdecydowanie antytechnologiczne nastawienie. „Ja” dawałem sobie zapewne znacznie lepiej radę na Cerberze i na Meduzie, które choć technologicznie znajdowały się na znacznie niższym poziomie niż ten, do którego przywykłem, to jednak bliższe były mej naturze i przyzwyczajeniom.
Innym towarem eksportowym Charona był przypominający drewno materiał, pozyskiwany z lasów deszczowych i stanowiący podstawowy — materiał budowlany na naszej planecie. Jego wytrzymałość, odporność na wodę i twardość powodowały, iż bardziej ceniono go na innych światach od tamtejszych odmian drewna.
Читать дальше