Jako nauczyciel, Hollerbach odznaczał się energią i urokiem osobistym. Nie korzystał z pożółkłych tekstów i prastarych fotografii. Zachęcał uczniów do samodzielnego myślenia i urozmaicał wykłady bogatym słownictwem, popartym żywą gestykulacją.
Podczas którejś zmiany polecił każdemu studentowi zbudować proste wahadło, metalową bryłkę przywiązaną do sznurka, i porównać czas jego oscylacji do czasu palenia się świecy. Rees ustawił wahadło, zgodnie z instrukcją Hollerbacha ograniczył oscylacje do kilku stopni i uważnie liczył kolejne wychylenia. Siedzący kilka ławek dalej Doav, ospale przeprowadzał poszczególne fazy eksperymentu. Ilekroć Hollerbach przestawał zwracać na niego uwagę, śmiertelnie znudzony młodzieniec szturchał rozkołysaną bryłkę palcem.
Niebawem studenci ustalili, że czas ruchu wahadła zależy wyłącznie od długości sznurka i nie wiąże się z masą wahadła. Ten prosty fakt wydał się Reesowi fascynujący, tym bardziej że wykrył tę zależność samodzielnie. Po zajęciach przesiedział w małym, studenckim laboratorium jeszcze wiele godzin. Eksperymentował, zmieniając masę wahadła i zwiększając jego wychylenie.
Na następnej lekcji Hollerbach zrobił niespodziankę. Majestatycznie wszedł do laboratorium, zmierzył studentów wzrokiem, polecił im wziąć stojaki z retortami, do których nadal były przymocowane wahadła, a potem przywołał ich ręką, odwrócił się i opuścił salę.
Studenci poszli za nim, nerwowo ściskając swoje retorty. Doav wywrócił oczy, demonstrując znudzenie.
Hollerbach prowadził grupę aleją pod baldachimem obracających się drzew. Niebo było akurat bezchmurne i światło gwiazd tworzyło jasne cętki na płytach pokładu.
Pomimo dość podeszłego wieku Hollerbach szedł całkiem szybko. Kiedy zatrzymał się pod gołym niebem, kilka metrów za brzegiem latającego lasu, Rees pomyślał, że jego koledzy podobnie jak on czują ten marsz w nogach. Rozejrzał się z zaciekawieniem, mrugając oczami, gdyż raziło go światło gwiazd. Pozorne nachylenie zespawanego pokładu sprawiało, iż czuł się nieswojo.
Hollerbach usiadł ze skrzyżowanymi nogami i polecił studentom, aby zrobili to samo.
Przymocował do płyt kilkanaście świec.
— A teraz, panie i panowie — zawołał — chciałbym, żebyście powtórzyli eksperymenty z naszej ostatniej lekcji. Przygotujcie wahadła. — W grupie rozległy się stłumione jęki, które nie dotarły do uszu Hollerbacha. Studenci rozpoczęli pracę, a Hollerbach wstał i niecierpliwie między nimi krążył. — Pamiętajcie, że jesteście uczonymi — powiedział. — Jesteście tutaj po to, by obserwować, a nie osądzać. Macie robić pomiary i rozumieć…
Rees otrzymał dziwne wyniki. Ostrożnie powtórzył serię testów, gdy tymczasem świece Hollerbacha dopalały się. Wreszcie naukowiec zawołał:
— Jakie wnioski? Doav?
Rees usłyszał ciężki oddech kadeta.
— Żadnej różnicy — oznajmił znużonym głosem Doav. — Taka sama krzywa wyniku jak ostatnim razem.
Rees zmarszczył brwi. Czas, który zmierzył, był dłuższy od wczorajszego, chociaż nie zanotował znaczącej różnicy. Doav udzielił więc niewłaściwej odpowiedzi.
Na pokładzie panowała cisza. Doav niespokojnie przestępował z nogi na nogę.
Hollerbach postanowił dać mu wycisk. Rees z trudem powstrzymywał uśmiech, kiedy stary naukowiec wytykał kadetowi niestaranność i lenistwo, a także zarzucił mu, iż ma klapki na oczach i nie zasługuje na złote galony. Pod koniec reprymendy Doavowi płonęły policzki.
— Usłyszmy prawdę — mruknął Hollerbach, ciężko dysząc. — Baert? — Następny uczeń udzielił odpowiedzi zgodnej z wynikami Reesa. — W takim razie, co się stało? — zagadnął Hollerbach. — Co wpłynęło na zmianę wyniku eksperymentu?
Studenci wysuwali rozmaite hipotezy. Mówili o wpływie światła gwiezdnego na piony wahadeł, o większej niedokładności metody pomiaru, świece Hollerbacha migotały tutaj znacznie częściej niż w laboratorium, oraz innych czynnikach. Sędziwy naukowiec w skupieniu wysłuchiwał kolejnych pomysłów i od czasu do czasu kiwał głową.
Reesa nie przekonała żadna z wygłaszanych teorii. Wpatrywał się w małe urządzenie, gorąco pragnąc, by zdradziło swe sekrety.
W końcu Baert napomknął z wahaniem:
— Może grawitacja?
— No właśnie? — Hollerbach uniósł brwi.
— Znajdujemy się trochę dalej od centrum grawitacji Tratwy, prawda? — Baert niepewnie potarł nos. — Jeśli więc wpływ grawitacji na wahadło jest trochę mniejszy… — Hollerbach przyglądał mu się badawczo, ale milczał. Baert zarumienił się i ciągnął: — To grawitacja sprawia, że wahadło się wychyla, a więc jeśli grawitacja jest mniejsza, okres wychylenia będzie dłuższy… Czy to brzmi logicznie?
— Przynajmniej budzi mniej wątpliwości niż inne propozycje, które tu słyszałem.
Hollerbach przekręcał głowę z boku na bok. — Załóżmy, że masz słuszność, jaki jest więc dokładny związek między siłą grawitacji a okresem?
— Nie możemy tego stwierdzić — odpowiedział Baert. — Potrzebujemy więcej danych.
— No, proszę — zauważył Hollerbach. — To pierwsze inteligentne zdanie wypowiedziane przez was podczas tej szychty. Cóż, panie i panowie, proponuję, żebyście zaczęli zbierać dane. Dajcie mi znać o waszych wynikach — dorzucił i odszedł.
Studenci rozeszli się z mieszanymi uczuciami. Rees chętnie zabrał się do pracy i przez kilka następnych szycht buszował po całym pokładzie, uzbrojony w wahadło, notatnik i zapas świec. Zapisywał okres ruchu wahadła, sporządzał staranne notatki, wykresy logarytmiczne i obliczenia. Uważnie obserwował, jak wahadło ustawia się pod różnymi kątami w stosunku do powierzchni, wykazując, że płaszczyzna pionu zmienia się w zależności od miejsca na Tratwie. Przypatrywał się też powolnym, niepewnym oscylacjom wahadła na samej Krawędzi.
Wreszcie udał się do Hollerbacha.
— Sądzę, że znam odpowiedź — zaczął niepewnie. — Okres ruchu wahadła jest proporcjonalny do kwadratu pierwiastka jego długości, a także odwrotnie proporcjonalny do kwadratu pierwiastka przyśpieszenia zależnego od grawitacji. — Hollerbach nic nie powiedział. Splótł usiane ciemnymi plamami palce i z powagą przyglądał się Reesowi. — Czy mam rację? — Rees nie wytrzymał.
— Chłopcze, musisz się nauczyć, że w nauce nie istnieją proste odpowiedzi. — Hollerbach sprawiał wrażenie rozczarowanego. — Można tylko wysuwać hipotezy.
Stwierdziłeś coś w rodzaju empirycznego proroctwa. W porządku, niech będzie.
Teraz musisz je skonfrontować z teorią, którą poznałeś.
Rees jęknął w duchu, lecz posłusznie zabrał się do wykonania polecenia. Opisał wyniki badań na temat siły i kierunku pola grawitacyjnego Tratwy.
— Pole różnicuje swoją wartość w skomplikowany sposób — oznajmił. — Na początku myślałem, że maleje ono jak odwrotność kwadratu odległości od centrum Tratwy.
Przekonałem się jednak, że to nieprawda. Prawo kwadratu odwrotności obowiązuje tylko w stosunku do mas punktowych albo idealnie kulistych obiektów. Traci ważność w przypadku obiektów o kształcie talerza, takich jak Tratwa.
— Wobec tego, jakie…? — Hollerbach nie dokończył, spojrzał tylko na ucznia.
— Wiem — westchnął Rees. — Powinienem jeszcze nad tym popracować. Zgadza się?
Głowił się nad zagadką dłużej niż nad ruchem wahadła. Musiał się nauczyć łączyć w całość trzy wymiary i wykorzystywać siły wektorowe i powierzchnie ekwipotencjalne oraz dokonywać sensownych, przybliżonych założeń. W końcu jednak rozwiązał problem, lecz zaraz pojawiło się następne pytanie, a potem jeszcze jedno i jeszcze jedno…
Читать дальше