W tym samym momencie Yatek Morah obrócił się ku niemu z laserowym pistoletem w dłoni.
— Zamknij się, Talant — powiedział znużonym głosem i pociągnął za spust. Ypsir padł nieprzytomny i osunął się pod stół. Wszyscy patrzyli na leżącego obserwując, jak powoli wraca do dawnego wyglądu i wkrótce tylko wyraz twarzy świadczył o przepełniającej go nienawiści.
Natychmiast też w drzwiach wiodących do pomieszczenia sypialnego pojawił się Kunser, jednak dla wszystkich było jasne, że nie stanowi on żadnego zagrożenia.
— Pozwólcie mi wziąć kilku ludzi i przenieść go na górę — poprosił. — Będziemy z nim mieć wiele roboty.
Morah skinął głową i schował pistolet do kabury.
— Przetransportujemy kogo się da na południowy kontynent Charona — powiedział do swego meduzyjskiego asystenta. — Kiedy zacznie nam brakować czasu, umieścimy resztę gdziekolwiek na Lilith. Cerber nie nadaje się do tych celów. Powiedz Ypsirowi, kiedy dojdzie do siebie, że może wyrównać rachunki za osiem dni. Jeśli uczyni coś, co będzie wykraczało poza ustalenia tego spotkania, albo jeśli wywoła jakiekolwiek problemy przed upływem wyznaczonego terminu, spotka go natychmiast los jego poprzednika. Przypomnij mu, że nie musimy wiedzieć, gdzie on jest i czym się zajmuje, i że Altavaryjczycy mogą po prostu nakazać jego „wardenkom”, żeby go pożarły, jeśli tylko którykolwiek z nas tego sobie zażyczy. Czy to jest jasne?
Obecni w sali pokonali już osłupienie wywołane wydarzeniami i dochodzili powoli do siebie, podczas gdy Ypsira wynoszono na zewnątrz. Nawet sam Luge skamieniał na ekranie, przerażony i wstrząśnięty swoim pierwszym, bezpośrednim, naocznym zetknięciem z tym, do czego jest zdolny organizm Wardena.
Jedynie Morah zachował całkowitą kontrolę nad sobą.
— Ogłaszam przerwę w obradach na czas nie określony. Wszystkie strony wyrażają zgodę na to, że za siedem dni, poczynając od godziny 24.00, Altavar z jednej strony, a Konfederacja z drugiej, znajdą się w stanie wojny.
Luge wyrwał się z odrętwienia.
— Jakikolwiek wcześniejszy ruch pociągnie za sobą skrajne konsekwencje — ostrzegł. — Zgadzamy się na ten siedmiodniowy okres zawieszenia nie tylko w nadziei na rozwiązania na drodze dyplomatycznej, ale także ze zwykłej przyzwoitości i litości. Jeśli w tym czasie zostaną podjęte jakieś niedozwolone próby, porzucimy obowiązujący w tej chwili plan i wyślemy wszystkie stacje bojowe z zadaniem doprowadzenia do przemiany słońca Rombu w novą.
Siedzący po obydwu stronach stołu robili wrażenie wstrząśniętych tą groźbą, natomiast Altavaryjczyk przyjął ją z pozornym spokojem.
— To byłoby wielce interesujące — zauważył chłodno. — Spowodowałoby to jednak o wiele więcej problemów niż jesteśmy obecnie w stanie przezwyciężyć. Dlatego popieramy pomysł okresu przejściowego. Nie popełnijcie tu jednak żadnego błędu, panowie Senatorowie. Ani bowiem wy, ani Konfederacja, nie przetrwacie i kilku godzin, kiedy zorientujecie się, coście uczynili.
Agent, który przedstawiał się jako pan Carroll, zmarszczył brwi i zerknął nerwowo na Altavaryjczyka na ekranie. Cóż za dziwne sformułowanie, pomyślał sobie. Cóż za przedziwny sposób wyrażenia stanowiska…
Talant Ypsir spędzał większość czasu na swym wytwornym orbitującym satelicie przepełniony ponurymi myślami, jednak ani nie przeszkadzał w ewakuacji, ani nie powstrzymywał swoich ludzi od wykonywania tego, co wykonać należało. Sam jednak przesiadywał w ulubionym ogrodzie w towarzystwie Skry, pojawiając się tylko na krótko w sterowni, by się upewnić, że stacja zostanie w odpowiednim momencie zdjęta z orbity.
Statki transportowe również zbudowane były z modułów, co pozwalało im dzielić się na mniejsze części i lądować w różnych punktach docelowej planety. Normalnie służyły one do transportu wojsk i zaprojektowano je z myślą o połowie tej liczby ludzi, do transportu której teraz je użyto; jednak w wojnie, w której siły ludzkie nie miały odgrywać większej roli, Konfederacja mogła sobie pozwolić na przeznaczenie ich dc innych celów, tym bardziej iż według Kręgi przekonana była o blefie ze strony Altavaru.
Przemieszczanie wielkich mas Meduzyjczyków okazało się nadzwyczaj łatwe. Prawie wszyscy oni zostali wychowani w posłuszeństwie wobec funkcjonariuszy SM oraz swych przełożonych i chociaż mruczeli pod nosem i narzekali, to jednak robili, co im kazano. W dużych miastach było nieco paniki, szczególnie wśród tych grup ludności, które nie wierzyły, że istnieje jakiekolwiek zagrożenie. Część utraciła nagle wiarę, kiedy okazało się, że tak świetnie zorganizowane społeczeństwo nie jest zdolne do obrony, ale ich bunt został szybko i brutalnie zdławiony przez siły porządkowe. Poza tym oświadczono po prostu, że ci, którzy nie chcą odlecieć, mogą pozostać na miejscu… ich żywot jednakże okaże się prawdopodobnie wyjątkowo krótki.
Pan Carroll wykazał szczególną troskę o kolonie dzikich. Byli oni zbyt rozrzuceni, by można było łatwo nawiązać z nimi kontakt, nadto większość nie dawała wiary wiadomościom, jeśli takie do nich w ogóle dotarły, i wręcz uciekała na jeszcze bardziej niedostępne tereny. Wreszcie zmuszony był zarekwirować jeden z promów i udać się do tego jednego, konkretnego osiedla, które tak dobrze znał.
Prom nie wylądował w przeznaczonym do tego celu łożu, ale na płaskim terenie, do czego co prawda nie był przygotowany, ale mógł uczynić to w sytuacji awaryjnej. Drzwi się otwarły, a on stanął w nich — jedyny człowiek na pokładzie — ubrany w ochronny, pomarańczowy kombinezon kosmiczny, chociaż bez hełmu, który zdjął wcześniej. Miał jednak na twarzy gogle i mały respirator, kiedy tak szedł w kierunku skały z podwójnym wodospadem, po raz pierwszy świadom, jak trudna to ziemia dla kogoś, kto nie został przekonstruowany na Meduzyjczyka.
Plac centralny, tak jak się spodziewał, był pusty, on się jednak nie wahał ni chwili, tylko wszedł do tej jedynej, znajdującej się na poziomie gruntu jaskini i dotarł do jej końca. Pochodnie płonęły, co oznaczało, że ludzie muszą być w pobliżu. Przeklinał sam siebie za to, że nie pomyślał o wzięciu jakiegoś dodatkowego źródła światła. Ostatnim razem, kiedy tu był, używał ciała meduzyjskiego i nie zdawał sobie wówczas sprawy z tego, jak cholernie ciemna i niebezpieczna jest ta ścieżka.
Tak jak miał nadzieję, trójka Starszych już na niego czekała na drugim brzegu podziemnej rzeki i obserwowała go bez podejrzliwości i bez lęku.
Stara kobieta po prawej stronie odezwała się.
— Więc jednak powróciłeś? Słowa te zaskoczyły go.
— Wiesz, kim jestem?
— Twoje ciało jest pod względem wardenowskim martwe, jednak twój duch prześwieca przez nie — odpowiedziała druga kobieta. — Twój krok, twój sposób poruszania i mówienia są takie same.
— Wiesz przeto, dlaczego przybyłem.
— Wiemy — odparła pierwsza kobieta. — Nie będziemy nikogo powstrzymywać przed opuszczeniem tego świata, ale sami nie odejdziemy.
— Oni to zrobią — ostrzegał. — Oni to naprawdę zrobią. Ten żar i ta radiacja termiczna, której użyją, stopią skorupę planety. Wiem, że rozumiecie, co to oznacza. Żadna moc wardenowska nie uratuje was przed tym, a sądząc po zachowaniu Altavaryjczyków, oni też nie mają zamiaru tego uczynić.
— Wiemy, a mimo to odejście stąd byłoby równoznaczne z nazwaniem całego naszego dotychczasowego życia i naszych wierzeń kłamstwem — wtrącił mężczyzna. — Kiedy oni uczynią to, o czym mówisz, nasz ratunek powierzymy Bogini Meduzy, która albo nas uratuje, albo weźmie do siebie, jeśli taka będzie Jej wola. Niezależnie jednak od tego, co tutaj się wydarzy, uwolnią się moce o wiele większe niż ta żałosna Konfederacja może sobie wyobrazić, a Ona zapłonie gniewem. I w Niej pokładamy swą ufność.
Читать дальше