— Nie wątpię, że i to już sobie poukładałeś — odparł sucho Jaar.
— I owszem. Przypuszczam, że staracie się kontrolować wielkość ostatecznej osobliwości — powiedział Poole. — Nie zaprzeczysz chyba? Chmara „siewnych” osobliwości sprawi, że ułamek masy planety zostanie odrzucony, odłączony przed końcowym kolapsem. Uważam, że zaplanowaliście tę implozję tak, by powstała czarna dziura miała odpowiednią wielkość i masę.
— Czemu mielibyśmy to robić?
— Jeszcze się nad tym zastanawiam stwierdził ponuro Pooie. — Ale czas trwania… To może zająć całe stulecia. Rozumiem wiele, Jaar, ale nie rozumiem, jak możecie myśleć takimi kategoriami, nie mając dostępu do desenektyzacji.
— Człowiek potrafi planować wydarzenia trwające dłużej niż jego życie — odparł Jaar, młody i pewien siebie.
— Być może. Ale co się stanie, gdy wystrzelicie już ostatnią ze swoich osobliwości? Ziemiostatek ulegnie rozpadowi. Nawet jeśli wewnętrzna skorupa z materiału konstrukcyjnego zapewni jego stabilność, warstwa zewnętrzna ziemia, trawa, samo powietrze — odpłynie w kosmos, skoro tylko wasze źródło siły ciążenia wyrzucone zostanie w przestrzeń.
Wyobraził sobie menhiry unoszące się z murawy niczym kończyny gigantów i odpływające w kosmos. Jaki dziwny byłby to koniec dla starożytnych megalitów, dalece dziwniejszy od tego, jaki wyobrazić by sobie mogli ci, którzy je wyciosali.
— A co się stanie z wami? Wydajecie się zdecydowani odrzucić naszą pomoc. Musicie umrzeć… może już za kilka miesięcy. A już na pewno na długo zanim wasz projekt wyda owoce i rozpocznie się kolaps Jowisza.
Twarz Jaara była spokojna, obojętna, nieporuszona.
— Nie pierwsi poświęcimy życie dla większego dobra.
— A przepędzenie qaxów to właśnie takie większe dobro? Może i tak jest. Ale… — Poole spojrzał w wielkie, brązowe oczy Przyjaciela. — ~ Ale nie sądzę, by chodziło wam wyłącznie o szlachetne samopoświęcenie. Mam rację, Jaar? Nie jesteście zainteresowani naszymi ofertami udostępnienia wam technologii desenektyzacyjnej. A w razie czego można by was bez problemu ewakuować, zanim będzie za późno. Wasze poświęcenie byłoby tak naprawdę całkowicie bezcelowe, nieprawdaż? Ale wy wcale nie boicie się śmierci. Śmierć jest po prostu… bez znaczenia.
Jaar nie odpowiedział.
Poole cofnął się o krok.
— Przerażacie mnie — oznajmił bez ogródek. — I wywołujecie we mnie złość. Wyrywacie z Ziemi Stonehenge. Stonehenge, na rany Chrystusa! A potem macie jeszcze czelność cofnąć się w czasie, by zapoczątkować zniszczenie całej planety… kolaps grawitacyjny większej części wartościowej materii układu. Jaar, nie obawiam się stawienia czoła konsekwencjom moich własnych posunięć. Koniec końców to ja zbudowałem machinę czasu, która tu was sprowadziła. Ale nie pojmuję, jak możecie mieć czelność to zrobić, Jaar — zużyć, zniszczyć tak wiele ze wspólnego dziedzictwa ludzkości.
— Michael, nie powinieneś się tak unosić. Jestem pewien, że Shira powiedziała ci dokładnie to samo. Gdy projekt dobiegnie końca, nic z tego — wskazał jaskinię — nikt z nas nie będzie miał najmniejszego znaczenia. Wszystko zostanie naprawione. Pojmujesz, że nie zamierzamy wyjawić ci niczego więcej ponad to, do czego już sam doszedłeś. Ale nie powinieneś się niepokoić, Michael. Nasze działania służą dobru ludzkości przyszłej i przeszłej…
Poole stanął twarzą w twarz z młodym człowiekiem.
— Jak śmiecie przypisywać sobie coś podobnego, snuć takie plany? wysyczał. Cholera, człowieku, nie możesz mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat. Qaxowie stanowią potworny ciężar dla ludzkości. Widziałem i słyszałem wystarczająco wiele, by być o tym przekonanym. Ale podejrzewam, że wasz projekt to coś więcej, coś potężniejszego i bardziej dalekosiężnego niż jakakolwiek groźba ze strony pojedynczego ciemiężyciela w rodzaju qaxów. Jaar, myślę, że zamierzacie zmienić historię. Ale nie jesteście bogami! Boję się, że możecie być znacznie groźniejsi od qaxów.
Jaar cofnął się odruchowo, zaskoczony wybuchem Poole'a, lecz wkrótce jego twarz przybrała dawny wyraz otwartej pewności siebie.
Poole zatrzymał go przy sobie w jaskini przez jakiś czas, zasypując go argumentami, żądaniami, groźbami. Nie dowiedział się jednak niczego nowego.
W końcu pozwolił, by Jaar powrócił wraz z nim na powierzchnię. Po drodze Poole spróbował uruchomić panel kontrolny windy, tak jak wcześniej uczynił to na jego oczach Przyjaciel. Jaar nie powstrzymywał go. Oczywiście, urządzenie nie zareagowało.
Kiedy wyszli z powrotem na trawiastą równinę, Poole pomaszerował do swego statku pełen gniewu i lęku.
— Michael — głos Harry'ego Poole'a był cichy, lecz brzmiał natarczywie. — Michael. obudź się. Zaczęło się.
Michael Poole niechętnie otrząsnął się ze snu. Odrzucił cienki koc, przetoczył się na plecy i potarł oczy. Zaraz zobaczył, że leżąca obok niego Berg jest już rozbudzona i właśnie siada. Poole wsparł się na łokciach i skrzywił się, czując ukłucie w dolnej części kręgosłupa: w chatce Shiry było cicho, to prawda, zaś powietrze w ziemiostatku nadal było nieruchome i przyjemnie ciepłe, lecz — mimo zapewnień Miriam, że leżenie na twardych powierzchniach wychodzi mu na dobre powątpiewał, czy kiedykolwiek przyzwyczai się do spania na calowej grubości, prawie pozbawionym wyściółki sienniku przykrywającym podłogę z materiału konstrukcyjnego xeelee.
Miriam Berg już wkładała swój jednoczęściowy kombinezon Przyjaciół.
— Co się zaczęło, Harry?
Wirtualna replika jego ojca, zniekształcona dyfrakcją, zawisła nad Poole'em.
— Strumień cząstek wysokoenergetycznych z portalu Złącza przybrał na intensywności. Coś nadciąga, Michael. Inwazja z przyszłości — musimy się stąd wynosić.
Poole. wciąż mocując się z kombinezonem i butami, pogramolił się ku wyjściu z tipi. Zmrużył oczy przed światłem Jowisza i zadarł głowę ku niebu. Wisiał tam portal Złącza, delikatny i piękny, pozornie niewinny i niegroźny.
— Spliny — wyszeptała Berg. — Poślą za nimi spliny. Żywe statki, o których mówi Ii Przyjaciele, okręty wojenne qaxów, część floty okupacyjnej, przybywają, by zniszczyć ziemiostatek. Tak jak oczekiwaliśmy.
W głosie Berg zabrzmiała obca Poole'owi nuta, kruchość, która obudziła w nim atawistyczną chęć wzięcia jej w ramiona, by osłonić ją przed niebem.
— Michael — powiedziała Berg — te istoty pokonają wszystko, co ludzkość zdolna im przeciwstawić — za piętnaście wieków. Co my możemy zrobić? Nie mamy szansy nawet zadrapać ich ohydnej skóry.
— Cóż, możemy się przy najmniej postarać — mruknął Poole. — Dalej, Berg. Musisz być teraz silna, potrzebuję cię. Harry, co się dzieje w reszcie układu?
Wirtual, ostry i wyraźny poza tipi, wzruszył nerwowo ramionami.
— Nie mogę wysłać na zewnątrz żadnej transmisji. Przyjaciele nadal mnie zagłuszają. Ale przebywające w pobliżu statki wykryły strumień cząstek wysokoenergetycznych. — Ponuro spojrzał Michaelowi w oczy. Nikt nie wie, co się dzieje, Michael. Wszyscy trzymają się w przyzwoitej odległości, czekając na nasz raport. Nie domyślają się żadnego zagrożenia w końcu ziemiostatek po prostu orbitował wokół Jowisza przez ten ostatni rok, enigmatyczny, ale nieszkodliwy. Co mogłoby się teraz stać? — Spojrzał mgliście w niebo. — Ludzie są zaciekawieni, Michael. Wyczekują tego, co ma się zdarzyć. Nad każdym miastem Ziemi unoszą się olbrzymie wirtuale ukazujące portal i ziemiostatek… Istny karnawał.
Читать дальше