— Owszem, ale tak mnie zainteresowała, że w tym czasie prawie nic innego nie robiłem. Ponadto Azad ma trochę wspólnego z grami, które studiowałem w przeszłości.
— A jednak pokonał pan osoby poświęcające tej grze całe swoje życie. Kapłan Lin Goforiev Tounse był jednym z faworytów.
— Zauważyłem to — odparł Gurgeh. — Może miałem szczęście. Apeks zaśmiał się krótko i głębiej usiadł w fotelu.
— Możliwe, panie Gurgeh. Bardzo mi przykro, że szczęście opuściło pana podczas losowania do następnej rundy. Lo Wescekibold Ram jest wspaniałym graczem i powszechnie się oczekuje, że poprawi swój poprzedni wynik.
— Mam nadzieję, że go nie rozczaruję swoją grą.
— My również, my również. — Apeks napił się ze szklanki, wstał, podszedł do okna z widokiem na park. Poskrobał grubą szybę, jakby zauważył tam jakąś plamkę. — Nie jest to, ściśle biorąc, moja dziedzina, ale przyznaję, że interesowałyby mnie pańskie plany dotyczące rejestracji Zasad. — Odwrócił się i spojrzał na Gurgeha.
— Jeszcze nie zdecydowałem, jak je sformułuję — odparł Gurgeh. — Prawdopodobnie zarejestruję je jutro.
Apeks kiwał głową ze zrozumieniem. Szarpnął rękaw swego munduru.
— Czy mógłbym panu doradzić pewną… roztropność? (Gurgeh poprosił dronę o przetłumaczenie słowa „roztropność”. Olos poczekał trochę). — Oczywiście musi pan zarejestrować to w Biurze, ale oczywiście wie pan, że pańskie uczestnictwo w zawodach ma wyłącznie aspekt honorowy i to, co pan oświadczy w Zasadach, posiada jedynie wartość… powiedzmy, statystyczną.
Gurgeh poprosił dronę o przetłumaczenie słowa „aspekt”.
— Mętle-pętle, graczychu — bełkotał Flere-Imsaho w marain. — Pitu-zgrzytu. Używał ty słowa „aspekt” w eańskim. Dydu-dydu, łupu-cupu. Przestapunio da da da wać wać cynk lingwy, zacułapał?
Gurgeh stłumił uśmiech.
— W gruncie rzeczy — ciągnął Olos — zawodnicy muszą być przygotowani do obrony swych Zasad, jeśli Biuro któregoś z nich do tego wezwie, mam jednak nadzieję, że rozumie pan, iż w pańskim wypadku taka ewentualność jest niezwykle mało prawdopodobna. Cesarskie Biuro ma świadomość, że… wartości wyznawane w pańskim społeczeństwie mogą się znacznie różnić od naszych. Nie chcielibyśmy wprawić pana w zakłopotanie, zmuszając pana do ujawnienia spraw, które prasa i większość naszych obywateli uznałaby za… obraźliwe. — Uśmiechnął się. — Mój osobisty, nieoficjalny pogląd jest taki, że mógłby pan wyrazić się… wręcz chciałoby się powiedzieć… „mętnie”… i nikt nie miałby o to szczególnych pretensji.
— „Szczególnych”? — spytał Gurgeh niewinnie, zwracając się do brzęczącego i trzeszczącego drony.
— Trele-morele, banaliki. Co mi tutututu zawracasz głowę, Gurgeh?
Gurgeh głośno zakasłał.
— Proszę wybaczyć — powiedział do Olosa. — Rozumiem. Uwzględnię to, formułując swoje Zasady.
— Cieszę się, panie Gurgeh — rzekł Olos. Wrócił na krzesło. — Oczywiście, wyraziłem tylko swój osobisty pogląd. Nie mam powiązań z Urzędem Cesarskim. Moje biuro działa zupełnie niezależnie. Jednak wielką siłą Imperium jest jego spójność… jedność. I chyba nie popełnię większego błędu, domyślając się, jakie stanowisko mogą reprezentować inne cesarskie departamenty. — Lo Shav Olos uśmiechnął się wyrozumiale. — My naprawdę wszyscy harmonijnie współpracujemy.
— Rozumiem.
— Jestem tego pewien, panie Gurgeh. Czy cieszy się pan na wyprawę na Echronedal?
— Bardzo, zwłaszcza dlatego że ten zaszczyt rzadko spotyka goszczących u was graczy.
— Rzeczywiście. — Olos miał rozbawioną minę. — Niewiele osób kiedykolwiek zaproszono na Planetę Ognia. To święte miejsce, symbol wiecznego Imperium i nieśmiertelnej Gry.
— Moja wdzięczność w wielu szczególnych aspektach nie da się wyrazić — wymruczał Gurgeh i lekko się skłonił. Flere-Imsaho parsknął.
Twarz Olosa rozjaśnił szeroki uśmiech.
— Jestem pewien, że ponieważ okazał się pan tak biegły, nawet utalentowany w naszej grze, zasłuży pan również na miejsce w zamku gry na Echronedal. — Apeks spojrzał na ekran w biurku. — Muszę teraz wziąć udział w nieznośnie nudnym posiedzeniu Rady do Spraw Handlu. Wolałbym kontynuować naszą rozmowę, panie Gurgeh, ale musimy ją przerwać w interesie skutecznie regulowanej wymiany towarowej między naszymi licznymi światami.
— Całkowicie pana rozumiem — odparł Gurgeh i wstał równocześnie z Olosem.
— Bardzo mi było miło pana poznać, panie Gurgeh.
— Cała przyjemność po mojej stronie.
— Życzę panu szczęścia w grze z Lo Wescekibold Ramem — powiedział apeks, odprowadzając Gurgeha do drzwi. — Sądzę, że będzie pan go potrzebował. Jestem pewien, że mecz będzie interesujący.
— Mam nadzieję — rzekł Gurgeh.
Wyszli z gabinetu. Olos podał mu rękę — Gurgeh ją uścisnął z nieco zdziwioną miną.
— Do widzenia, panie Gurgeh.
— Do zobaczenia.
Gurgeha i Flere-Imsaho odprowadzono do samolotu na dachu, a Lo Shav Olos odmaszerował innym korytarzem na posiedzenie.
— Gurgeh, ty dupku! — powiedział drona w marain, gdy znaleźli się w module. — Najpierw pytasz, co znaczą dwa słowa, które i tak już znasz, a potem używasz obydwu i…
— Drono — przerwał Gurgeh maszynie, kręcąc głową — ty rzeczywiście niewiele wiesz o graniu.
— Wiem, co to znaczy grać głupiego.
— To lepiej niż odgrywać zwierzątko domowe, maszyno.
Wydała dźwięk podobny do głębokiego westchnienia i po chwili wahania powiedziała:
— Przynajmniej nie musisz się teraz martwić o Zasady. — Zachichotała sztucznie. — Oni nie mniej od ciebie obawiają się, że powiesz prawdę.
Gra Gurgeha z Lo Wescekibold Ramem przyciągnęła ogromną uwagę. Media, zaintrygowane dziwnym, odmawiającym wszelkich wywiadów obcym, wysłały najbardziej zjadliwych reporterów i takich operatorów filmowych, którzy najlepiej potrafiliby uchwycić w różnych momentach wyraz jego twarzy, dzięki czemu można by Gurgeha przedstawić jako człowieka odrażającego, głupawego lub okrutnego, a najlepiej z tymi trzema cechami na raz. Dla fotoreporterów jego niezwykła fizjonomia stanowiła wielkie wyzwanie, jednak wielu Azadian uważało, że wokół przybysza robi się więcej szumu, niż na to zasługuje.
Kibice wymieniali swoje bilety na inne gry, aby zobaczyć właśnie to spotkanie. Na galerii dla gości zabrakło miejsc. Mecz przeniesiono z mniejszej sali do trzykrotnie większego namiotu wzniesionego w parku kilka kilometrów od Wielkiego Hotelu i pałacu cesarskiego, ale nawet ten olbrzymi obiekt był zatłoczony.
Rano Pequil zawiózł Gurgeha na zawody samochodem Biura do Spraw Obcych. Tym razem apeks nie pchał się przed kamery, lecz energicznie rozpędzał reporterów, torując drogę swemu podopiecznemu.
Gurgehowi przedstawiono Lo Wescekibold Rama, przysadzistego apeksa o pooranej twarzy i wojskowej postawie.
Ram grał szybko i zdecydowanie i pierwszego dnia ukończyli dwie wstępne partie, niemal remisując. Dopiero wieczorem, zasypiając przed ekranem, Gurgeh uświadomił sobie, do jakiego stopnia trudno mu się było skoncentrować tego wieczora. Spał prawie sześć godzin.
Następnego dnia rozegrali kolejne dwie partie wstępne, ale za obopólną zgodą mecz przeciągnął się na sesję popołudniową. Gurgeh czuł, że przeciwnik go testuje, usiłuje zmęczyć lub przynajmniej sprawdzić jego wytrzymałość. Przed dojściem do planszy głównej mieli rozegrać sześć partii wstępnych i Gurgeh już wiedział, że gra z Ramem wymaga od niego więcej napięcia niż poprzednie mecze z dziewięcioma zawodnikami naraz.
Читать дальше