Gurgeh spojrzał na widzów — wyli entuzjastycznie, gdy kobieta powaliła obcego i skoczyła na niego, wpychając go pod parującą maź.
— Często tu przychodzisz? — spytał swego towarzysza. Ten zaśmiał się donośnie.
— Nie, ale sporo tu zostawiam — Wielkie zielone oczy ambasadora błysnęły.
— Odprężasz się? Za pokręcił głową.
— Wcale nie. Powszechnie błędnie się uważa, że zabawa jest odprężająca. Jeśli tak jest, nie odprężasz się odpowiednio. Po to jest właśnie Dziura — by dać zabawę. Zabawa i hazard. W ciągu dnia trochę tu wszystko przycicha, ale i tak może być szałowo. Najgorsze są festiwale drinków. Dziś nie powinno być burdy. Jest dość spokojnie.
Tłum wrzeszczał; kobieta przytrzymywała głowę obcego pod powierzchnią mazi; karzeł szamotał się rozpaczliwie.
Gurgeh znów spojrzał na scenę. Obcy słabł; naga, oblepiona mazią Azadianka wpychała jego głowę w czerwoną bąbelkującą packę.
— Więc jednak walczyli? — Gurgeh spojrzał na Za.
— Trudno powiedzieć — odparł Za i wzruszył ramionami. Kobieta nadal wpychała w maź bezwładne teraz ciało obcego.
— Zabiła go? — Gurgeh musiał podnieść głos, gdyż widzowie krzyczeli, tupali i walili pięściami w stoły.
Kobieta jedną ręką przyciskała głowę karła, drugą wzniosła triumfalnym gestem, wodząc błyszczącymi oczyma po wiwatującej widowni.
— Nie. Ten mały to Uhnyrchal — powiedział Shohobohaum Za. — Widzisz to coś czarnego, wystającego do góry?
Gurgeh przyjrzał się bliżej — rzeczywiście, ponad czerwoną powierzchnią wystawała czarna wypukłość.
— Tak.
— To jego kutas.
— I w czym mu to pomoże? — Gurgeh spojrzał podejrzliwie na Shohobohauma.
— Uhnyrchalowie potrafią oddychać kutasem — wyjaśnił Za. — Nic się temu facetowi nie stało. Jutro w nocy wystąpi w innym klubie. Może nawet jeszcze dziś wieczorem.
Kelnerka postawiła na stole szklanki. Za pochylił się ku niej i coś jej szepnął. Odeszła.
— Jak będziesz to pił, spróbuj zsyntetyzować Rozbuchanie — poradził Gurgehowi.
Gurgeh kiwnął głową. Obaj sączyli swe drinki.
— Dlaczego Kultura nigdy się nie postarała zrobić z tego cechy genetycznej? — spytał Za, wpatrzony w szklankę.
— Jakiej cechy?
— Zdolności oddychania przez kutasa.
— Kichnięcie w pewnych momentach mogłoby się okazać żenujące odparł Gurgeh po zastanowieniu.
Za roześmiał się.
— Może jednak zalety by przeważyły.
Widownia zawyła. Zwycięska kobieta wyciągała pokonanego za penisa. Głowa i stopy kosmity nadal były pod powierzchnią.
— Ojej! — stęknął Za, popijając.
Ktoś z tłumu rzucił kobiecie sztylet. Złapała go, pochyliła się i odcięła obcemu genitalia; ociekające, podniosła triumfalnie w górę. Tłum szalał z zachwytu. Obcy tonął powoli pod czerwoną gliną, która od jego krwi stopniowo zabarwiała się na czarno. Kobieta stopą przygniatała mu pierś. Na powierzchni ukazały się bąbelki.
— Musiał należeć do podgatunku, o którym jeszcze nie słyszałem — stwierdził Za zaintrygowany.
Odsuwano niskograwitacyjną wannę, a kobieta nadal potrząsała swym łupem przed wiwatującym tłumem.
Shohobohaum Za wstał i powitał cztery niezwykle piękne i zachwycająco ubrane Azadianki, zbliżające się do kopuły. Gurgeh, zgodnie z zaleceniami, zsyntetyzował w gruczołach narkotyk i właśnie zaczynał odczuwać jego działanie w połączeniu z wypitym alkoholem.
Kobiety wydały mu się co najmniej tak piękne jak te, które widział na balu powitalnym, lecz znacznie bardziej przyjacielskie.
Odbyły się kolejne akty — głównie akty seksualne. Poza Dziurą (jak poinformował Za i dwie Azadianki, Inclate i At-sen, siedzące po obu stronach Gurgeha) skończyłyby się one śmiercią obu uczestników — śmiercią przez napromieniowanie lub zaaplikowanie substancji chemicznych.
Gurgeh nie zwracał na to specjalnej uwagi. Odprężał się i sceniczne obscena niezbyt go obchodziły. Najważniejsze nie myśleć o grze, żyć według innych reguł. Wiedział, dlaczego Shohobohaum zaprosił kobiety do stolika. Kontrolował swe odruchy, nie czuł pożądania do dwóch uroczych i dowcipnych istot, między którymi siedział, ale było mu dobrze w ich towarzystwie. Wiedział, że gdyby miał inne preferencje seksualne, ambasador zaprosiłby mężczyzn lub nawet apeksów.
Kobiety wiedziały trochę o Kulturze, słyszały opowieści o modyfikacjach seksualnych u ludzi Kultury i w łobuzerskich żartach porównywały inklinacje i zdolności Gurgeha ze skłonnościami i talentami azadiańskich płci. Schlebiały mu, przyjaźnie kokietowały. Piły z małych szklaneczek i zaciągały się dymem z cienkich fajek. Gurgeh również próbował zapalić, ale tylko się zakrztusił ku uciesze swego towarzystwa. Kobiety miały ciemnogranatowe, długie, kręcone włosy przetykane jedwabiście srebrzystą platynową siateczką z maleńkimi koralikami antygrawitacyjnymi, dzięki którym fryzura unosiła się powoli wraz z każdym wdzięcznym ruchem; nadawało to ich delikatnym głowom nierzeczywisty wygląd.
Na sukni Inclate, z materiału w zmienne, tęczowe wzory, rozrzucone były klejnoty, skrzące się jak gwiazdy. Natomiast At-sen miała na sobie wideosuknię świecącą czerwonawo dzięki własnej ukrytej energii. Kolia na szyi At-sen spełniała rolę małego ekranu telewizyjnego, pokazującego niewyraźny obraz tego, co dzieje się dokoła: Gurgeha, scenę, jedną z pań Shohobohauma i drugą po przeciwnej stronie stołu. Gurgeh pokazał Atsan swoją orbitalową bransoletkę, lecz nie zrobiła ona na kobiecie szczególnego wrażenia.
Za grał w fanty ze swymi dwiema towarzyszkami. Obie chichotały, trzymając w dłoniach małe, niemal przezroczyste karty zrobione z łupków drogocennych kamieni. Jedna z kobiet zapisywała należne fanty w małym notesiku; śmiała się przy tym i udawała, że jest zażenowana.
— Ależ Jernow — powiedziała At-sen — musisz zrobić sobie bliznowy portret, żebyśmy cię nie zapomniały, gdy wrócisz do Kultury, do dekadenckich pań o wielu otworach.
Inclate była rozbawiona.
— Na pewno nie zrobię, nazwa brzmi barbarzyńsko — odparł Gurgeh, na poły poważnie.
— I jest barbarzyńskie. — Obie chichotały w kieliszki. At-san położyła mu dłoń na przegubie. — Nie chciałbyś, żeby po Ea spacerowała osoba z twoim portretem utrwalonym na jej własnej skórze?
— Owszem, ale na której części ciała? — spytał Gurgeh. Obu kobietom wydało się to niesamowicie zabawne.
Za wstał; jedna z jego towarzyszek składała karciane łupki do torebki.
— Gurgeh, udamy się na prywatną pogawędkę. — Za dopił drinka. — A wy troje? — Za skinął wesoło na Inclate i At-sen. Obie wybuchły śmiechem. At-sen zanurzyła palce w swojej szklaneczce i prysnęła kropelkami alkoholu na Shohobohauma, ale ten się uchylił.
— Chodź, Jernow. — Inclate schwyciła Gurgeha za rękę. — Chodźmy stąd wszyscy. Tak tu duszno i hałaśliwie.
— Nie chcę, tylko bym was rozczarował — odparł Gurgeh pogodnie.
— Nie, nie!
Smukłe palce szarpały go za rękawy, zaciskały się na ramionach.
Przez chwilę wszyscy się przekomarzali. Za stał ze swymi dwiema towarzyszkami, uwieszonymi mu po bokach, natomiast Inclate i At-sen namawiały Gurgeha, a nawet usiłowały go podnieść.
Był nieugięty. Za wzruszył ramionami — jego partnerki naśladowały ten obcy im gest.
— Dobrze, siedź tu sobie, graczu — zdecydował wreszcie. — A wy dwie baczcie na niego. Nie pozwalajcie mu rozmawiać z obcymi.
— Twój przyjaciel nie chce nic. Ani tego, co obce, ani tego, co znajome — powiedziała wyniośle At-sen.
Читать дальше