Nim Gurgeh zdążył odpowiedzieć, ze szczytu schodów dobiegł przerażający trzask, jakby dźwięk tysięcy rozbijanych butelek, który toczył się echem po sali balowej.
— Niech to diabli, cesarz. — Za skinął na kieliszek Gurgeha. — Człowieku, wypij do końca!
Gurgeh wstał powoli i wsunął dzbanuszek w dłonie ambasadora.
— Weź, z pewnością docenisz to bardziej niż ja.
Za zakorkował naczynie i schował je w fałdach szaty.
Na szczycie schodów zapanowało ożywienie. Ludzie w sali stworzyli przejście od schodów do dużego błyszczącego fotela, stojącego na podwyższeniu okrytym złocistą materią.
— Pójdź lepiej na swoje miejsce — powiedział Za i już chwytał Gurgeha za dłoń, gdy ten nagle podniósł rękę, by pogłaskać się po brodzie, i ambasador chybił.
Gurgeh skinął głową.
— Idź przodem — powiedział.
Za mrugnął porozumiewawczo. Stanęli przy grupce osób zgromadzonych przed tronem.
— Masz tu swego chłopaka, Pequil — powiedział Za do zmartwionego apeksa, a sam się usunął.
Gurgeh znalazł się obok Pequila, Flere-Imsaho dryfował na wysokości jego pasa, pracowicie brzęcząc.
— Panie Gurgee, już się o pana niepokoiliśmy — szepnął Pequil, zerkając nerwowo na schody.
— Doprawdy? Jakież to pokrzepiające.
Pequil nie miał jednak zadowolonej miny; Gurgeh podejrzewał nawet, że do apeksa znowu ktoś nieprawidłowo się zwrócił.
— Mam dobrą wiadomość, Gurgee — szepnął Pequil i spojrzał na Gurgeha, który usiłował okazać zainteresowanie. — Udało mi się uzyskać dla pana osobistą audiencję u Jego Królewskiej Wysokości Cesarza Regenta Nicosara.
— Jestem bardzo zaszczycony — odparł Gurgeh z uśmiechem.
— Właśnie, właśnie! To nadzwyczajny i wyjątkowy zaszczyt! — wyrzucił z siebie Pequil.
— Więc tego nie spieprz — mruknął z tyłu Flere-Imsaho. Gurgeh spojrzał na maszynę.
Znów rozległ się łomot i nagle całą szerokość schodów zapełniła pstrokata fala ludzi. Gurgeh sądził, że osobnik na czele, ten z długą laską, to cesarz czy też cesarz-regent według określenia Pequila, ale u stóp schodów apeks odsunął się na bok i zawołał:
— Jego Cesarska Wysokość z Kolegium w Candsev, Książę Kosmosu, Obrońca Wiary, Diuk Groasnachek, Pan Ogni Echronedal, Cesarz-Regent Nicosar Pierwszy!
Cesarz, średniego wzrostu, z poważną miną, ubrany był w czerń zupełnie pozbawioną wszelkich ozdób. Otaczali go bajecznie odziani Azadianie trojga płci, w tym dość konserwatywnie umundurowani mężczyźni i apeksowie, prezentujący wielkie miecze i małe karabiny. Przed Imperatorem dreptały duże, rozmaicie umaszczone, cztero — i sześcionożne zwierzęta; założono im kagańce, obroże oraz wysadzane szmaragdami i rubinami smycze, na których prowadzili je tędzy, niemal nadzy mężczyźni, o natłuszczonych ciałach błyszczących matowym złotem.
Imperator przystanął, zagadał do kilku osób — przyklękły przed nim — potem wraz ze świtą przeszedł do grupy osób, w której znajdował się Gurgeh.
W sali zapanowała cisza. Gurgeh słyszał charczenie oswojonych drapieżników. Pequil pocił się, w zagłębieniu policzka szybko pulsowała mu krew.
Nicosar podchodził. Lekko pochylony, wyglądał mniej stanowczo i mniej srogo niż przeciętny Azadianin, tak przynajmniej sądził Gurgeh. Nawet gdy cesarz z kimś rozmawiał, do Gurgeha dochodził tylko głos jego interlokutora. Władca wyglądał młodziej, niż Gurgeh się spodziewał.
Choć Gurgeh dowiedział się wcześniej, że uzyskał audiencję, czuł jednak lekkie zdziwienie, gdy czarno odziany apeks zatrzymał się tuż przy nim.
— Uklęknij! — syknął Flere-Imsaho.
Gurgeh opuścił się na jedno kolano. Cisza się pogłębiła.
— O, cholera — wymamrotała maszyna. Pequil jęknął.
Cesarz spojrzał z uśmiechem na Gurgeha.
— Panie jednokolanowcu. To ty z pewnością jesteś tym naszym cudzoziemskim gościem. Życzymy ci pomyślnej gry.
Gurgeh uświadomił sobie własną gafę i ukląkł również na drugie kolano, ale władca skinął tylko upierścienioną dłonią i dodał:
— Nie, nie trzeba. Podziwiamy oryginalność. W przyszłości oddawaj nam cześć na jednym kolanie.
— Dziękuję, Wasza Wysokość. — Gurgeh skłonił się lekko.
Cesarz skinął głową, odwrócił się i ruszył dalej przejściem między gośćmi.
Pequil z drżeniem odetchnął.
Imperator doszedł do tronu; zagrała muzyka. Ludzie zaczęli rozmawiać, szpaler się rozsypał. Wszyscy trajkotali i gestykulowali. Pequil zaniemówił; wyglądał jakby miał za chwilę zemdleć.
Flere-Imsaho podleciał do Gurgeha.
— Proszę, nigdy więcej tego nie rób — powiedział. Gurgeh zignorował maszynę.
— Przynajmniej nie zaniemówiłeś — stwierdził nagle Pequil, drżącą ręką biorąc drinka z tacy. — Potrafił coś powiedzieć, co, maszyno? — Pequil tak szybko trajkotał, że Gurgeh ledwo go rozumiał. — Większość ludzi jest zmrożonych. Ja byłbym zmrożony. Co tam jedno kolano, to nie ma znaczenia. — Pequil rozejrzał się za mężczyzną z drinkami, potem wpatrywał się w tron, gdzie siedzący cesarz rozmawiał ze swym przybocznym — Co za majestat! — rzekł Pequil.
— Dlaczego jest „cesarzem-regentem”? — spytał Gurgeh. Apeks się pocił.
— Jego Królewska Wysokość musiał podjąć Królewski Łańcuch dwa lata temu po smutnej śmierci imperatora Molsce’a. Naszego Czcigodnego Nicosara wyniesiono na tron, gdyż zajął drugie miejsce w ostatnich rozgrywkach. Nie mam jednak wątpliwości, że zostanie na tej pozycji.
Gurgeh czytał wcześniej o tym, że Molsce umiera, nie wiedział jednak, że Nicosar nie jest uznawany za pełnoprawnego władcę. Teraz widząc wokół podestu zwierzęta i ekstrawagancko ubranych ludzi, zastanawiał się, jakie jeszcze dodatkowe splendory czekają Nicosara, jeśli zwycięży w mistrzostwach.
— Zaproponowałbym ci taniec, ale źle tu patrzą na tańczących ze sobą mężczyzn — powiedział Shohobohaum Za. Wziął z podręcznego stolika owinięte w papier słodycze, podszedł do stojącego przy filarze Gurgeha i poczęstował go, ale ten odmówił. Za włożył do ust kilka ciasteczek. Gurgeh obserwował barwnie ubranych gości, wirujących w tańcu o skomplikowanych figurach. Tuż przy nim unosił się Flere-Imsaho; do jego naelektryzowanej obudowy przyczepiły się skrawki papieru.
— Nie martw się — odparł Gurgeh. — Nie jestem obrażony.
— Świetnie. Dobrze się bawisz? — Za oparł się o kolumnę. — Wydajesz mi się nieco samotny. Gdzie jest Pequil?
— Rozmawia z jakimś cesarskim notablem. Usiłuje załatwić prywatną audiencję.
— No, no, może mu się uda — parsknął Za. — Co myślisz o naszym wspaniałym władcy?
— Wygląda… bardzo władczo — odparł Gurgeh. Z niecierpliwością wskazał swą szatę i poklepał się po uchu.
Za zrobił minę rozbawioną, potem zdziwioną, wreszcie się roześmiał.
— A, mikrofon! — Pokręcił głową, odwinął parę ciasteczek, zjadł je. — Tym się nie martw. Możesz mówić, co chcesz. Nie zostaniesz zabity, nic z tych rzeczy. Nie zależy im na tym. Protokół dyplomatyczny. My udajemy, że w szatach nie ma podsłuchu, a oni udają, że niczego nie słyszeli. Taka mała gierka.
— Skoro tak twierdzisz. — Gurgeh patrzył na podwyższenie.
— Na razie nie ma co patrzeć na tego młodego Nicosara — powiedział Za, wędrując oczami za spojrzeniem Gurgeha. — Wszystkie regalia otrzyma po Mistrzostwach. Obecnie, teoretycznie jest w żałobie po Molsce’u. Czerń to ich kolor żałoby, ma to chyba coś wspólnego z kosmosem. — Przez chwilę obserwował cesarza. — Dziwaczny układ, nie sądzisz. Cała władza należy do jednej osoby.
Читать дальше