Czy nauczyciele to zaplanowali? Czy wiedzieli, że dają mu niedoświadczonych, ale znakomitych żołnierzy? Czy dostał tych trzydziestu Starterów, niektórych jeszcze zupełnie małych, właśnie dlatego, że mali chłopcy szybciej się uczą i szybciej myślą? A może każda grupa byłaby zdolna do tego samego, pod warunkiem, że miałaby dowódcę, który wiedział, czego chce od swojej armii i potrafił nauczyć żołnierzy, by to właśnie robili?
Endera męczyły te problemy, ponieważ nie wiedział, czy psuje szyki nauczycielom, czy może spełnia ich oczekiwania.
Jednego był pewien: że niecierpliwie czeka na bitwę. Zwykle armie potrzebowały trzech miesięcy praktyki, ponieważ żołnierze musieli opanować dziesiątki trudnych manewrów. Oni byli już gotowi. Chcieli walczyć.
Drzwi otworzyły się w ciemności. Ender nasłuchiwał. Szuranie stóp.
Potem cichy trzask zamykanych drzwi.
Zsunął się na podłogę i przeczołgał przez dwa metry dzielące łóżko od drzwi. Znalazł pasek papieru. Naturalnie, nie mógł przeczytać, co tam napisano, ale wiedział: bitwa. To miło z ich strony. Zamawia, a oni dostarczają.
* * *
Kiedy zapaliły się światła, Ender miał już na sobie skafander Armii Smoka. Natychmiast wybiegł na korytarz i o 6.01 był przy wejściu do koszar.
— Rozgrywamy bitwę z Armią Królika o 7.00. Zrobimy małą rozgrzewkę w normalnym ciążeniu. Rozebrać się i biegiem do sali gimnastycznej. Zabierzcie skafandry. Prosto stamtąd przechodzimy do sali bojowej.
A śniadanie?
— Nie chcę, żeby ktoś rzygał w czasie walki. Czy można się przynajmniej wysiusiać?
— Najwyżej po dekalitrze.
Śmiali się. Ci, którzy nie sypiali nago, rozebrali się szybko; potem wszyscy zwinęli skafandry i lekkim truchtem pobiegli do sali. Ender dwa razy przegonił ich przez tor przeszkód, następnie podzielił na grupy, ćwiczące na zmianę na trapezie, ławeczkach i materacach.
— Nie przemęczajcie się. Wystarczy, jeśli się rozbudzicie.
Nie musiał się o to martwić. Byli w świetnej formie, sprawni i szybcy, a przede wszystkim podnieceni nadchodzącą bitwą. Kilku zaczęło się siłować — sala gimnastyczna, zwykle nudna i nieciekawa, wobec nadchodzącej bitwy stała się nagle miejscem zabaw i śmiechu. Chłopcy odczuwali pewność siebie, typową dla tych, którzy jeszcze nie walczyli, a sądzą, że są gotowi. Dlaczego nie mieli tak sądzić? Byli gotowi. I on także.
O 6.40 kazał im się ubrać. Potem udzielił wskazówek dowódcom plutonów i ich zastępcom.
— Armia Królika to w większości weterani, ale Carn Carby został ich komendantem dopiero pięć miesięcy temu. Nigdy nie walczyłem pod jego dowództwem. Był świetnym żołnierzem, a Armia Królika od paru lat zajmuje niezłą pozycje w tabeli. Ale pewnie będą walczyć w szyku, więc nie ma się czym martwić.
O 6.50 polecił wszystkim położyć się i odprężyć. O 6.56 wstali i pobiegli korytarzem, prowadzącym do sali bojowej. Od czasu do czasu Ender podskakiwał, by dotknąć palcami sufitu, a chłopcy skakali za nim, starając się trafić w to samo miejsce. Nitka w ich kolorach zboczyła w lewo; Armia Królika już wcześniej skręciła na prawo. O 6.58 stanęli przed bramą.
Plutony ustawiły się w pięciu kolumnach. A i E czekały gotowe, by złapać boczne uchwyty i skoczyć w obie strony. B i D miały użyć równoległych klamer sufitowych i wystartować w górę. Pluton C powinien chwycić próg bramy i rzucić się w dół.
Góra, dół, prawo, lewo. Ender stał z przodu, pomiędzy kolumnami, by nie blokować drogi.
— Gdzie leży brama przeciwnika? — rzucił, by ich przeorientować.
Na dole, odpowiedzieli ze śmiechem. W tym momencie góra stała się północą, dół południem, prawo i lewo wschodem i zachodem.
Szara ściana przed nimi zniknęła i zobaczyli salę bojową. Góra nie była ciemna, ale i nie jasna — lampy świeciły połową mocy, tworząc półmrok. Z daleka widzieli bramę przeciwnika i światełka skafandrów, wsuwające się już do wnętrza. Ender poczuł satysfakcję. Wszyscy wyciągnęli wnioski z błędu Bonza i z tego, jak niewłaściwie wykorzystał Endera Wiggina. Skakali przez bramę od razu i można było najwyżej określić formację, jakiej użyją. Dowódcy nie mieli czasu na zastanowienie. Ender postanowił się nie spieszyć, zaufać swoim żołnierzom, że potrafią walczyć z zamrożonymi nogami, gdyby zbyt późno znaleźli się w sali.
Ocenił zarys pomieszczenia; zauważył znajomą, otwartą kratownicę, typową dla większości wczesnych bitew i podobną do drabinek w parku; w przestrzeni rozmieszczono sześć czy siedem gwiazd. Było ich wystarczająco dużo i na dostatecznie wysuniętach pozycjach, by opłacało sieje zdobywać.
— Rozproszyć się wokół najbliższych gwiazd — polecił Ender. — C spróbuje prześliznąć się po ścianie. Jeśli się uda, A i E ruszają za nim. Jeśli nie, zdecyduję, co dalej. Będę przy D. Idziemy.
Wszyscy żołnierze wiedzieli, co się dzieje, ale taktyka walki zależała wyłącznie od dowódców plutonów. Nawet czekając na instrukcje Endera byli spóźnieni nie więcej niż o dziesięć sekund. Armia Królika na swoim końcu sali wykonywała już jakiś złożony taniec.
We wszystkich armiach, w jakich dotąd służył Ender, w tej chwili musiałby się martwić, czy razem ze swoim plutonem zajmuje właściwe miejsce w szyku. Teraz on i jego ludzie myśleli wyłącznie o tym, by ominąć formację przeciwnika, opanować gwiazdy i kąty sali, a potem rozbić tamtych na rozproszone, zdezorientowane grupki. Nawet po niecałych czterech tygodniach wspólnych treningów, ten sposób walki wydawał się jedyną inteligentną, jedyną możliwą metodą. Ender odczuwał niemal zdumienie, że Armia Królika nie pojęła jeszcze, jak beznadziejnie jest opóźniona.
Pluton C przesuwał się po ścianie, kierując w stronę przeciwników podkurczone kolana. Zwariowany Tom, ich dowódca, najwidoczniej polecił swoim ludziom zamrozić własne nogi. W półmroku był to znakomity pomył, ponieważ oświetlone skafandry ciemniały w punktach trafienia. Dzięki temu żołnierze byli mniej widoczni. Ender musiał pochwalić Toma.
Armia Królika zdołała odeprzeć atak plutonu C, ale wcześniej Zwariowany Toni i jego chłopcy przetrzebili ich porządnie. Zamrozili z tuzin wrogów, zanim wycofali się na pozycję za gwiazdą. Lecz gwiazda znajdowała się na tyłach formacji Królików, a to oznaczało, że będą łatwym celem.
Hań Tzu, zwany powszechnie Kant Zupą, był dowódcą plutonu D. Pospiesznie prześliznął się przez brzeg gwiazdy do miejsca, gdzie czekał Ender.
— Może by przeskoczyć na północ i klęknąć im na głowach?
— Działaj — odparł Ender. — Ja wezmę B na południe, żeby ich zajść od tyłu.
— A i E powoli na ściany! — krzyknął.
Przesunął się po gwieździe stopami w przód, zaczepił palce o krawędź, odskoczył do górnej ściany, po czym odbił się w dół, do gwiazdy plutonu E. Po chwili prowadził ich już do południowej ściany. Odbili się niemal równocześnie, by wylądować za dwoma gwiazdami, bronionymi przez żołnierzy Carna Carby’ego. Przypominało to krojenie masła gorącym nożem. Armia Królika przestała istnieć, pozostało tylko końcowe wymiatanie. Ender rozbił plutony na półplutony, by przeszukać wszystkie zakamarki i znaleźć żołnierzy przeciwnika, którzy byli jeszcze cali, lub tylko trafieni. Po trzech minutach dowódcy plutonów zameldowali, że sala jest czysta. Tylko jeden z chłopców Endera był całkowicie zamrożony — z plutonu C, który wziął na siebie całą siłę uderzenia wroga. Większość została trafiona, na ogół w nogi, często własnymi strzałami. Ogólnie rzecz biorąc, wszystko potoczyło się lepiej, niż Ender oczekiwał.
Читать дальше