Ender widział, jak w żołnierzach narasta niechęć; poznawał to po tym, jak się poruszają, jak patrzą na siebie i unikają wzroku Groszka. Czemu to robił? Co ma wspólnego bycie dobrym dowódcą z wystawianiem tego małego wszystkim pozostałym na cel? Czy mógł mu to robić tylko dlatego, że tak właśnie postępowali z nim? Miał chęć odwołać swoje kpiny, przekonać wszystkich, że ten dzieciak bardziej niż ktokolwiek inny potrzebuje pomocy i przyjaźni. Tyle, że — oczywiście — nie mógł tego zrobić. Nie pierwszego dnia. Pierwszego dnia nawet jego pomyłki musiały się wydawać częścią genialnego planu.
Ender przyciągnął się hakiem bliżej ściany i wskazał na jednego z chłopców.
— Wyprostuj się — polecił. Obrócił chłopca w powietrzu tak, by skierować go stopami w stronę grupy. Kiedy tamten spróbował się poruszyć, skasował go. Inni roześmiali się.
— W co możesz go trafić? — spytał Ender chłopca stojącego na wprost zamrożonego żołnierza.
— Właściwie tylko w stopy.
— A ty? — zwrócił się do jego sąsiada.
— Widzę jego korpus.
— A ty?
— W całe ciało — odpowiedział chłopak stojący dalej w szeregu.
— Stopy nie są zbyt duże. Nie dają dostatecznej osłony — odepchnął zamrożonego z drogi. Potem zgiął nogi w kolanach, jakby klękał w powietrzu i zamroził je. Nogawki kombinezonu zesztywniały natychmiast, nie pozwalając na zmianę pozycji.
Ender przekręcił się tak, że klęczał ponad swymi żołnierzami.
— Co widzicie? — zapytał.
— O wiele mniej — odpowiedzieli. Ender wsunął miotacz między nogi.
— Ja widzę doskonale — oznajmił i zaczął kasować jednego po drugim. — Powstrzymajcie mnie! — zawołał. — Spróbujcie mnie trafić!
Udało im się, ale zdążył unieruchomić trzecią część grupy. Potem użył haka, by rozmrozić siebie i wszystkich pozostałych.
— A teraz — zaczął — w jakim kierunku leży brama nieprzyjaciela?
— Na dole!
— A w jakiej pozycji macie atakować?
Cześć zaczęła tłumaczyć, ale Groszek odpowiedział odskakując od ściany z podkurczonymi nogami, prosto ku bramie nieprzyjaciela, strzelając bez przerwy.
Przez chwilę Ender miał ochotę krzyknąć na niego, ukarać w jakiś sposób; zaraz jednak się opanował, stłumił nieprzyjazny odruch. Czemu miałby się gniewać na tego małego?
— Czy tylko Groszek wie, jak się to robi?
Natychmiast cała armia ruszyła do przodu strzelając z miotaczy trzymanych między nogami i krzycząc ile sił w płucach. Może przyjść taka chwila, pomyślał Ender, kiedy dokładnie takiej strategii będę potrzebował: czterdziestu rozwrzeszczanych chłopców w szaleńczym ataku.
Kiedy wszyscy byli już po przeciwnej stronie, Ender kazał im, wszystkim na raz, zaatakować siebie. Tak, pomyślał. Całkiem nieźle. Dali mi niewyćwiczoną armię, bez jednego dobrego żołnierza, ale przynajmniej nie bandę głupców. Mogę coś z nimi zrobić.
Ustawili się znowu, roześmiani i podnieceni. Wtedy Ender zaczął właściwe zajęcia. Polecił im pozamrażać nogi w pozycji podkurczonej.
— Do czego przydają się wam nogi? W walce.
— Do niczego — odpowiedzieli niektórzy.
— Groszek tak nie uważa — stwierdził Ender.
— Do tego, żeby odpychać się od ścian.
— Bardzo dobrze.
Inni zaczęli protestować, że odpychanie od ścian to poruszanie się, a nie walka.
— Nie ma walki bez ruchu — oświadczył Ender. Chłopcy umilkli i nienawidzili Groszka trochę mocniej. — Czy z zamrożonymi nogami potraficie odpychać się od ścian?
Nikt nie odważył się odpowiedzieć. Bali się błędu.
— Groszek?
— Nigdy nie próbowałem, ale może gdyby stanąć twarzą do ściany, a potem zgiąć w pasie…
— Dobrze, ale nie tak. Patrzcie na mnie. Jestem odwrócony plecami do ściany. Ponieważ klęczę, stopy jej dotykają. Zwykle przy odbiciu pchacie stopami w dół i całe ciało wyciąga się z tyłu jak strączek grochu. Zgadza się?
Śmiech.
— Z zamrożonymi nogami wykorzystuję właściwie tę samą technikę, wyrzucam biodra i uda, tyle że teraz do tyłu odchylają się stopy i ramiona. Kiedy odlatuję, całe ciało jest zwarte i nie ciągnie się z tyłu. Patrzcie.
Wypchnął biodra do przodu i odskoczył od ściany; natychmiast ustabilizował pozycję tak, by podkurczone nogi mieć pod sobą. Wylądował na kolanach, przewrócił się na plecy i odbił w innym kierunku.
— Spróbujcie mnie trafić! — krzyknął. Zaczął wirować lecąc mniej więcej równolegle do ściany, przy której stali jego żołnierze. To wirowanie uniemożliwiało trafienie go ciągłym promieniem.
Rozmroził skafander i hakiem podciągnął się z powrotem.
— Popracujemy nad tym przez pierwsze pół godziny. Wyćwiczycie sobie mięśnie, o których istnieniu nawet nie wiedzieliście. Nauczycie się używać nóg jako tarczy i kontrolować ruchy tak, żebyście mogli wirować. Na bliskich dystansach nic to nie daje, ale z daleka nie mogą wam nic zrobić, kiedy się kręcicie. Promień miotacza musi padać przez chwilę w to samo miejsce, a to niemożliwe przy szybkich obrotach. A teraz zamrozić się i do roboty.
— Czy wyznaczysz nam strefy? — spytał któryś. — Nie, nie wyznaczę. Chcę, żebyście się zderzali, żebyście potrafili sobie z tym radzić w każdych okolicznościach. Chyba, że będziemy ćwiczyć w formacjach. Wtedy pewnie każę się wam zderzać celowo. A teraz, ruszać się!
Kiedy to powiedział, ruszyli.
* * *
Ender wyszedł z sali jako ostatni. Został dłużej, by pomóc najsłabszym w opanowaniu techniki. Mieli dobrych nauczycieli, ale przyszli prosto z grup startowych i brakowało im doświadczenia. Zupełnie sobie nie radzili, gdy trzeba było wykonywać dwie albo trzy rzeczy na raz. Dobrze im szły odbicia z zamrożonymi nogami, nie mieli problemów przy manewrowaniu w powietrzu, ale wystartować w jednym kierunku, strzelać w drugim, odskoczyć od ściany i strzelać we właściwą stronę — to całkowicie przekraczało ich możliwości. Ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia — w tej chwili Ender nie mógł robić nic innego. Strategia i walka w szyku to piękna rzecz, ale na nic się nie przyda, jeśli żołnierze nie potrafią się zachować podczas bitwy.
Musiał przygotować swoją armię już. Wcześnie został dowódcą, a nauczyciele zmieniali reguły, nie pozwalali na zamiany, nie dali mu ani jednego weterana wysokiej klasy. Nie miał gwarancji, że odczekają zwyczajowe trzy miesiące, zanim poślą go do bitwy.
Dobrze, że przynajmniej wieczorami Alai i Shen pomogą mu trenować tych nowych.
Nie wyszedł jeszcze z korytarza prowadzącego do sali treningowej, gdy nagle znalazł się twarzą w twarz z małym Groszkiem. Groszek wyglądał na zagniewanego. Ender nie chciał, by już teraz wynikły jakieś problemy.
— Cześć, Groszek.
— Cześć, Ender.
Chwila milczenia.
— Sir — powiedział cicho Ender.
— Wiem, do czego zmierzasz, Ender, sir, i ostrzegam cię.
— Ostrzegasz?
— Mogę być twoim najlepszym żołnierzem, ale nie zaczynaj ze mną.
— Bo co?
— Bo będę twoim najgorszym żołnierzem. Jedno albo drugie.
— A czego się spodziewasz? Przytulania i buzi na dobranoc? — teraz Ender zaczynał wpadać w gniew. Groszek nie przejął się tym.
— Chcę dostać pluton.
Ender podszedł bliżej i spojrzał w dół, prosto w jego oczy.
— A dlaczego miałbym ci dać pluton?
— Bo wiedziałbym, co z nim robić.
— Nietrudno jest wiedzieć, co robić z plutonem. Trudno jest ich skłonić, żeby to właśnie robili. Dlaczego żołnierze mieliby wykonywać rozkazy takiego małego dupka?
Читать дальше