Nagle kręgosłup Antoinette uległ kompresji — statek w coś uderzył. W bramę doku naprawczego, pomyślała. Xavier zahermetyzował przedtem szyb, żeby on i małpy mogli pracować bez skafandrów.
Statek znów się wzniósł. Antoinette poczuła lekkość w trzewiach.
Potem statek opadł.
Tym razem dźwięk był głuchy. Przez okno Antoinette zobaczyła, że pomarańczowy dym natychmiast zniknął — dok naprawczy stracił całą atmosferę. Ściany się zasunęły, gdy statek wyleciał w kosmos.
— Zatrzymaj! — krzyknął Clock.
— To nie w mojej mocy — odparł Xavier.
— Podstępnie ściągnąłeś nas na statek — stwierdził pająk.
— Więc podaj mnie do sądu — zaproponował Xavier…
— Xavier, powiedz, co się stało. — Antoinette nie musiała krzyczeć, gdyż na „Burzyku” panowała teraz całkowita cisza.
— Pomajstrowałem przy programie awaryjnym, bo sądziłem, że się to przyda, gdybyśmy się znaleźli w określonej sytuacji. I chyba się opłaciło.
— Czy dlatego nie widziałam pracujących małp?
— Mogłabyś mnie chyba pochwalić za przezorność. — Udawał, że jest obrażony.
Byli nieważcy. „Burzyk” odpadał od karuzeli Nowa Kopenhaga, otoczony małą konstelacją rumoszu. Antoinette, mimowolnie zafascynowana, patrzyła i oceniała powstałe zniszczenia: w bramie zrobili dziurę wielkości statku.
— Xave, czy zdajesz sobie sprawę, ile nas to będzie kosztowało? — Trochę dłużej będziemy pod kreską. Uważałem, że to się i tak opłaci.
— Na nic się to wam nie zda — stwierdził Clock. — Jesteśmy tu i jeśli coś nam zrobicie, sami też oberwiecie. Nic nie kombinujcie z rozhermetyzowaniem ani z dużymi przyśpieszeniami. To się nie uda. Problem sprzed pięciu minut pozostał.
— Tylko że nadużyliście naszej życzliwości — zauważył Pink.
— Życzliwa groźba, że rozprujecie czaszkę Antoinette, by do brać się do jej wspomnień? — spytał Xavier. — Taką życzliwość możecie sobie wsadzić tam, gdzie słońce nie dochodzi.
Częściowo zmontowany trał, który pan Pink zapewne wypuścił z dłoni, unosił się teraz swobodnie w kabinie.
— I tak byście się niczego ode mnie nie dowiedzieli, bo ja nie wiem, dokąd poszedł Clavain — oznajmiła Antoinette. — Może nie dość jasno to wyraziłam.
— Niech pan weźmie trał, panie Pink — powiedział Clock. Pink patrzył wściekle na niego, aż ten powtórzył z przesadnym naciskiem: — Pan będzie łaskaw, panie Pink.
— Dobrze, panie Clock — odparł Świnia z odcieniem drwiny. Poruszył się w uprzęży i już się z niej wydostawał, gdy statek gwałtownie ruszył do przodu. Trał — jedyny przedmiot, który nie był przymocowany — walnął w twardą ścianę i rozbił się na kilkanaście błyszczących kawałków.
Czyżby Xavier to wcześniej zaprogramował? — zastanawiała się Antoinette.
— Sprytne, ale niewystarczająco — stwierdził Clock. — Teraz będziemy musieli wydobyć od pani informacje w inny sposób.
Statek miał teraz stały ciąg. A mimo to Antoinette nic nie słyszała i zaczynało ją to niepokoić. Rakiety chemiczne były hałaśliwe, dźwięk przenosił się bezpośrednio przez kadłub, nawet jeśli statek leciał w próżni. Napęd jonowy był cichy, ale nie potrafił wytworzyć aż takiego przyśpieszenia. A tokamakowy silnik plazmowy działał bezdźwięcznie, zawieszony w polu magnetycznym.
Statek napędzała plazma.
Niech to cholera! — pomyślała Antoinette.
Używanie silników plazmowych w Pasie Złomu bezwzględnie karano śmiercią. Nawet stosowanie rakiet jądrowych w tak niewielkiej odległości od karuzeli groziło dolegliwymi sankcjami — na pewno „Burzyk” otrzymałby zakaz latania w kosmosie. Napęd plazmowy stanowił śmiertelne zagrożenie: źle skierowany płomień mógł w sekundę poprzecinać karuzelę.
— Xave, natychmiast przestaw statek z powrotem na napęd chemiczny, jeśli możesz.
— Wybacz, Antoinette, ale uważałem, że tak jest najlepiej.
— Naprawdę?
— Jeśli do czegoś dojdzie, ja zbiorę cięgi. Jesteśmy zakładnikami, a to zmienia zasady gry. Chcę, żeby zaraz pojawiła się u nas policja, a ja tylko wymachuję flagą.
— Xave, w teorii brzmi to świetnie, ale…
— Żadnych ale. Uda się. Zobaczą, że celowo kieruję płomień z dala od obszarów zamieszkanych. Nawiasem mówiąc, wzorzec impulsów zawiera sygnał SOS, ale wysyłamy go z dużą częstotli wością i dlatego go nie czujemy.
— Sądzisz, że gliny to zauważą?
— Nie, ale z pewnością będą mogli to potem zweryfikować. Zobaczą, że wyraźnie wołaliśmy o pomoc.
— Podziwiam pański optymizm — wtrącił się Clock — ale przecież nie dojdzie do rozprawy sądowej. Oni po prostu zestrzelą was za naruszenie przepisów i nigdy nie otrzymacie szansy wy jaśnienia swoich intencji.
— Ma rację — stwierdził pan Pink. — Jeśli chcecie żyć, lepiej zawróćcie statek i popędźcie na Nową Kopenhagę.
— Z powrotem do punktu wyjścia? Chyba pan żartuje.
— Albo to, albo pan zginie, panie Liu. Xavier odpiął pasy fotela.
— Wy dwaj, nie ruszać się. — Wskazał na gości. — Dla waszego dobra.
— A ja? — spytała Antoinette.
— Zostań na swoim miejscu, tak jest bezpieczniej. Wracam za minutę.
Musiała mu zaufać — nie miała innego wyjścia. Tylko Xavier znał szczegóły programu, który zainstalował w Bestii. Teraz nie mogła chodzić po statku, bo groziło to obrażeniami, gdyby statek nagle przyśpieszył. Antoinette wiedziała, że później się pokłócą — nie była zadowolona, że Xavier bez jej wiedzy wprowadza różne triki — teraz jednak musiała przyznać, że Xavier opanował sytuację, nawet jeśli dzięki temu zyskali tylko kilka minut.
Xavier poszedł na pokład załogowy.
Spojrzała wściekle na Clocka.
— Wie pan co, bardziej podoba mi się Clavain niż pan.
* * *
Xavier wszedł na pokład załogowy „Burzyka”, dokładnie zamknął za sobą drzwi i usiadł w fotelu pilota. Displeje konsoli nadal wskazywały dane szczegółowej diagnostyki — nie tak powinny wyglądać displeje statku w locie. Przez trzydzieści sekund Xavier przywracał normalne wskazania awioniki, wprowadzając statek w coś przypominającego rutynowy lot. Syntetyczny głos zaczął od razu na niego wrzeszczeć, że powinien wyłączyć napęd plazmowy, ponieważ zgodnie z namiarami co najmniej ośmiu lokalnych radiolatarni statek nadal znajduje się w rejonie Pasa Rdzy i nie może używać silników mocniejszych od rakiet chemicznych…
— Bestio? — szepnął Xavier. — Lepiej to zrób. Jestem pewien, że do tej pory już nas zauważyli.
Bestia nie odezwał się.
— To bezpieczne. — Nadal szeptał. — Antoinette jest na dole z dwiema kreaturami. W najbliższym czasie nigdzie się nie ruszy.
Gdy statek się odezwał, mówił do niego głosem znacznie cichszym i łagodniejszym, niż zwykł się zwracać do Antoinette.
— Mam nadzieję, Xavierze, że postąpiliśmy słusznie.
Statek dudnił, gdy napęd plazmowy gładko zastąpiły rakiety nuklearne. Ciągle znajdowali się nie dalej niż pięćdziesiąt kilometrów od karuzeli Nowa Kopenhaga, a więc nawet przejście na nuklearny napęd rakietowy stanowiło złamanie długiej listy zasad, ale Xavier chciał przecież, by zwrócono na niego uwagę.
— Ja też, Bestio. Myślę, że wkrótce się przekonamy.
— Chyba mogę rozhermetyzować. Czy możesz tak wpakować Antoinette w skafander, żeby ci dwaj nie robili kłopotów?
— To niełatwe. Już i tak bałem się zostawić ich samych. Obawiam się, że wkrótce zaryzykują i ruszą na spacer. Gdybym zamknął ich w jednej komorze, a Antoinette przeprowadził do innej…
Читать дальше