Tyle rzeczy chcę ci pokazać. W szkole zrobiłem dla ciebie słuchawki…
— Wszystko chcę obejrzeć — przerwał mu brat. — Ale jutro, z samego rana. A teraz nie siedź zbyt długo. Astronauci potrzebują dużo snu, żeby być w pogotowiu — Jaimie uśmiechnął się i wyszedł z pokoju Troya. Były to ostatnie słowa, jakie Troy od niego usłyszał.
Nigdy nie mógł sobie przypomnieć, co usłyszał najpierw, gdy obudził się w środku tej nocy. Straszny lament jego matki mieszał się z bliskim wyciem syren tworząc gmatwaninę wstrząsających, niemożliwych do zapomnienia dźwięków. Troy w samych spodenkach od piżamy dopadł do drzwi i wybiegł na frontowe podwórko. Dźwięk syreny karetki zbliżał się. Matka stała przy końcu krótkiej ścieżki przed domem i pochylała się nad ciemnym ciałem rozciągniętym częściowo na ulicy przed samochodem Jaimiego i częściowo na ich podwórku. Trzech policjantów i pół tuzina zaciekawionych gapiów tłoczyło się wokół oszalałej z bólu matki. — Usiłował — usłyszał, jak mówi jeden z policjantów, gdy w panice starał się uzmysłowić sobie, co się stało — jakoś dostać się do domu. To było niemożliwe.
To niesamowite po tym, ile krwi stracił. Chyba ze cztery razy dostał w brzuch…
Płacz jego matki znowu narastał. W tej chwili Troy poskładał wszystko razem i rozpoznał leżące na plecach ciało. Przeszedł go dreszcz, zaparło mu dech i wtedy padł na kolana obok głowy swojego brata. Jaimie z trudem łapał oddech, miał otwarte oczy, ale niczego chyba nie widział.
Troy kołysał głowę brata. Spojrzał na jego brzuch.
Czerwona koszula była przesiąknięta krwią, która nieprzerwanym strumieniem lała się z miejsca tuż nad genitaliami. Krew była wszędzie. Na dżinsach Jaimiego, na ziemi.
Troy zaniemówił. Potem dostał mdłości. Nie ulżyło. Gorące łzy napełniły mu oczy.
— To chyba porachunki gangsterów, pani Jefferson — powiedział beznamiętnie policjant. — Pewnie jakaś pomyłka. Wszyscy wiedzą, że Jaimie nie zadawał się z takimi typami. — Przybyli reporterzy. Błyskały światła kamer.
Narastał dźwięk syren.
Oczy Jaimiego zrobiły się puste. Żadnego znaku, że oddycha. Troy przycisnął jego głowę do piersi. Instynktownie wiedział, że Jaimie nie żyje. Bezwiednie zaczai szlochać.
— Nie — mamrotał. — Nie, nie mój brat, nie Jaimie. On nigdy nie zrobił nikomu krzywdy.
Ktoś usiłował dodać mu otuchy. Klepnął go po ramieniu. Troy gwałtownie otrząsnął się. — Zostawcie mnie!
— krzyknął przez szloch. — On był moim bratem. On byłmoim jedynym bratem. — Po paru chwilach z czułością ułożył głowę Jaimiego na ziemi. Potem pogrążył się w zupełnej rozpaczy.
Jakieś dziesięć lat później, w marcu 1994 roku, prawie o trzeciej nad ranem Troy Jefferson był w domu sam, gdy zbudziło go wspomnienie tej strasznej chwili. Na nowo odczuł tę rozdzierającą serce stratę i znowu dotarło do niego, bardzo wyraźnie, że większość jego młodzieńczych pragnień umarło wraz z bratem, że porzucił marzenia o wyższych studiach, o tym że będzie astronautą, ponieważ nierozerwalnie wiązały się z pamięcią o nim.
W ciągu trzech lat po śmierci Jaimiego jakoś przebrnął przez średnią szkołę. Jednak to, by ustrzec Troya przed zupełnym porzuceniem nauki, wymagało połączonych wysiłków matki, szkoły i władz miasta. Jak tylko ukończył szkołę, wyjechał z Miami, a raczej uciekł. Chciał być z dala od tego, co się zdarzyło i tego, co mogło się stać. Przez prawie dwa lata błąkał się zatem bez celu po Północnej Ameryce, młody, samotny czarny człowiek pozbawiony miłości i przyjaźni, szukający czegoś, co pozwoliłoby mu przezwyciężyć uczucie pustki, które nieustannie mu towarzyszyło.
Tak więc w końcu dotarłem do Key West, pomyślał Troy kilka lat później, gdy nad ranem ponownie układał się w łóżku, aby pospać jeszcze parę godzin. I z jakiegoś powodu poczułem się tu dobrze. Może to była odpowiednia chwila. Albo może nauczyłem się wystarczająco dużo, by wiedzieć, że życie toczy się dalej. Ale w jakiś sposób mam już Jaimiego za sobą, mimo że rany nigdy się nie zagoiły. Odnalazłem zagubionego Troya. Chyba że tylko mam taką nadzieję.
Nagle powrócił do wyobraźni sen gwałtownie przerwany przez dźwięk syren. Angie w świetle księżyca, w białym kostiumie kąpielowym. Była piękna. A teraz dokończymy pewną sprawę — Troy roześmiał się do siebie. Wracał do snu skupiając się na obrazie Angie.
Dzień dobry, aniołku — powiedział Troy z szerokim uśmiechem, gdy Carol zbliżała się do Florida Queen.
— Gotowi do połowu!
Wyskoczył z łodzi i krzyknął do Nicka, który znajdował się na rufie, za osłoną. — Już jest, profesorze! Wyjdę na parking i wezmę jej sprzęt.
Carol dała mu klucze od swojego samochodu i Troy skierował się w stronę biura przystani.
Carol przez kilka chwil chodziła po nabrzeżu, zanim Nick wyłonił się zza osłony. — Zejdź na łódź — powiedział z nachmurzoną miną. Ciemną ścierką przecierał jakiś ciężki łańcuch. Czuł się strasznie. Miał okropnego kaca.
I wciąż martwił się wydarzeniami poprzedniej nocy. Carol najpierw nic nie powiedziała. Nick przerwał czyszczenie łańcucha i czekał, aż przemówi.
— Nie za bardzo wiem, jak to powiedzieć — zaczęła dobitnym, ale przyjemnym głosem. — Ale to dla mnie ważne, żebym to powiedziała, zanim wsiądę na łódź.
Chrząknęła. — Nick — zabrzmiało to stanowczo. — Nie chcę dziś nurkować z tobą. Będę nurkowała z Troyem.
Rzucił jej pytające spojrzenie. Stał w słońcu i bolała go głowa. — Ale Troy… — zaczął.
— Wiem, co chcesz powiedzieć — przerwała mu. — Że nie ma wystarczającego doświadczenia i że byłoby to niebezpieczne. Spojrzała mu prosto w oczy. — To nie ma dla mnie znaczenia. Mojego doświadczenia wystarczy dla nas obojga. Wolę nurkować z Troyem. Odczekała kilka sekund. — Chyba że nie życzysz sobie…
Tym razem to Nick przerwał Carol. — W porządku, w porządku — powiedział odwracając się tyłem. Był zaskoczony, gdy stwierdził, że jest i wściekły, i dotknięty. Ta kobieta ciągle przysrywa, pomyślał sobie. A mnie się wydawało… Wrócił na drugą stronę osłony, by skończyć przygotowania przy małym ratunkowym dźwigu, który wypożyczyli i wczoraj w nocy zamontowali. Już parokrotnie posługiwali się tym starym sprzętem w innych wyprawach, jego montaż był prosty i nie przysparzał wielu problemów.
Carol weszła na łódź i położyła swoje zdjęcia na stoliku obok koła sterowego. — Gdzie jest trójząb? — zapytała.
— Pomyślałam, że dziś rano jeszcze rzucę na niego okiem.
— Dolna szuflada po lewej stronie, pod sprzętem do nurkowania — padła szybka, ostra odpowiedź.
Wyciągnęła szarą torbę z szuflady, otworzyła ją i wyjęła złoty trójząb. Trzymała go za środkowy, długi pręt. Z jakiegoś powodu sprawiał dziwne wrażenie. Carol z powrotem włożyła przedmiot do torby i wydobyła go po raz drugi. W rękach znowu trzymała ciężki trójząb. Nadal sprawiał dziwne wrażenie. Przypomniała sobie, jak chwyciła za pręt pod nawisem, w wodzie i powoli zacisnęła wokół niego dłoń. Jest grubszy, pomyślała.
Obracała przedmiot w rękach. Co się ze mną dzieje?
— myślała. Zwariowałam? Jak to może być grubszy?
Przyjrzała mu się jeszcze raz z większą uwagą. Tym razem wydało jej się, że poszczególne zęby widelca wydłużyły się i że wyraźnie wzrósł jego ciężar. Do licha, czy to możliwe?
Carol wyciągnęła fotografie, które przyniosła. Wszystkie zostały wykonane pod wodą. Była jednak pewna, że zauważyła dwie drobne zmiany od czasu, gdy fotografowała trójząb. Środkowy pręt wydawał się grubszy, a zęby widelca rzeczywiście sprawiały wrażenie dłuższych.
Читать дальше