— Och. — O tym Mary nie wiedziała. — Ale kopalnia Creig — hton, w której mieści się SNO, należy do Kanady.
— A ściślej mówiąc do kanadyjskiej korporacji INCO. Proszę posłuchać, nie jestem tu po to, by spierać się o kwestie zwierzchnictwa. Chcę tylko, aby pani zrozumiała, że zainteresowanie Stanów Zjednoczonych tą sprawą jest uzasadnione.
— Ach tak. — Głos Mary zabrzmiał lodowato.
Krieger się zreflektował. Zupełnie źle zaczął tę rozmowę.
— Chodzi o to, że jeśli portal między światami ponownie się otworzy, chcemy być na to przygotowani. Obrona tego miejsca raczej nie wydaje się trudnym zadaniem. Może już pani słyszała, że dwudziesty drugi pułk Kanadyjskich Sił Zbrojnych, stacjonujący w North Bay, został wyznaczony do zabezpieczenia portalu przed inwazją lub atakami terrorystycznymi.
— Pan żartuje — powiedziała Mary, choć przypuszczała, że jej gość mówi jak najbardziej serio.
— Nie, profesor Vaughan. Rządy pani i mój traktują tę sprawę bardzo poważnie.
— Ale jaki ma to związek ze mną?
— Potrafiła pani zidentyfikować Pontera Boddita jako neandertalczyka, badając jego DNA, zgadza się?
— Tak.
— I ten test pozwoliłby zidentyfikować każdego neandertalczyka? Można dzięki niemu ponad wszelką wątpliwość stwierdzić, czy ktoś jest neandertalczykiem, czy człowiekiem?
— Neandertalczycy są ludźmi — zauważyła Mary. — Należymy do tego samego rodzaju Homo. Homo habilis, Homo erectus, Homo antecessor — jeśli uznać go za odrębny gatunek — Homo heidelbergensis, Homo neanderthalensis, Homo sapiens. Wszyscy jesteśmy ludźmi.
— W tym punkcie uznaję pani rację — powiedział Krieger, kiwając głową. — Ale w takim razie jak mamy określać siebie w odróżnieniu od nich?
— Homo sapiens sapiens — stwierdziła Mary.
— Mało chwytliwa nazwa, nie sądzi pani? Słyszałem, jak ktoś nazywał nas kromaniończykami. To brzmi lepiej.
— W zasadzie termin ten odnosi się do konkretnej populacji anatomicznie współczesnych ludzi z okresu górnego paleolitu, którzy zamieszkiwali południe Francji.
— W takim razie spytam raz jeszcze: jak mamy nazywać siebie, aby zaznaczyć naszą odrębność od neandertalczyków?
— W świecie Pontera kopalne okazy ludzi, którzy wyglądali tak jak my, określa się mianem Gliksini. To chyba sprawiedliwe rozwiązanie: my w stosunku do nich używamy nazwy, która tak naprawdę odnosi się do ich przodków, a oni w stosunku do nas używają nazwy, która odnosi się do naszych przodków.
— Giiksini? Tak pani powiedziała? — Krieger zmarszczył brwi. — W porządku, myślę, ze ta nazwa będzie odpowiednia. Czy pani metoda badania DNA może nieomylnie rozróżnić każdego neandertalczyka i każdego Gliksina?
Mary ściągnęła brwi.
— Wątpię. W obrębie gatunku istnieją spore różnice i…
— Ale skoro neandertalczycy oraz my, Giiksini, należymy do różnych gatunków, z pewnością istnieją jakieś geny specyficzne tylko dla nich lub tylko dla nas. Na przykład gen, który sprawia, że mają te wały nadoczodołowe.
— Hm, wielu Gliksinów ma wały nadoczodołowe. Jest to cecha dość powszechna na przykład wśród mężczyzn zamieszkujących Europę Wschodnią. Oczywiście wygięty w dwa łuki wał nadoczodołowy neandertalczyka jest bardzo charakterystyczny, ale…
— No a te trójkątne wyniosłości w jamie nosowej? Słyszałem, że to cecha wyłącznie neandertalczyków.
— Tak, to prawda — uśmiechnęła się Mary. — Tylko że trzeba by każdemu zaglądać do nosa…
Kriegera nie rozśmieszyła jej uwaga.
— Miałem raczej na myśli to, czy znalazłaby pani gen odpowiadający za tę cechę.
— Aha. Być może, choć niewykluczone, że oni sami już go znają. Ponter mówił, że dość dawno temu rozpoczęli badania odpowiadające naszemu projektowi poznania ludzkiego genomu. Ale oczywiście mogłabym spróbować określić taki diagnostyczny marker.
— Tak? )ak szybko zdoła to pani zrobić?
— Chwileczkę — przystopowała go Mary. — Na razie mamy tylko DNA z czterech prehistorycznych okazów neandertalczyków i jednego współczesnego. Potrzebna byłaby o wiele większa baza próbek.
— Ale da się to zrobić?
— Niewykluczone, tylko po co?
— Jak długo by to potrwało?
— Przy moich obecnych możliwościach? I gdybym zajmowała się wyłącznie tym? Może kilka miesięcy.
— A gdybyśmy zapewnili cały potrzebny sprzęt i zatrudnili personel? W takiej sytuacji ile czasu potrzebowałaby pani? Pieniądze nie stanowią problemu.
Serce Mary zaczęło żywiej bić. Jako kanadyjski pracownik naukowy nigdy dotąd nie słyszała tych słów. Na uniwersytecie miała znajomych, którzy robili doktoraty w Stanach; często opowiadali o ogromnych, pięcio — lub sześciocyfrowych grantach na badania, i o supernowoczesnym sprzęcie. W ramach pierwszego stypendium badawczego Mary otrzymała marne 3200 dolarów — i to kanadyjskich.
— No cóż… przy nieograniczonych środkach przypuszczam, że udałoby się tego dokonać dość szybko. W ciągu kilku tygodni, jeśli dopisałoby nam szczęście.
— Dobrze. Doskonale. Proszę się tym zająć.
— Hm, z całym szacunkiem, doktorze Krieger, jestem obywatelką Kanady; nie może mi pan mówić, co mam robić.
Krieger natychmiast się zreflektował.
— Oczywiście, że nie. Bardzo przepraszam, pani profesor. Dałem się ponieść entuzjazmowi dla tego projektu. Chciałem prosić, aby podjęła się pani tego zadania. Tak jak wspomniałem, zapewnimy pani cały potrzebny sprzęt i personel oraz odpowiednie wynagrodzenie za pani konsultacje.
Mary czuła, że kręci jej się w głowie.
— Ale dlaczego jest to aż tak ważne?
— Jeżeli brama między światami ponownie się otworzy, możliwe, że na naszym świecie pojawią się neandertalczycy — wyjaśnił Krieger.
Mary spojrzała na niego z ukosa.
— Mam nadzieję, że nie chodzi o to, by móc ich dyskryminować?
Krieger pokręcił głową.
— Nic podobnego, zapewniam panią. Ale taka wiedza umożliwi nam kontrolę imigracji, zapewnienie odpowiedniej opieki medycznej i inne konieczne działania. Przecież nie chcemy, by nieprzytomnej osobie podano nieodpowiedni lek tylko dlatego, że lekarze nie byli w stanie określić, czy to neandertalczyk, czy Gliksin.
— Wystarczy sprawdzić, czy ten ktoś ma wszczepiony implant. Ponter mówił, że na ich świecie wszyscy mają takie urządzenia.
— Nie chcę dyskredytować przekazu pani przyjaciela, proszę mi wierzyć, pani profesor, ale mamy na to tylko jego słowo. A jeśli okaże się, że w swoim świecie jest on warunkowo zwolnionym przestępcą, a to coś jest zwykłym urządzeniem umożliwiającym kontrolowanie jego działań i mają je wyłącznie kryminaliści?
— Ponter nie jest kryminalistą — zaprotestowała Mary.
— Mimo to rozumie pani chyba, że wolimy mieć własne metody określania, do jakiego gatunku zalicza się dana osoba, zamiast polegać wyłącznie na czymś, co znamy z opowieści.
Mary powoli skinęła głową. Oczywiście, jego słowa miały sens. Poza tym istniał już precedens w tej sferze: kanadyjski rząd mnóstwo pracy włożył w określenie definicji tego, kto jest, a kto nie jest Indianinem, aby specjalnymi prawami i programami społecznymi objąć osoby do tego upoważnione. Nie była jednak przekonana…
— Nie ma powodu, aby spodziewać się ponownego otwarcia portalu, prawda? To znaczy, chyba nic na to nie wskazuje? — Chętnie znowu zobaczyłaby Pontera…
— Nie. — Krieger pokręcił głową. — Ale wierzymy w dobre przygotowanie. Będę z panią szczery, przyznaję, że pan Bod — dit wyglądał, hm… powiedzmy, że charakterystycznie. Możliwe jednak, że inny neandertalczyk ma mniej wydatne rysy twarzy i nie będzie się wyróżniał wśród naszych ludzi.
Читать дальше