Aulę po brzegi wypełniali widzowie obu płci. Adikor sprawiał wrażenie spiętego. Po chwili Ponter domyślił się dlaczego. Ostatnim razem Adikor widział na tej sali takie tłumy podczas własnego dooslarm hasadlarm. Teraz ani słowem nie wspomniał o swoim zdenerwowaniu — gdyby to zrobił, musiałby ponownie przeżyć niefortunną historię z Daklar — i Ponter kochał go za ten gest jeszcze bardziej.
Na widowni zasiadło jedenastu Ekshibicjonistów, ubranych w srebrne stroje. Ponter nie zdołał się oswoić z gliksińskim pojęciem „wiadomości”: ze stałym nadawaniem doniesień o tym, co złego działo się na całym świecie. Niektóre kanały robiły to przez dziesięć dziesiątych dnia. Tutaj Kompany — implanty zapewniające bezpieczeństwo wszystkim obywatelom od blisko tysiąca miesięcy — niemal zupełnie usunęły problem kradzieży i napaści. Ale ludzie i tak byli głodni infor macii. Ponter czytał gdzieś, że plotki służą temu samemu celowi wśród ludzi co iskanie wśród innych naczelnych — tworzą więzi. Dlatego niektórzy obywatele w ramach swojego wkładu w społeczeństwo udostępniali transmisje z własnych Kompanów wszystkim, którzy chcieli to oglądać; ludzie włączali Podglądacze i wybierali ulubionego Ekshibicjonistę.
Zazwyczaj najwyżej dwóch obserwowało sesje Rady, ale tym razem chodziło o sprawę budzącą powszechne zainteresowanie i nawet Ekshibicjoniści, którzy zwykle uczestniczyli wyłącznie w wydarzeniach sportowych lub wieczorach poetyckich, znaleźli się na widowni.
Przewodnicząca Najwyższej Rady, Pandaro, oparła się na rzeźbionej drewnianej lasce i wstała, aby przemówić do zebranych.
— Przeanalizowaliśmy kwestie, które przedstawili nam Uczony Huld i Uczony Boddit — oznajmiła. — Przestudiowaliśmy także długie relacje Uczonego Boddita z jego podróży do świata Gliksinów oraz tych niewiele fizycznych dowodów, jakie nam przedstawił.
Ponter dotknął niewielkiego złotego przedmiotu, który czasem nosił na szyi. Wcześniej niechętnie oddał go do analizy i cieszył się, że już go odzyskał. Mare dała mu go, zanim opuścił jej świat. Była to para krzyżujących się prostopadle złotych pręcików, krótszego i dłuższego.
— Po zastanowieniu — ciągnęła Pandaro — uznaliśmy, że potencjalne korzyści z kontaktu z inną wersją Ziemi, ze spotkania innego rodzaju ludzkości oraz poznania jego osiągnięć w dziedzinie nauki, a także potencjalne możliwości wymiany handlowej, są zbyt wielkie, byśmy mogli je zignorować.
— To błąd! — rozległ się jakiś głos z trybuny. — Nie róbcie tego!
Radny Bedros, siedzący obok przewodniczącej Pandaro, utkwił wzrok w osobie, która krzyknęła.
— Twoja opinia została zarejestrowana, jeśli zadałeś sobie trud, żeby wziąć udział w głosowaniu dotyczącym tej sprawy. Zadaniem niniejszej Rady jest podejmowanie decyzji, dlatego proszę łaskawie wysłuchać nas do końca.
— Najwyższa Rada Siwych — podjęła Pandaro — stosunkiem głosów czternaście do sześciu poleca, by Uczeni Huld i Bod — dit ponowili próbę otwarcia portalu do równoległego świata. Rada oczekuje raportów z działań co dziesięć dni i postanawia śledzić tę sprawę i poddawać ją ocenie co trzy miesiące.
Ponter wstał i ukłonił się lekko.
— Dziękuję, Najwyższa Pandaro.
Adikor również podniósł się z miejsca i obaj przyjaciele uścisnęli się serdecznie.
— Zostawcie to na później — powiedziała Pandaro. — Teraz przejdźmy do szpiku spraw związanych z bezpieczeństwem i zdrowiem…
— Witamy w grupie Synergia, profesor Vaughan.
Mary uśmiechnęła się do Jocka Kriegera. Wcześniej nie miała pojęcia, jak może wyglądać siedziba organizacji. Grupa Synergia mieściła się w — hm… w wielkim domu — w bogatej rezydencji w części Rochester zwanej Seabreeze, nad samym jeziorem Ontario. Ponterowi spodobałoby się to miejsce. Po drodze Mary zauważyła czaplę przechadzającą się po piaszczystej plaży, a także kaczki, gęsi i łabędzie w zatoce, wzdłuż brzegu której jeden przy drugim stały prywatne jachty.
— Proszę pozwolić, że panią oprowadzę — zaproponował Krieger, wskazując korytarz wiodący w głąb starej willi.
— Dziękuję — powiedziała. — Proszę, mów mi po imieniu.
— Obecnie pracują dla nas dwadzieścia cztery osoby i wciąż się rozrastamy.
— Aż dwadzieścia cztery osoby zajmują się sprawami imigracji neandertalczyków? — zdziwiła się Mary.
— Nie, nie. Synergia jest zaangażowana w wiele projektów. Sprawa DNA jest dla nas szczególnie ważna, ponieważ chodzi o informacje, które będą nam potrzebne natychmiast po otwarciu portalu, jeśli do tego dojdzie. Zajmujemy się jednak analizą wszystkich aspektów związanych z przybyciem neandertalczyków. Rząd amerykański najbardziej interesują implanty zwane Kompanami i…
— Wielki Brat czuwa — wtrąciła Mary.
Krieger pokręcił głową.
— Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu, jeśli wierzyć w to, co mówił Ponter, Kompany są w stanie szczegółowo rejestrować obraz w zakresie 360 stopni wokół człowieka. Mamy też tutaj czterech socjologów, którzy badają, czy konkretny sposób używania takich urządzeń przez neandertalczyków w celu monitorowania miałby zastosowanie na naszym świecie… choć szczerze mówiąc, wątpię w to. Za bardzo cenimy sobie prywatność. Jednak gdyby doszło do otwarcia portalu, chcemy mieć równe szanse. Skoro ich delegaci mogą bez wysiłku nagrywać wszystko, co widzą i słyszą, chcemy, aby nasi przedstawiciele, odwiedzając ich świat, mogli robić to samo. W końcu nie ma jak konkurencja — uczciwa konkurencja.
— No tak. Tylko Ponter mówił, że jego Kompan nie jest w stanie niczego stąd przesyłać do archiwów alibi; żadne obrazy z jego pobytu tutaj nie zostały zarejestrowane.
— Tak, tak, ale to niewielki problem natury technicznej. Jestem pewien, że wystarczyłoby stworzyć jakieś urządzenie rejestrujące po tej stronie portalu.
Szli długim korytarzem i właśnie dotarli do jego końca. Krieger otworzył drzwi. W dużym pokoju znajdowały się trzy osoby — czarny mężczyzna, biały mężczyzna i biała kobieta. Czarny mężczyzna siedział, mocno odchylając w tył oparcie krzesła i rzucając do kosza kulkami zgniecionego papieru. Biały mężczyzna wpatrywał się w plażę i jezioro Ontario za oknem, a kobieta krążyła przed białą tablicą z markerem w dłoni.
— Frank, Kevin, Lilly, poznajcie Mary Vaughan — odezwał się Krieger.
— Miło mi — powiedziała Mary.
— Specjalizuje się pani w fotografii? — spytała Lilly.
— Słucham?
— W fotografii — powtórzył Frank. — W fotografii — zawtórował mu Kevin, a może było na odwrót.
— Wybraliśmy Rochester dlatego, że Kodak, Xerox i Bausch Lomb mają tutaj swoje główne siedziby — wyjaśnił Krieger. — Jak już wspomniałem, naszym priorytetem jest odtworzenie technologii Kompanów; w żadnym innym mieście na świecie nie ma tylu specjalistów w dziedzinie obrazowania i optyki.
— Aha. — Mary spojrzała na troje ludzi zajmujących pokój. — Nie, moją specjalizacją jest genetyka.
— Aa, znam panią! — oświadczył czarny mężczyzna. Wstał z miejsca, a oparcie jego fotela jęknęło z ulgą, wracając do normalnej pozycji. — Pani jest tą kobietą, która spędziła dużo czasu z NO.
— NO?
— Neandertalskim Obiektem — wyjaśnił Krieger.
— On ma na imię Ponter — zauważyła Mary, trochę urażona.
— Proszę mi wybaczyć. — Czarny mężczyzna wyciągnął do niej rękę. — Nazywam się Kevin Bilodeau, wcześniej pracowałem w grupie innowacji w Kodaku. Chętnie byśmy wypytali panią o szczegóły dotyczące implantu. Pani widziała go z bliska. )ak rozmieszczone były obiektywy?
Читать дальше