Elizabeth Moon - Prędkość mroku
Здесь есть возможность читать онлайн «Elizabeth Moon - Prędkość mroku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: ISA, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Prędkość mroku
- Автор:
- Издательство:ISA
- Жанр:
- Год:2005
- Город:Warszawa
- ISBN:83-7418-065-X
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Prędkość mroku: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prędkość mroku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Prędkość mroku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prędkość mroku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Nic mi nie jest — odpowiadam. Dostrzegam, że mój głos jest zrelaksowany. — Po prostu potrzebowałem chwili przerwy, to wszystko.
— Lepiej stamtąd wyjdź, brachu — mówi. — Zaczynają dostawać tutaj kota.
Wstaję z westchnieniem i otwieram drzwi. Stałość obiektów utrzymuje ich kształt, gdy idę. Ściany i podłoga pozostają płaskie, takie, jakie powinny być. Nie niepokoją mnie refleksy światła na błyszczących powierzchniach. Jim się do mnie uśmiecha.
— Znaczy się, już wydobrzałeś, brachu?
— Zgadza się — zapewniam go. Lou wcześniejszy lubił muzykę. Lou wcześniejszy uspokajał się muzyką… Zastanawiam się, ile muzyki Lou wcześniejszego pamiętam.
Na korytarzu czekają Janis i doktor Hendricks. Uśmiecham się do nich.
— Nic mi nie jest — mówię. — Naprawdę musiałem iść do ubikacji.
— Ale Janis twierdzi, że się przewróciłeś — zauważa doktor Hendricks.
— Tylko się potknąłem — prostuję. — Dezorientacja podczas czytania… lekkie rozstrojenie zmysłów, ale już mi przeszło. — Dla pewności rozglądam się po korytarzu. Wydaje się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. — Chcę porozmawiać z panią o tym, co naprawdę się wydarzyło — zwracam się do doktor Hendricks. — Powiadomiono mnie o przebytej operacji mózgu, ale nie mam żadnych widocznych blizn. A muszę zrozumieć, co dzieje się z moim umysłem.
Wydyma wargi, po czym kiwa głową.
— Dobrze. Wyjaśni to panu jeden z asystentów. Powiem tylko tyle: ten rodzaj chirurgii nie wymaga wykrawania panu wielkich dziur w głowie. Janis, zapisz go na wizytę. — Po czym odchodzi.
Nie sądzę, żebym ją polubił. Wyczuwam w niej osobę zazdrośnie strzegącą swych tajemnic.
Kiedy asystent, pogodny młody człowiek z ognistorudą brodą, wyjaśnił mi, co zrobili, niemal doznałem szoku. Dlaczego Lou wcześniejszy wyraził na to zgodę? Jak mógł podjąć takie ryzyko? Miałbym ochotę go złapać i solidnie nim potrząsnąć, ale teraz jest mną. Jestem jego przyszłością, tak jak on jest moją przeszłością. Jestem wystrzelonym w kosmos promieniem światła, a on — eksplozją, która mnie zrodziła. Nie mówię tego asystentowi, który wydaje się bardzo rzeczowy i pewnie uznałby to za wariactwo. Cały czas zapewnia mnie, że nic mi nie grozi i że o wszystko zadbają; wyraźnie chce mnie uspokoić. Na zewnątrz jestem spokojny. W środku jestem podzielony na Lou wcześniejszego, analizującego wzór na jego krawacie, oraz mnie obecnego, który ma ochotę potrząsnąć Lou wcześniejszym i roześmiać się asystentowi w twarz, oznajmiając mu, że nie chcę być bezpieczny i że nie potrzebuję ich opieki. Jestem już na to za stary. Za późno na bezpieczeństwo w jego rozumieniu tego słowa, a o siebie zadbam sam.
Leżę w łóżku z zamkniętymi oczami, rozmyślając o minionym dniu. Nagle zawisam w przestrzeni, w mroku. Z dala od maleńkich, kolorowych iskierek blasku. Wiem, że to gwiazdy, a tamte obłoki to zapewne galaktyki. Rozbrzmiewa muzyka; znowu Chopin. Jest wolna, zamyślona, niemal smutna. Coś w tonacji e-moll. Potem rozlega się inna melodia, niosąc odmienne uczucie: bardziej namacalna, silniejsza, unosząca mnie niczym fala oceanu, tyle tylko że to fala światła.
Kolory ulegają zmianie: wiem, nie analizując tego, że pędzę ku tamtym odległym gwiazdom, coraz szybciej i szybciej, aż fala światła strząsa mnie z siebie, a ja gnam jeszcze szybciej, niczym mroczna percepcja, w stronę środka przestrzeni i czasu.
Kiedy się budzę, jestem szczęśliwszy niż kiedykolwiek. Sam nie wiem dlaczego.
Podczas następnej wizyty Toma rozpoznaję go i przypominam sobie, że odwiedzał mnie wcześniej. Mam mu tyle do powiedzenia i tyle pytań do zadania. Lou wcześniejszy uważa, że Tom znał go lepiej niż ktokolwiek na świecie. Gdybym mógł, pozwoliłbym Lou wcześniejszemu się z nim przywitać, ale to już nie działa.
— Za kilka dni wychodzimy — informuję go. — Rozmawiałem już z dozorczynią. Włączy z powrotem prąd i wszystko przygotuje.
— Dobrze się czujesz? — pyta.
— Znakomicie — odpowiadam. — Dzięki za wszystkie poprzednie odwiedziny. Przepraszam, że na początku cię nie poznawałem.
Spuszcza wzrok. W jego oczach widzę łzy; jest nimi zakłopotany.
— To nie twoja wina, Lou.
— Nie, ale wiem, że się martwiłeś — mówię. Lou wcześniejszy mógłby o tym nie wiedzieć, aleja wiem. Widzę, że Tom jest człowiekiem, który bardzo przejmuje się innymi. Wyobrażam sobie, jak się czuł, kiedy nie rozpoznałem jego twarzy.
— Wiesz, co będziesz robił? — pyta.
— Chciałem cię prosić, żebyś zapisał mnie do szkoły wieczorowej — odpowiadam. — Chcę wrócić na studia.
— Dobry pomysł — przytakuje. — Na pewno ci pomogę. Co chcesz studiować?
— Astronomię — wyznaję. — Albo astrofizykę. Nie zdecydowałem jeszcze, którą z tych dziedzin, ale na pewno jedną z nich. Chciałbym polecieć w kosmos.
Robi smutną minę i wyraźnie widzę, z jakim wysiłkiem przywołuje na twarz uśmiech.
— Mam nadzieję, że spełnisz swoje marzenia — mówi. A po chwili, jakby nie chciał naciskać: — Szkoła wieczorowa nie zostawi ci zbyt wiele czasu na szermierkę.
— Nie — mówię. — Muszę się po prostu przekonać, jak to wszystko będzie wyglądać. Ale chętnie was odwiedzę, o ile nie masz nic przeciwko temu.
Na jego obliczu odbija się ulga.
— Oczywiście, że nie, Lou. Nie chciałbym tracić cię z oczu.
— Poradzę sobie — zapewniam. Przekrzywia głowę i potrząsa nią.
— Wiesz co, myślę, że tak właśnie będzie. Naprawdę wierzę, że ci się uda.
EPILOG
Aż trudno mi w to uwierzyć, choć wszystko, co osiągnąłem przez ostatnich siedem lat, podporządkowane było właśnie temu celowi. Siedzę oto przy biurku i wprowadzam notatki, a biurko to znajduje się na statku, który przemierza kosmos. Przestrzeń pełną światła. Lou wcześniejszy pochwycą te strumienie informacji, pląsając we mnie jak rozradowany dzieciak. Na zewnątrz udaję powagę i pochłonięcie codzienną pracą, lecz czuję nieznaczny uśmiech w kącikach ust. Obaj wsłuchujemy się w tę samą muzykę.
Kod identyfikacyjny na mojej karcie informuje o stopniu naukowym, grupie krwi, numerze polisy ubezpieczeniowej… Nie ma tam żadnej wzmianki o tym, że niemal czterdzieści lat dorosłego życia spędziłem jako osoba niepełnosprawna, autystyczna. Oczywiście, są tacy, którzy o tym wiedzą: wrzawa medialna wokół nieudanej próby wprowadzenia przez firmę na rynek kuracji wzmagającej koncentrację pracowników przyniosła nam wszystkim większy rozgłos, niż byśmy sobie życzyli. Szczególnie smakowitym kąskiem dla mediów okazał się Bailey. Nie orientowałem się, jak kiepsko przebiegło leczenie w jego przypadku, dopóki nie przeczytałem archiwalnych doniesień prasowych; nigdy nie pozwolili nam go zobaczyć.
Brakuje mi Baileya. To, co mu się przytrafiło, było niesprawiedliwe, i do dzisiaj mam wyrzuty sumienia, choć przecież w niczym nie zawiniłem. Tęsknię za Lindą i Chuyem. Miałem nadzieję, że poddadzą się kuracji, gdy zobaczą, jak wpłynęła na mnie, ale Linda zdecydowała się dopiero w zeszłym roku, kiedy napisałem doktorat. Jej rekonwalescencja trwa. Chuy nie wyraził zgody na leczenie. Gdy widziałem go po raz ostatni, twierdził, że jest szczęśliwy taki, jaki jest Tęsknię za Tomem, Lucią, Marjory i pozostałymi przyjaciółmi z treningów szermierki, którzy tak bardzo pomogli mi w pierwszych latach po kuracji. Wiem, że Lou wcześniejszy kochał Marjory, lecz kiedy spotkałem ją później, nic nie zaiskrzyło. Musiałem wybrać i — podobnie jak Lou wcześniejszy — postanowiłem iść naprzód, zaryzykować sukces, znaleźć sobie nowych przyjaciół i być tym, kim jestem obecnie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Prędkość mroku»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prędkość mroku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Prędkość mroku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.