— Czy myślisz, że Ottar — Thorfinn — i wszystko, co mu się przytrafiło jest opisane w tych sagach?
— Wszystko. Oczywiście pewne fakty zostały opuszczone, niektóre informacje są przekręcone, dwieście lat przekazu z ust do ust to kawał czasu. Ale jego podróż, budowa osady, atak skraellingów — nawet lody i byk, który wystraszył ich w czasie pierwszej wizyty — to wszystko jest tutaj.
— Czy jest tu też powiedziane, co się w końcu z nim stało?
— Z faktu, że wiadomości te zostały przekazane,. wynika jednoznacznie, że żył on aż do powrotu na Islandię, a co najmniej do momentu, w którym spotkał innych normańskich poszukiwaczy przygód, podróżujących tym samym szlakiem. Wersje jego późniejszego życiorysu są zróżnicowane, wszystkie jednak zgadzają się co do tego, że żył jeszcze długo i szczęśliwie.
— To dobrze dla Ottara, zasłużył na to. Nie wiesz, czy Slithey wróciła do niego?
— Gudrid z sagi? Oczywiście. Czytałem o tym wzmiankę w gazetach.
— Tak. Było jasne, że nie napisał tego jej rzecznik prasowy. Coś o zerwaniu z karierą filmową, by móc żyć z jedynym na świecie mężczyzną, którego kocha i najbardziej uroczym dzieckiem pod słońcem. Gdzieś na jego rancho, które co prawda ma nie najlepszą kanalizację, ale jest bardzo miłe i przytulne i pełno tam świeżego powietrza.
— O właśnie. Dokładnie tę samą.
— Biedna Slithey. Zastanawia mnie, czy zdaje sobie sprawo z tego gdzie — czy raczej kiedy — jest to rancho.
Jens uśmiechnął się.
— Przecież to nie ma znaczenia, nie uważasz?
— Chyba masz racje.
Jens wyjął kserokopię, schowaną między okładkami książki.
— Zachowałem to specjalnie dla ciebie, na wypadek gdybyś się u mnie pojawił, Jeden z moich studentów wyszukał to i uznał, że może być dla mnie zabawne. Jest to kopia artykułu z „New York Timesa”, przypuszczam, że z 1935 roku.
„Burda udaremniła posiedzenie” — Barney przeczytał tytuł. — „Kongres Towarzystwa Archeologicznego został przerwany w wyniku bójki, do której doszło w kuluarach pomiędzy dwoma jego uczestnikami… Groźba procesu o potwarz… zarzut, że dr Perkins dopuścił się oszustwa utrzymując, że zaprezentowany przez niego fragment szklanej butelki został odkryty w normańskim wysypisku śmieci w Nowej Fundlandii. Uznano to za mistyfikację, ponieważ tego typu forma nie znajduje żadnych analogii w kulturach średniowiecznej północy. Technika jej wykonania jest zbyt doskonała i w istocie przypomina ona kształtem pojemnik, używany przez powszechnie znaną amerykańską wytwórnię Burbon whisky…
Barney uśmiechnął się i oddał mu artykuł z powrotem.
— Wygląda, że Ottar miał sporo kłopotów z usuwaniem pustych butelek. — Wstał. — Nie lubię żegnać się w taki sposób, ale jestem już naprawdę spóźniony na nasze zebranie.
— Jeszcze tylko jeden drobiazg, zanim pójdziesz. W tych sagach pojawia się często jedno imię, imię człowieka, który odegrał wybitną role w kolonizacji Winlandu. Wspominany jest on we wszystkich sagach, wydaje się, że odbył jedną a może i więcej podróży. Miał też jakoby sprzedać Thorfinnowi okręt, którym ten popłynął do Winlandu.
— Przypominam sobie. To musi być ten… jak on się nazywał… Thorvald Ericksson, facet od którego Ottar kupił okręt.
— Nie, to nie jego imię. To Bjarni Herjolfsson.
— To bardzo interesujące, Jens, ale naprawdę musze już uciekać.
Dopiero na ulicy Barney uzmysłowił sobie, że po dwunastu latach przekazywania z ust do ust taką właśnie formę mogło przybrać jego nazwisko — Barney Hendrickson. Zaparło mu dech ze zdziwienia. pomyśleć, że oni napisali nawet kawałek o mnie.
— Proszę wejść, Panie Hendrickson — powiedziała panna Zucker i, co najdziwniejsze, uśmiechnęła się szeroko. Ponieważ była niezwykle czułym barometrem nastrojów, Barney nabrał pewności, że jego akcje w Climactic poszły ostro w górę.
— Czekaliśmy na ciebie — przywitał go L.M. — Cygaro?
Barney wziął jedno i kłaniając się wszystkim pozostałym, włożył je do kieszeni na piersiach marynarki.
— Jak ci się podoba? — spytała L.M., wskazując na wypchany łeb tygrysa na ścianie. — Resztę położyłem w domu przed kominkiem.
— Wspaniały — odparł Barney. — Nigdy przedtem nie widziałem takiej odmiany tygrysa.
Głowa miała niemal pełny jard długości. Dwa ogromne, dwunastocalowe, albo i większe, kły sterczały w dół, poniżej dolnej szczeki.
— To jest tygrys mieczozębowy — powiedział dumnie L.M.
— Czy jest pan pewien, że nie nazywa się on przypadkiem Tygrysem szablozębnym?
— Tak? Szabla jest przecież odmianą miecza, nieprawdaż? Tych dwóch kaskaderów, jak też oni się nazywają, dało mi to w prezencie. Zajmują się teraz czymś w rodzaju safari, polują, wiesz, a Climactic pobiera od nich pewien procent zdobyczy. Bez żadnych dodatkowych inwestycji, pomijając ten drobiazg, że korzystają z części naszego wyposażenia.
— To cudownie — powiedział Barney.
— No, wystarczy — stwierdził L.M. i zastukał w biurko złotą zapalniczką. — Jestem równie towarzyski jak każdy inny, może nawet bardziej, ale mamy przed sobą kawał roboty. Musimy zastanowić się i to natychmiast w jaki sposób ukoronować błyskotliwy sukces „Kolumba Wikingiem” nowym, jeszcze błyskotliwszym sukcesem. Zebraliśmy się dzisiaj po to, by podjąć w tej sprawie decyzję. Tuż przed twoim przyjściem, Barney, Charley Chang zauważył, że filmy o treści religijnej znów zaczynają wchodzić w modę.
— Nie wątpię — odrzekł Barney i nagle zerwał się na równe nogi.
— L.M., nie…
Ale L.M. uśmiechał się do siebie i nie słyszał niczego.
— I to właśnie — ciągnął — nasunęło mi pomysł absolutnie najbardziej religijnego filmu wszechczasów tematu, który w żaden sposób nie może zawieść!
KONIEC
Tchórz
Niech was wszystkich trolle pożrą!
Jak się nazywasz?
Trucizna!
Gdzie jesteście psy? Wychodżcie!
Czołem przyjacielu, napij się ze mną
Piwo!
Pij!
Tak bardzo dobre
stójcie
Pij!… I witaj na Orkneyach.
barbarzyńców
No dalej! Jeszcze ostatni wysiłek!
Piwo… Szynka, piwo i ser
Wielki Odynie!
Topory, miecze
stary przyjacielu
Do widzenia