Zanim Sheffield zdążył odpowiedzieć, rozległo się dyskretne pukanie do drzwi i do Komnaty Gwiaździstej wprowadzono Saula Dagenhama. Jeszcze nie tak dawno Dagenham był jednym z najznakomitszych uczonych Planet Wewnętrznych — fizykiem o wrodzonej intuicji, głębokiej wiedzy i z komputerem szóstej generacji zamiast mózgu. Ale kiedyś, na Tycho Sands, wydarzył się wypadek i atomowa eksplozja, która powinna była go zabić nie uczyniła tego. Zamiast umrzeć, stał się niebezpiecznie radioaktywny; stał się „gorący”; przekształcił się w dwudziestoczwartowieczną Zapowietrzoną Mańkę.
Rząd Planet Wewnętrznych wypłacał mu 25 000 r rocznie na koszta związane z przedsięwzięciem środków ostrożności, które, jak wierzono, zastosuje. Unikał fizycznego kontaktu z jakąkolwiek osobą przez okres dłuższy niż pięć minut dziennie. Nie mógł przebywać przez więcej niż trzydzieści minut dziennie w żadnym pomieszczeniu nie będącym jego własnym mieszkaniem. Opłacany przez Planety Wewnętrzne, które nakazały mu izolację, Dagenham poniechał badań naukowych i stworzył kolosalne Dagenham Couriers, Inc.
Ujrzawszy niskiego żywego trupa o blond włosach i ołowianoszarej cerze wchodzącego z uśmiechem trupiej główki do Sali Gwiaździstej, Yáng-Yeovil wiedział już, że w spotkaniu tym doznał porażki. Nic nie wskóra mając przeciw sobie tych trzech mężczyzn kierujących się wspólnym interesem. Wstał od razu.
— Udaję się w sprawie Foyla do Admiralicji — oznajmił. — Co do Wywiadu, negocjacje dobiegły końca. Od teraz rozpoczyna się wojna.
— Kapitan Yáng-Yeovil wychodzi — zawołał Presteign do oficera Jaunt-Gwardii, który wprowadził Dagenhama. — Proszę przeprowadzić go przez labirynt.
Yáng-Yeovil zaczekał aż oficer podejdzie do niego i zegnie się w ukłonie, po czym, gdy tamten ruszył przodem w stronę drzwi, Yáng-Yeovil spojrzał prosto w oczy Presteignowi, uśmiechnął się ironicznie i znikł z cichutkim cmoknięciem!
— Presteignie! — wykrzyknął Bunny. — On się jauntował. Ta sala nie jest dla niego ślepa. On…
— Najwyraźniej — przerwał mu lodowatym tonem Presteign.
— Przekaż Szambelanowi — poinstruował oszołomionego oficera Gwardii, — że współrzędne Komnaty Gwiaździstej nie są już tajemnicą. Trzeba je zmienić w ciągu dwudziestu czterech godzin. A teraz, panie Dagenham…
— Chwileczkę — powiedział Dagenham — Admiralicja.
Bez słowa przeprosin, czy chociażby wyjaśnienia znikł także. Presteign uniósł brwi.
— Jeszcze jeden do kompanii obeznanej z tajemnicą Komnaty Gwiaździstej — mruknął pod nosem. — Ten miał chociaż tyle taktu, że nie dał tego po sobie poznać, zanim sekret się oficjalnie nie wydał.
Dagenham zjawił się ponownie.
— Nie ma sensu tracić czasu na kluczenie po labiryncie — powiedział. — Wydałem rozkazy w Waszyngtonie. Przytrzymają Yeovila. Dwie godziny gwarantowane, trzy godziny prawdopodobne, niewykluczone cztery godziny.
— W jaki sposób go przytrzymają? — spytał Bunny. Dagenham posłał mu swój trupi uśmiech.
— Standardowa operacja firmy Dagenham Couriers — ZFZK. Zabawa, fantazja, zamieszanie, katastrofa… będziemy potrzebowali całych czterech godzin. O, cholera! Rozstroiłem twoje kukły, Presteignie. — Roboty zaczęły rzeczywiście pląsać w jakimś lunatycznym tańcu, gdyż twarde promieniowanie emitowane przez Dagenhama zakłóciło działanie ich układów elektronicznych. — No to ja będę leciał.
— Co z Foylem? — spytał Presteign.
— Jeszcze nic. — Dagenham uśmiechnął się swym uśmiechem trupiej główki. — On jest naprawdę wyjątkowy. Próbowałem na nim wszystkich standardowych narkotyków i procedur… Nic. Na zewnątrz jest po prostu zwykłym kosmonautą… jeśli nie brać pod uwagę tego tatuażu na twarzy… ale wewnątrz jest ze stali. Coś ukrywa, ale trudno to z niego wyciągnąć.
— Co ukrywa? — spytał Sheffield.
— Mam właśnie nadzieje się dowiedzieć.
— W jaki sposób?
— Lepiej nie pytaj; stałbyś się wspólnikiem. Czy statek gotowy, Presteignie?
Presteign skinął głową.
— Nie gwarantuję, że będzie jakiś „Nomad”, którego moglibyśmy odnaleźć, ale jeśli będzie, przyjdzie nam zmierzyć się z marynarką. Prawo gotowe, Sheffield?
— Gotowe. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli z niego korzystać.
— Ja też ją mam; ale wracając do sprawy, niczego nie gwarantuję. No dobrze. Czekać w pogotowiu na instrukcje. Idę rozpracować Foyla.
— Gdzie go trzymasz?
Dagenham potrząsnął głową.
— To pomieszczenie nie jest pewne. — Zniknął.
* * *
Jauntował się trasą Cincinnati — Nowy Orlean — Monterey do Mexico City, gdzie pojawił się w Skrzydle I Psychiatrycznym gigantycznego Szpitala Połączonych Uniwersytetów Ziemskich. „Skrzydło” nie było zbyt trafną nazwą dla oddziału, który w metropolii będącej szpitalem zajmował całe śródmieście. Dagenham wjauntował się na czterdzieste trzecie piętro Oddziału Terapii i zajrzał do stojącego w separatce zbiornika, w którym pływał nieprzytomny Foyle. Zerknął na czuwającego przy zbiorniku brodatego, dystyngowanego gentelmana.
— Cześć, Fritz.
— Czołem, Saul.
— A to ci heca. Ordynator Oddziału Psychiatrii pilnuje dla mnie pacjenta.
— Uważam, że jesteśmy ci winni specjalne względy, Saul.
— Ciągle wspominasz Tycho Sands, Fritz? Ja już nie. Czy nie zapaskudzę twojego skrzydła promieniowaniem?
— Mam wszystko zaekranowane.
— Jesteś gotów do brudnej roboty?
— Chciałbym wiedzieć o co ci chodzi.
— O informacje.
— I żeby je uzyskać, musisz zmieniać mój Oddział Terapii w sale przesłuchań?
— To był dobry pomysł.
— Czemu nie zastosujesz zwykłych narkotyków?
— Już próbowałem. Nic z tego. To nie jest zwykły człowiek.
— Wiesz przecież, że to nielegalne.
— Wiem. Co, rozmyśliłeś się? Chcesz się wycofać? Za ćwierć miliona mogę mieć taki sam sprzęt.
— Nie, Saul. Zawsze będziemy twoimi dłużnikami.
— No to zaczynajmy. Najpierw Teatr Koszmaru.
Potoczyli zbiornik korytarzem i wprowadzili go do sali o powierzchni dobrych stu stóp kwadratowych, której ściany, sufit i podłoga wysłane były miękkim materiałem. Przeprowadzano w niej kiedyś jeden z zaniechanych już przez terapeutykę eksperymentów. Teatr Koszmaru stanowił wczesną próbę wstrząsowego ściągania schizofreników z powrotem do realnego świata w drodze przedstawienia świata fantazji, w którym się zamknęli, niemożliwym do zamieszkania. Jednak niszczenie złudzeń i ranienie uczuć pacjentów okazało się zbyt okrutnym i wątpliwym sposobem leczenia.
Przez wzgląd na osobę Dagenhama, ordynator Oddziału Psychiatrii odkurzył trójwymiarowe projektory wizualne i połączył na nowo wszystkie projektory zmysłowe. Dekantowali Foyla ze zbiornika, dali mu zastrzyk ocucający i zostawili na podłodze pośrodku sali. Wytoczyli zbiornik na korytarz, pogasili światła i weszli do zamaskowanej kabiny sterowniczej. Stamtąd włączyli projektory.
Każde dziecko wyobraża sobie, że jego świat fantazji jest sam w sobie niepowtarzalny. Psychiatrzy wiedzą jednak, że rozkosze i lęki wyobraźni osobistej są wspólnym dziedzictwem przypadającym w udziale całemu rodzajowi ludzkiemu. Uczucie strachu, winy, przerażenia i wstydu można ludziom wzajemnie wymieniać i żaden z nich nie dostrzeże różnicy. Oddział Terapii Połączonego Szpitala zarejestrował tysiące taśm emocjonalnych i z uzyskanego w ten sposób materiału powstało jedno skondensowane wszechobejmujące, wszechprzerażające widowisko wystawiane w Teatrze Koszmaru.
Читать дальше