Krzysztof Boruń - Wehikuł Wyobraźni

Здесь есть возможность читать онлайн «Krzysztof Boruń - Wehikuł Wyobraźni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1978, Издательство: Wydawnictwo Poznańskie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wehikuł Wyobraźni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wehikuł Wyobraźni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Antologia opowiadań fantastycznonaukowych polskich pisarzy współczesnych.

Wehikuł Wyobraźni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wehikuł Wyobraźni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Widzieliśmy. Nic takiego rewelacyjnego. Trochę przewodów i krzesło pod hełmem. A z bliska obejrzymy go sobie przy najbliższej rozmowie z Patem — rozpoczął Wan.

— A obejrzyjcie, obejrzyjcie — Max zaśmiał się, tym razem już naprawdę nie wiadomo z czego.

Wobec tak doskonale rozwijającej się konwersacji, Wan przystąpił do istoty rzeczy.

— Kolega — tu wskazał na Tora — dostał właśnie z Europy kilka znaczków. Nie wie tylko, z jakiego okresu pochodzą…

— Tak, pokażcie je… — po raz pierwszy ujrzałem na twarzy Maxa coś w rodzaju wzruszenia.

Wan popchnął Tora, który z ociąganiem postąpił ku Maxowi. Ruchem pełnym determinacji wyciągnął album. Max chwycił go, otworzył…

— O, ładne znaczki, bardzo ładne znaczki — słowo „znaczki” przeciągał z lubością. — Na przykład ten brunatny. Dzieło sztuki, no nie? — zwrócił się do nas.

— Oczywiście! — krzyknęliśmy w dwugłosie.

Tor przygnębiony milczał.

— Wspaniałe dzieła starożytnych mistrzów… — mówił Max, popadając w coraz większy zachwyt.

Był już na trzeciej stronie. Zostawiliśmy go pochylonego nad wspaniałymi trójkątami z grzybami i podeszliśmy z Wanem do cerebroskopu.

Właz do kabiny był uchylony. Wsadziłem głowę do środka. Krzesełko, hełm, jakieś przełączniki, klawisze, wygaszone światła kontrolne.

— Gdzieś tu musi być schemat — szepnął Wan schylając się, by zajrzeć pod krzesełko. — Nie widzę. Tu jest jakaś tablica z gniazdkami. O, jest! — odchylił oparcie siedzenia, pod którym fosforyzował schemat. Przyglądaliśmy się mu obaj w milczeniu.

— Tu, widzisz — palcem wskazałem miejsce na schemacie — należałoby podłączyć przewód.

— Zgoda, ale gdzie to może być w kabinie?

— Nie wiem… Chociaż popatrz. Tu jest centralny dzielnik impulsów. Podłączenie musi być zaraz za nim.

— Dzielnik impulsów masz tutaj — Wan wskazał paraboloidalną bryłę, opalizującą w przyćmionym świetle w głębi pod siedzeniem krzesełka.

— W takim razie podłączymy się chyba tu — dotknąłem płyty z szachownicą włącz.

Nasze przypuszczenia okazały się trafne. W kilkanaście minut sprawdziliśmy wszystko

— Pamiętaj: drugie gniazdko, trzeci rząd, i trzecie gniazdko, piąty rząd. Tylko ich nie pomyl!

— Drugie gniazdko, trzeci rząd, trzecie gniazdko, piąty rząd — powtórzyłem.

— Doskonale. Chodźmy już, w przeciwnym razie dorobek życia Tora stanie się własnością Maxa.

Niepostrzeżenie stanęliśmy za nimi. Trójkąty zmieniły już właściciela i właśnie Max przekonywał Tora o bezsprzecznej wyższości rombów, które Tor miał otrzymać w zamian.

— A może byśmy tak obejrzeli cerebroskop — niespodziewanie z tyłu odezwał się Wan.

Max zamilkł natychmiast i z wolna odwrócił głowę. Patrzył chwilę na Wana.

— Nie, nie można…. — powiedział to dziwnie normalnym głosem. Przerwał, milczał chwilę, a potem zwrócił się do Tora: — Weź te trójkąty. Obawiam się, że nie mógłbym znaleźć rombów takich, żeby ci się podobały — powiedział to zupełnie cicho.

Tor aż zarumienił się z radości i zaczął ostrożnie przekładać odzyskane trójkąty z powrotem do swego albumu.

— A teraz idźcie stąd — Max powiedział to stanowczo.

W milczeniu opuściliśmy laboratorium. Wyszliśmy na kamienne schody przed gmachem. Nagrzane czerwcowym słońcem, promieniowały żarem upalnego południa.

— Pójdziemy chyba na przystań — zaproponowałem.

— Nie, pójdziemy do laboratorium podręcznego przygotować prototyp „negcerebroskopu”, jak proponuję nazwać nasz wynalazek.

Poszliśmy do laboratorium i rozpoczęliśmy ciężką pracę. Ciemna głowa Tora tkwiła nieruchomo, pochylona nad ekranami trzech mnemotronów. Wan i ja pracowaliśmy z automatycznym konstruktorem. Podaliśmy warunki ograniczające. Przede wszystkim „negcerebroskop” musiał być tak płaski, by można go było umieścić na elastycznym podkładzie i przypiąć do pleców.

— Rozumiesz, nie może go być w ogóle widać. Jeśli będzie ci coś na plecach wystawało, nie powiesz przecież, że to garb, który ci wyrósł w czasie przygotowywania się do egzaminu… — uzasadniał Wan pierwsze ograniczenie.

Mieliśmy również trochę kłopotu z zasilaniem urządzenia. Proponowałem akumulator w bucie, jednakże zwyciężył projekt Tora — zasilanie układu kosztem cerebroskopu. Ostatecznie na dzień przed egzaminem wszystko było gotowe. Automat nie ważył wiele. Uciskał tylko w łopatki. Z kieszeni wychodziły dwie pary przewodów, które należało włożyć do odpowiednich gniazdek. Ustaliliśmy, że pierwszy zdaje Wan.

Egzamin zaczynał się o dziewiątej. Po ósmej przyszli pierwsi studenci. Ich stalowoszare kombinezony kontrastowały z bladymi, zmęczonymi twarzami. Na ich tle Wan promieniał wprost optymizmem i dobrym samopoczuciem.

— Wan, co się tobie dzisiaj stało? Dostałeś list z Księżyca czy co? — Al, potężny chłopak rodem z Grenlandii, podszedł do Wana i podniósł rękę, by go przyjacielsko klepnąć w plecy.

— Chwileczkę — Wan powstrzymał jego rękę. — W dniu tak uroczystym głaszcze się mnie po głowie.

Zauważyłem zdziwiony wzrok Ala. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, zrezygnował jednak i odszedł swym niedźwiedzim, lekko kołyszącym się krokiem.

Kilka minut przed dziewiątą przyszedł, a właściwie wpadł jak zwykle z impetem — Pat. Za nim wyciągając nogi spieszyli Max i jeszcze dwu asystentów. Otworzyli laboratorium, a tymczasem Pat liczył nas, wskazując kolejno każdego palcem.

— Hm… siedemnastu… to do dwunastej powinniśmy skończyć. Czy wiecie — dodał z entuzjazmem — że istnieje projekt, by cerebroskopy stosować przy wszystkich egzaminach? Wspaniałe, nie? — z tym okrzykiem zniknął za drzwiami laboratorium.

— Jak dla kogo. Chyba nie mam już szans na skończenie studiów. Z tymi automatami nie dam sobie rady — Kor, mówiąc te słowa, miał minę beznadziejnie smutną.

— Trzeba się uczyć. Jak się umie, to się zda…

Kor spojrzał z niechęcią na Wana.

— Nie potrafię całymi nocami wkuwać wyprowadzeń na pamięć. Ty rzeczywiście masz teraz duże szansę?

— Oczywiście. Jestem za jak najszerszym wprowadzeniem cerebroskopu. Pomyślcie, jakie perspektywy otwierają się przed nami. W przyszłości każdy student będzie miał dla siebie cerebroskop i będzie mógł, po zapoznaniu się z jakimkolwiek problemem, natychmiast sprawdzić, czy opanował go w stopniu umożliwiającym wyzyskanie go w praktyce…

— Jeśli cerebroskopy zostaną udoskonalone, będzie to idealny sposób uczenia się, ale teraz? Chyba nie mówisz poważnie, Wan, że powszechne wprowadzenie cerebroskopu jest słuszne…

Powiedział to mały, blady, piegowaty chłopaczek, jeden ze zdolniejszych na naszym kursie. Wan chciał coś odpowiedzieć, ale uśmiechnął się tylko, bo nagle otwarły się drzwi i stanął w nich Pat:

— Proszę, proszę bardzo do środka — wykonał zapraszający ruch ręką. — Będziecie patrzeć, jak myślą wasi koledzy.

Weszliśmy. Automat już pracował na biegu jałowym, rzucając na ekran jednostajną poziomą linię.

— Proszę, kto pierwszy do środka? — dalej zapraszał Pat.

Chwilę staliśmy niezdecydowani. Wreszcie wystąpił Zoo. Po chwili siedział już w kabinie. Pat powtarzał sakramentalne reguły i wreszcie zadał pytanie:

— Jaki jest odpowiednik impulsu jednostkowego w sumie homofilarnej?

Po zadaniu pytania Pat nacisnął klawisz i krzywe wystartowały. Zoo zgodnie z instrukcją nic nie mówił, w myśli rozwiązując problem. Światła zapalały się i gasły. Krzywe wiły się leniwie. Przez kilka minut panowała zupełna cisza. Szczękały tylko przerzucane przełączniki. Przez przeźroczysty wykrój kabiny widzieliśmy twarz Zoo. Zamknął oczy i myślał z wysiłkiem. Czasem tylko nieznacznie poruszał wargami, jakby coś szeptał do automatu. Wreszcie wolnym ruchem wyciągnął rękę i zatrzymał automat. Pat postawił następne pytanie, potem jeszcze jedno. Wreszcie Zoo, z kroplami potu na czole, wyszedł z kabiny.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wehikuł Wyobraźni»

Обсуждение, отзывы о книге «Wehikuł Wyobraźni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x