Michaił Uspienskij - Smocze mleko
Здесь есть возможность читать онлайн «Michaił Uspienskij - Smocze mleko» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2001, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Smocze mleko
- Автор:
- Издательство:Rebis
- Жанр:
- Год:2001
- Город:Poznań
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Smocze mleko: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Smocze mleko»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Smocze mleko — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Smocze mleko», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Panie Andrieju, wielka bieda! — Zaczął niby to ze zdenerwowania mówić po rosyjsku.
Wicepremier w półwojskowym mundurze, wysoki, jasnowłosy i bardzo podobny do ojca, patrzył na niego z nieukrywanym zdziwieniem, potem wszystko zrozumiał, i, chwyciwszy za rękaw kitla, wprowadził hercoga do gabinetu.
— Zwariowałeś, Bojowy Kocie? — powiedział. — Jednak ojciec niepotrzebnie się z tobą niańczył. Czy ty nie wiesz, że powinieneś milczeć?
— Wcale nie powinienem milczeć, panie Andrieju — godnie odparował hercog. — Nie podpisywałem żadnego zobowiązania, nawiasem mówiąc. A pan Korniej mówił mi, kiedy… eee… odprowadzał: mów, co chcesz, czy to mało ludzi zwariowało podczas wojny?
— Rzeczywiście, zwariować z wami można — powiedział Andriej Jaszmaa, usiadł przy swoim biurku i chwycił głowę w ręce. — O jakiej biedzie mówiłeś? Wszyscy mają jakąś biedę.
— Panie Andrieju — hercog mówił szybko, zachłystując się słowami, co zawsze wypada przekonująco — melduję: wczoraj z Archipelagu przyleciał hydroplan. Niebieskodupcy powstali, wyrżnęli cały personel stacji meteorologicznej. Tym hydroplanem przywieźli rannych. A wśród nich pan Woldemar, cały taki, za przeproszeniem, czarny… Zresztą, co to ja, pana Woldemara nie pamiętam, jak mną po całej sali gimnastycznej ciskał? Nasi mówią, że próbował tubylców utrzymać, więc go… tego. Bardzo było z nim źle, zawieźliśmy go do szpitala, a tam nie chcą przyjąć, mówią, że już sczerniały, kazali spalić, żeby się nie rozniosło… O mało co nie zgarnęli nas z nim razem, ale ja przecież wiem, że wasza medycyna martwego na nogi postawi… Zawiozłem go w jedno tajne miejsce, on tam doszedł trochę do siebie, poznał mnie i kazał do pana… Jakąś ma informację. Sprawa życia i śmierci, powiada.
— Nic nie rozumiem — powiedział wicepremier. — Przecież ma wmontowany awaryjny nadajnik…
— Może i miał coś wmontowanego — powiedział pułkownik Gigon — ale tak go bili… Uczciwie, ręce, nogi jak galareta. Trzymam go na przeciwbólowych, ale jakie tam my mamy przeciwbólowe… Suko sztabowa! — ryknął nagle, udając żołnierską histerię. — Przyjaciel tam zdycha, a ty tu sobie w gabinecie! Czy może tam u was czarnych nie uważają za ludzi, jak u nas niebieskodupców? No to tak mów, pójdę i dobiję go, bo już nie mogę patrzeć, jak on tam na śmierdzącej słomie…
— Proszę się uspokoić — lodowatym głosem polecił Andriej Jaszmaa. — Zaraz pojedziemy.
Podszedł do ściany, odsunął obraz przedstawiający marszałka Nagon-Giga w chwili podziału zdobyczy wśród kadry oficerów. Za obrazem znajdował się sejf. Jaszmaa junior wyjął z sejfu duży czarny sakwojaż, potem pistolet nietutejszej roboty, pokręcił broń w ręku i odłożył z powrotem do sejfu.
— Proszę wziąć ze sobą chłopców, takich pewniejszych, co to się zarazy nie boją — poradził hercog.
Chłopców pan były majordomus wziął tylko trzech, może naprawdę najodważniejszych. Oczywiście, gdyby chodziło o zwykłego ałajskiego urzędnika, to ten by dla powagi zabrał pluton ochrony, a my, państwo progresorstwo, skromnie, prosto… To i lepiej nawet.
Hercog zdecydowanie odmówił zajęcia miejsca w rządowym „huraganie”: — Pojadę przodem, będę pokazywał drogę, bo tam teraz wszystko poprzegradzane.
Wiedział, że terkot motocykla uprzedzi grupę o zbliżaniu się, kiedy będą o cztery bloki od celu.
Pędzili ostro. Wystraszone patrole odskakiwały pod ściany, policjanci salutowali, złodzieje, porzuciwszy toboły, chowali się w zaułkach.
W podwórku willi było cicho, tylko pod ścianą siedział lekko ranny i próbował z odłamków marmuru poskładać rozbite arcydzieło. Siedział na erkaemie, ale o tym wiedział tylko on i hercog.
Andriej Jaszmaa wylazł z wozu i dał znak dwóm swoim gnatołomom, żeby wzięli nosze. Gnatołomy protestowały, że to nie ich, gnatołomów, sprawa, ale hercog przygadał złośliwie: nie ubędzie was, posmakujcie naszego sanitarskiego chleba! Wspaniali są ci Ziemianie, pomyślał, a niby tacy sami ludzie…
W zaimprowizowanym lazarecie śmierdziało, ranni rozłożyli się wzdłużścian i przy wejściu, a na środku sali stał piękny obiadowy stół z poharatanymi brzegami. Na stole leżał, przykryty ocalałą, haftowaną złotem, portierą człowiek ogromnego wzrostu. Głowę i twarz miał owinięte brudnymi jak nieboskie stworzenie bandażami, widać było tylko zupełnie czarny nos, a taka sama, czarna, potężna niegdyś ręka, bezsilnie zwisała w dół. Były kapral straży pałacowej stał obok stołu w medycznym kitlu, i żeby było bardziej przekonująco, obracał w ręku, dureń, lewatywę.
Andriej Komiejewicz Jaszmaa postawił sakwojaż, rzucił się rannemu na pierś. I natychmiast potężne ręce mocno objęły wicepremiera wolnego Ałaju w poprzek ciała, zostawiając czarne ślady na jego jasnym trenczu.
Dwa gnatołomy zamarły z noszami w rękach, czując ostrza noży, trzeci też nie chciał ryzykować.
Lekko i ciężko ranni działali szybko i zgodnie. Panu premierowi zaklejono usta taśmą klejącą, a ręce i nogi związano specjalnie przygotowanym sznurem ze skóry żmii wodnej — jego wysokość dobrze znał wybitne umiejętności Ziemian.
— Proszę się nie ciskać, panie Jaszmaa — powiedział hercog Ałaju. — Nic szczególnego się nie dzieje. Po prostu nasz wywiad wojskowy wykonuje zaplanowaną jeszcze trzy lata temu operację „Progresor”.
Rozdział 6
Wedle wszystkich prawideł należało uderzyć w dzwony, ogłosić stan wyjątkowy, a może nawet powszechną mobilizację, ponieważ doszło do awarii systemu, będącego, w istocie rzeczy, jednym z filarów Ziemi i Peryferii.
Niczego takiego Maksym Kammerer nie zrobił.
Zamiast tego zjadł obfite śniadanie, na siłę wpychając w siebie każdy kęs, wypił ogromny kufel wielorybiego mleka i wrócił na swoje miejsce robocze.
Mniej więcej miesiąc wcześniej dała o sobie znać kolejna organizacja — Liga Nieingerencji.
Przewodniczący Ligi, niejaki Angieł Teofilowicz Kopiec, w ultymatywnej formie zażądał zlikwidowania instytutu progresorstwa jako instytucji, a zaoszczędzone środki skierować… Maksym zapomniał już, jakie zastosowanie zamierzał dla tych środków znaleźć Angieł Teofilowicz Kopiec, smagły i brodaty młody człowiek w lustrzanych okularach.
Zobaczmy, postanowił Maksym i zażądał od BPI informacji o Kopcu, o Lidze oraz zapisu ich jedynej rozmowy.
INFORMACJI BRAK — chętnie odpowiedział ekran.
Trzeba połączyć się z którymś z ludenów, pomyślał Maksym. Ługowienko, jak pamiętam, obiecał wszelką pomoc w przypadku zagrożenia…
Ale tak z marszu nie da się połączyć z ludenami — chyba że któryś z nich przypadkowo znajdzie się na Ziemi i, co jest jeszcze bardziej nieprawdopodobne, zechce pogawędzić z przedstawicielem KOMKON-u 2. Tylko że ludenowie nie potrzebujążadnego BPI, progresorstwo ich nie interesuje.
Stop. Tojwo Głumow. Tojwo Głumow dwa lata pracował jako Progresor właśnie na Gigandzie, jeszcze przed wojną. Zajmował dość skromne stanowisko w Imperatorskim Banku Karhonu. Zapobiegł, jeśli pamięć nie zawodzi, napadowi na ten bank, rozłożył całą bandę na podłodze. W takiej pozycji utrzymał ich do przyjazdu policji, za co został mianowany szefem ochrony i otrzymał medal Ofiarnego Bohaterstwa, dawało mu to prawo do działki ziemi i nie oddawania honorów szarżom poniżej generała brygady…
Na szczycie kariery Tojwo Głumow złożył podanie o rezygnację, nie podając przy tym żadnych ważkich argumentów. Lew Abałkin żadnych podań nie składał, porzucił Saraksz samowolnie i chyba nawet zabił przy tym kogoś.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Smocze mleko»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Smocze mleko» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Smocze mleko» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.