Michaił Jemcew - Zagadka liliowej planety
Здесь есть возможность читать онлайн «Michaił Jemcew - Zagadka liliowej planety» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1966, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zagadka liliowej planety
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1966
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zagadka liliowej planety: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zagadka liliowej planety»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zagadka liliowej planety — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zagadka liliowej planety», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Powiedziałem, że ja pójdę z Miszką do domu, a ona niech jedzie na koncert. Wtedy ona powiedziała, że najlepiej będzie, jeżeli wszyscy troje pójdziemy sobie do domu i spokojnie spędzimy resztę wieczoru.
Zachciało mi się sprawić jej przyjemność i wymyśliłem dla niej owoc, który z kształtu przypominał pomarańczę, w smaku — lody, zapachem — jej ulubione perfumy. Lula uśmiechnęła się i odważnie ugryzła duży kawałek.
Bardzo lubię, kiedy Lula się uśmiecha, bo wtedy kocham ją jeszcze bardziej.
Kiedy wsiadaliśmy do myślolotu, żeby udać się do domu, Lula powiedziała, że takie staroświeckie molekularne kawiarnie są szalenie miłe, a jedzenie w nich jest znacznie smaczniejsze niż to, które syntetyzuje się w domu z centralnej stacji.
Pomyślałem, że jest tak zapewne dlatego, że kiedy syntetyzuje się potrawy systemem przewodowym, nie sposób uniknąć niepożądanych dodatków i zanieczyszczeń.
A wieczorem Lula nagle się rozpłakała. Powiedziała, że syntetyczne jedzenie to paskudztwo, że ona, Lula, nienawidzi cybernetyki i chce żyć na łonie przyrody, — chodzić piechotą, doić kozę i pić prawdziwe mleko zagryzając je smacznym razowcem. A potem powiedziała jeszcze, że Silne Wrażenia to parodia ludzkich uczuć.
Miszka również rozryczał się i oświadczył, że Kalkulator Sprawowania się to obrzydliwy wymysł, i że Tomek Sawyer, który żył w starożytności, znakomicie obchodził się bez Kalkulatora. Potem powiedział jeszcze, że tylko po to zapisał się do kółka elektroniki, żeby nauczyć się oszukiwać Kalkulatora, i że jeżeli mu się to nie uda, to zrobi sobie procę i rozstrzela z niej ten idiotyczny automat.
Uspokajałem ich jak umiałem, chociaż także pomyślałem, że być może Muzeum Zapachów nie jest takim świetnym wynalazkiem, jak mi się to wydawało. Pomyślałem sobie także o pseudorumsztykach. Najprawdopodobniej po prostu wszyscyśmy się zmęczyli zamawiając sobie jedzenie.
A potem położyliśmy się spać.
W nocy śniło mi się, że samotnie walczę z niedźwiedziem, i że wszyscy siedzimy przy ognisku, jemy znakomite niedźwiedzie mięso pachnące krwią i dymem.
Miszka pakował do ust olbrzymie jego kawały, a Lula uśmiechała się do mnie swoim prześlicznym, nieco nieśmiałym uśmiechem.
Trudno sobie wyobrazić, jaki byłem szczęśliwy we śnie, bo nie pamiętam, czy już o tym mówiłem? — strasznie kocham Lulę i Miszkę.
Przełożyła Irena Lewandowska
Ilja Warszawski
CZERWONE PACIORKI
Nazywał się Wasyl Niłycz. Nie wiedzieć czemu wywoływało we mnie to imię myśli o rubachach kupców i o spichrzach pełnych mąki.
Mieszkaliśmy w jednym pokoju i to bynajmniej nie wprawiało mnie w zachwyt. W nocy chrapał i wtedy nienawidziłem go z całego serca.
Zresztą trzeba przyznać, że i we dnie nie wzbudzał specjalnej sympatii. Była to istota żałosna, nie wiadomo czym przerażona i pogrążona w głębokiej zadumie. Miał niemiły zwyczaj wzdrygania się, kiedy ktoś zwracał się doń w jakiejkolwiek sprawie.
Niekiedy wydawało mi się, że bardziej niż czegokolwiek innego obawia się tego, by osoby postronne nie odgadły jego myśli.
Nigdy niczego nie czytał oprócz grubej, zasmarowanej książki, którą w nocy chował pod poduszką.
Był jedynym kuracjuszem w sanatorium, który ani razu nie kąpał się w morzu. Co dzień, przy największym upale, pojawiał się na plaży z czarnym parasolem pod pachą, w czarnych skórzanych półbutach i w zapiętej pod szyją wypłowiałej niebieskiej koszuli.
Wbijał w piasek otwarty parasol, kładł się w ubraniu, z głową w cieniu parasola, i zagłębiał się w swojej księdze.
Trudno by było określić, ile mógł mieć lat. Czasem wydawał mi się bardzo stary, chociaż najprawdopodobniej nie była to starość, ale przedwcześnie zakończona młodość.
Myślę, że nie miał więcej niż trzydzieści pięć lat.
Przemieszkawszy z nim miesiąc w jednym pokoju nie wiedziałem, jaki ma zawód, w jakim jest wieku, ani gdzie mieszka na stałe.
Był pierwszą rzeczą, o której przestałem myśleć, kiedy tylko wsiadłem do samolotu.
Spieszyłem się do domu, więc byłem bardzo niezadowolony, kiedy okazało się, ze z powodu nielotnej pogody trzeba będzie jakiś czas przesiedzieć na przypadkowym lotnisku.
W hotelu nie było miejsc, załamany perspektywą spędzenia bezsennej nocy usiadłem w restauracji przy oknie wychodzącym na płytę startową z zamiarem przesiedzenia tam do rana. W każdym razie było to lepsze niż próba zaśnięcia w jednym ze stojących w poczekalni foteli.
Moje myśli zaprzątały wyłącznie sprawy służbowe i mimo woli drgnąłem usłyszawszy znajomy głos.
— Przepraszam, czy to krzesło jest wolne?
Przede mną stał Wasyl Niłycz z walizką w ręku i ze swoją książką pod pachą.
Kiedy go tu zobaczyłem, zdziwiłem się ogromnie, bo sam słyszałem, jak zamawiał bilet kolejowy jeszcze w uzdrowisku.
— W ostatniej chwili zrezygnowałem z pociągu i postanowiłem lecieć — odpowiedział na moje pytanie. — Boję się, że w domu nie wszystko jest w porządku.
Był niesłychanie podniecony i nie ukrywał swojej radości z powodu naszego spotkania.
Powiedział, jak jest rad z tego, że spotyka kogoś znajomego.
Istnieje choroba, którą popularnie nazywają reisefiber. Cierpią na nią w mniejszym lub większym stopniu wszyscy ludzie. Najostrzej choroba ta atakuje natury niezrównoważone, zdolne do szybkiej zmiany nastroju od nagłego podniecenia aż do zupełnej depresji. Takiemu człowiekowi wydaje się zawsze, że ludzie stojący przed nim w kolejce do kasy wykupią wszystkie bilety, że kasa sprzeda kilka biletów na to samo miejsce, że rozkład jazdy został dziś właśnie nagle zmieniony, ze pociąg odszedł przed czasem, który kasjerka oznaczyła na bilecie.
Taki człowiek zawsze przyjeżdża na dworzec na długo przed podstawieniem pociągu, próbuje pierwszy wedrzeć się do wagonu miażdżąc współpasażerów swoją walizką. Nigdy nie wychodzi na peron w czasie postoju, bo się boi, że pociąg odjedzie bez niego. Gwizd lokomotywy jest w stanie doprowadzić go do ataku nerwowego.
Już na pierwszy rzut oka widać było, że Wasyl Niłycz to klasyczny przypadek tej choroby w jej najcięższej formie.
Blady, o trzęsących się rękach, z napięciem wsłuchiwał się w głos spikera zapowiadającego odloty samolotów, próbując za każdym razem biec nie wiedzieć dokąd ze swoją walizką.
Zamówił u kelnerki obiad, ale natychmiast odwołał zamówienie bojąc się, że nie zdąży zjeść.
— Widzi pan, w informacji powiedziano, że lot odłożony jest do szóstej rano. Ale przecież pogoda może zmienić się wcześniej. Nie, lepiej już być przygotowanym.
Włożyłem wiele wysiłku w to, by go uspokoić i zmusić do jedzenia. Udało mi się nawet namówić go na wypicie kieliszka koniaku.
Siedzieliśmy w milczeniu obserwując ruchliwe życie dworca lotniczego.
Wielka ćma usiadła na jasnej plamie światła rzucanego przez lampę na obrus.
— Pomyśleć tylko — powiedziałem patrząc na jej skrzydła — o ile przyroda jest bardziej pomysłowa od człowieka. Spalamy dziesiątki ton paliwa w silnikach samolotu, a niewielka ilość pyłku na skrzydłach takiej ćmy umożliwia jej lot. Człowiek dotąd nie jest w stanie naśladować przyrody w sposób doskonały. Wynaleźliśmy koło, łożysko kulkowe tylko dlatego, że nie umiemy naśladować przyrody, która stworzyła mechanizmy znacznie doskonalsze.
— Zawracanie głowy! — niespodziewanie przerwał mi Wasyl Niłycz. — Śmigło czy też skrzydło, jakie to ma znaczenie? W naturze istnieją znacznie ciekawsze zjawiska, które powinniśmy opanować! Mam na myśli reakcje chemiczne zachodzące w żywej komórce — dodał po krótkiej chwili milczenia.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zagadka liliowej planety»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zagadka liliowej planety» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zagadka liliowej planety» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.