Arthur Clarke - Fontanny raju

Здесь есть возможность читать онлайн «Arthur Clarke - Fontanny raju» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1996, ISBN: 1996, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Fontanny raju: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fontanny raju»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Rok 2142. Dr Vannevar Morgan, twórca Mostu Gibraltarskiego, uruchamia plany budowy wyciągu kosmicznego — gigantycznej windy do transportu ludzi i ładunków z powierzchni Ziemi na orbitę. Przedsięwzięcie ma być zrealizowane na położonej na Oceanie Indyjskim wyspie Taprobane. Jednak wybrana przez budowniczych góra okazuje się świętym miejscem, zazdrośnie strzeżonym przez tamtejszych kapłanów…

Fontanny raju — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fontanny raju», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Jest! — krzyknął kierowca z dumą, gdy wóz wyjechał zza osłony wzgórza.

Sri Kanda była wciąż niewidoczna, na niebie nie malował się jeszcze najmniejszy nawet zwiastun świtu, ale jej obecność zdradzała wąska wstążka światła wijąca się zygzakami na tle gwiazd. Morgan wiedział, że to lampy, które od dwustu lat wskazują pielgrzymom drogę po najdłuższych schodach świata, jednak w tej niesamowitej atmosferze całość wyglądała bajecznie. Na stulecia przed jego narodzinami ludzie podjęli tu inspirowane niepojętymi dla jego umysłu ideami filozofów dzieło, które Morgan właśnie miał dokończyć. To oni, całkiem dosłownie, wykuli w skale pierwsze stopnie szlaku do gwiazd.

Senność przeszła Morganowi, gdy obserwował coraz bliższe pasmo świateł zmieniających się z wolna w niezliczone, migające perełki. Góra też stała się widoczna pod postacią trójkątnego cienia, zasłaniającego połowę nieba. Wjej milczącej, zadumanej obecności wyczuwało się coś złowrogiego. Morgan pomyślał przez chwilę, że oto bogowie dowiedzieli się już o jego misji i zbierają siły, by stawić mu czoło.

Kres tym mrocznym rozmyślaniom położyło dotarcie do stacji wyciągu, gdzie mimo wczesnej pory — była dopiero piąta — zgromadziła się już w małej poczekalni przynajmniej setka ludzi. Nieco zdumiony Morgan zamówił kawę dla siebie i dla swego gadatliwego kierowcy. Ten ostatni, ku sporej uldze inżyniera, nie wykazywał zainteresowania podróżą na górę. „Byliśmy tam już ze dwadzieścia razy — powiedział znudzonym głosem. — Prześpię się w samochodzie do pana powrotu”.

Morgan kupił bilet, dokonał kilku szybkich obliczeń i uznał, że uda mu się wjechać na górę z trzecią lub czwartą grupą pasażerów. Pogratulował sobie, że skorzystał z rady Saratha i wziął ze sobą podgrzewaną pelerynę. Już na wysokości dwóch tysięcy metrów było dość zimno, a na szczycie, trzy kilometry w górze, musiał panować mróz. Posuwając się z wolna w sennej kolejce gości Morgan zauważył ze zdumieniem, że tylko on, jako jedyny, nie dźwiga kamery. Gdzie podziali się prawdziwi pielgrzymi? Potem przypomniał sobie. Oni tutaj nie przychodzili. Nie uznawali łatwej drogi do nieba, do nirwany czy tego czegoś, w co wierzyli. Oni wchodzili na szczyt pieszo, bez pomocy maszyn. Ciekawa doktryna i nie pozbawiona sensu. Czasem jednak nic nie zastąpi maszyny.

W końcu zajął miejsce w wagoniku, który ruszył przy wtórze niepokojącego trzeszczenia kabli wyciągu. Morganowi znów przyszło do głowy pewne skojarzenie — wyciąg, który planował, będzie unosił ciężary dziesięć tysięcy razy większe niż to prymitywne urządzenie wywodzące się pewnie jeszcze z dwudziestego stulecia, a przecież zasada działania jednego i drugiego miała być w gruncie rzeczy identyczna.

Za oknami rozkołysanego wagonika trwała niezmącona ciemność, aż w pole widzenia wpłynęły oświetlone schody, zupełnie puste, jakby nikt nie szedł w ślady tych niezliczonych milionów, które przez minione trzy tysiące lat wspinały się na górę. Morgan pojął wszakże, że spieszeni amatorzy podziwiania wschodu słońca dawno minęli dolne partie stoku i są już zapewne blisko wierzchołka.

Na poziomie czterech kilometrów trzeba było opuścić wagonik i przejść kawałek do stacji następnego odcinka wyciągu. Morgan pogratulował sobie posiadania peleryny i ciasno otulił się metalizowaną tkaniną. Panował tu lekki mróz, powietrze było rozrzedzone i inżynier nie zdumiał się wcale, widząc ustawione na widoku w małej stacyjce aparaty tlenowe.

Dopiero teraz, blisko celu drogi, dały się zauważyć pierwsze oznaki nadchodzącego dnia. Gwiazdy na wschodzie nie straciły jeszcze nic ze swego blasku, podobnie jak i lśniąca ponad horyzontem Wenus, jednak cienkie, wysoko zawieszone chmury zaczynały z wolna nabierać kolorów. Morgan spojrzał na zegarek, zaniepokojony czy się nie spóźni, ale nie, do wschodu słońca zostało jeszcze pół godziny.

Jeden z pasażerów wskazał nagle na widoczne gdzieniegdzie w dole zygzaki wijących się po coraz bardziej stromym zboczu schodów. Nie były już puste; z senną powolnością kroczyły po nich tuziny mężczyzn i kobiet. Z każdą chwilą pojawiało się coraz więcej ludzi, zmęczonych wyraźnie do kresu sił. Od ilu to godzin, zastanowił się Morgan, pokonują tak stopień za stopniem? Bez wątpienia musieli iść całą noc, a pewnie i dłużej, szczególnie że większość pielgrzymów miała już swoje lata i wątpliwe, by zdołali odbyć taką wspinaczkę w jeden dzień. Inżynier nie mógł wyjść ze zdumienia, że aż tylu ludzi wciąż hołdowało dawnej wierze.

Chwilę później ujrzał pierwszego mnicha, wysoką postać w szafranowej szacie kroczącą z regularnością metronomu wprost przed siebie, bez choćby jednego spojrzenia na boki czy do góry, na przemieszczający się nad ogoloną głową kapłana wagonik kolejki. Człowiek ten zdawał się być również nieczuły na siły przyrody, bowiem mimo mrozu prawą rękę i ramię miał nagie.

Kolejka linowa zwolniła, zbiżając się do stacji, aż zatrzymała się i wypuściła lekko otępiałych pasażerów, by ruszyć w drogę powrotną. Morgan dołączył do tłumu dwustu lub trzystu osób stłoczonych w małym amfiteatrze wyciętym w zachodniej ścianie góry. Wszyscy wpatrywali się w ciemność, chociaż na razie widać tam było jedynie wstęgę świateł znikającą daleko w dole. Trochę spóźnionych wspinaczy dobywało z siebie ostatnie siły, mocą wiary przezwyciężając nadludzkie znużenie.

Morgan zerknął ponownie na zegarek: jeszcze dziesięć minut. Nigdy dotąd nie znalazł się w tak wielkiej gromadzie milczących ludzi. Unoszący wysoko kamery turyści oraz pielgrzymi zastygli w tym samym oczekiwaniu i nadziei. Pogoda była wspaniała i już niedługo wszyscy mieli się przekonać, czy warto było odbyć taką wędrówkę.

Nagle rozległo się ciche pobrzękiwanie dzwonków; dochodziło z niewidocznej wciąż świątyni, położonej sto metrów wyżej. W tej samej chwili zgasły światła na zboczu góry. Teraz wszyscy stojący plecami do wyłaniającego się z ukrycia słońca widzowie dostrzec mogli pierwsze zwiastuny dnia malujące się na płynących w dole chmurach, wszelki inny blask zasłaniała olbrzymia masa góry.

Z sekundy na sekundę coraz jaśniej się robiło po obu stronach cienia rzucanego przez Sri Kandę. Słońce pokonywało ostatnie opory nocy. W cierpliwie oczekującym tłumie rozległ się szmer podziwu. Przez chwilę nie działo się nic więcej, potem nagle ujrzeli wyraźnie zarysowany, idealnie symetryczny cień góry, ciemnoniebieski trójkąt sięgający do połowy wyspy Taprobane. Góra nie zapomniała o swoich czcicielach, rzucając słynny cień na pokrywę chmur — symbol, który każdy z pielgrzymów mógł interpretować wedle własnego życzenia.

Zjawisko przypominało odwróconą piramidę, było prawie namacalne i zupełnie nie kojarzyło się ze zwykłą grą światła i cienia. Gdy pierwsze promienie słońca padły na zbocza góry, cień jakby jeszcze zgęstniał, nabrał głębi, niemniej poprzez cienką powłokę chmur (dzięki którym zaistniał tak wyraźnie) dawało się dojrzeć zarysy leżących poniżej jezior, wzgórz i lasów.

Szczyt trójkąta przemieszczał się po krajobrazie z wielką szybkością i był coraz bliżej w miarę jak słońce wznosiło się ponad horyzont, jednak Morganowi zdawało się, że obraz zastygł w bezruchu. Miał wrażenie, że wszystko stężało w jednej, zawieszonej ponad trwaniem chwili. Czas przestał płynąć i oto cień wieczności zaległ na duszy niczym cień góry na obłokach.

W końcu zjawisko zaczęło się z wolna rozmywać. Mrok umykał z nieboskłonu niczym ciemne plamy z powierzchni biegnących wód. Widmowy obraz stracił najpierw na subtelności, potem odkrył swe drugie, rzeczywiste tło. Gdzieś w połowie drogi do horyzontu eksplodował blask, to promienie słońca padły na wschodnie okna jakiegoś budynku. A jeszcze dalej zdało się Morganowi, że dostrzega cienką, ciemną wstęgę morza.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Fontanny raju»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fontanny raju» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - S. O. S. Lune
Arthur Clarke
libcat.ru: книга без обложки
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Oko czasu
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Gwiazda
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Die letzte Generation
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Culla
Arthur Clarke
Arthur Clarke - The Fires Within
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Expedition to Earth
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Earthlight
Arthur Clarke
libcat.ru: книга без обложки
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Kladivo Boží
Arthur Clarke
Отзывы о книге «Fontanny raju»

Обсуждение, отзывы о книге «Fontanny raju» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x