Vonda McIntyre - Wąż snu

Здесь есть возможность читать онлайн «Vonda McIntyre - Wąż snu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1999, ISBN: 1999, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wąż snu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wąż snu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wężyca jest jedną z bardzo niewielu uzdrowicielek, które w swojej pracy wykorzystują lecznicze właściwości jadu węży. Należą do niej trzy: Mgła — kobra, Piasek — grzechotnik i Trawa — niezwykle rzadki pozaziemski wąż snu, który uśmierza lęki i łagodzi cierpienia konających. Podczas swoich wędrówek przez pustynię — na skutek ignorancji i zwykłego ludzkiego strachu — Wężyca traci Trawę, a wraz z nią swoje zdolności uzdrowicielskie. Postanawia dotrzeć do Miasta, by u obcych istot wyprosić nowego węża snu. Jej śladem podążają dwaj mężczyźni — jeden oszalały z miłości, drugi wiedziony uzależnieniem od jadu węża snu…

Wąż snu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wąż snu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zabrano mu pas z nożem i pieniędzmi. Nie wiedział, dlaczego nie leży teraz martwy w jakimś ciemnym zaułku. Ale przynajmniej zdjęto mu kajdany.

Usiadł powoli, ponieważ każdy ruch przyprawiał go o zawroty głowy. Rozejrzał się dokoła. Usłyszał kroki na korytarzu, wstał, zachwiał się i podciągnął, żeby wyjrzeć przez kraty w niewielkim otworze w drzwiach. Kroki oddaliły się i przeszły w bieg.

— To tak traktujecie tutaj gości? — krzyknął Arevin. Niełatwo było wyprowadzić go z równowagi, ale tym razem się rozzłościł.

Nikt nie odpowiedział. Zwolnił uchwyt na kratach i upadł na podłogę. Za otworem w drzwiach widniała tylko kolejna kamienna ściana. Okno znajdowało się za wysoko i nie mógł przez nie wyjrzeć, nawet gdyby przysunął do niego ciężkie łóżko. Wpadające do środka słoneczne światło odbijało się od jednej ze ścian.

Ktoś zabrał jego ubranie i buty, zostawiając jedynie długie spodnie dojazdy konnej. Arevin powoli się uspokoił i nastawił na długie oczekiwanie.

Do jego celi zbliżał się ktoś niepewnym krokiem — być może kulejąc i wspierając się na lasce. Tym razem Arevin się nie poruszył.

W zamku zazgrzytał klucz i drzwi się otwarły. Najpierw ostrożnie weszli strażnicy, mający na sobie takie same symbole, jak ci, którzy napadli go minionego wieczoru. Arevin ze zdziwieniem stwierdził, że jest ich aż trzech, a przecież wczoraj nie poradził sobie nawet z dwoma. Wcześniej rzadko zdarzało mu się walczyć. Dorośli w jego klanie łagodnie rozdzielali bijące się ze sobą dzieci, skłaniając je do rozstrzygania wszelkich sporów za pomocą słów.

Do celi wszedł teraz ogromny, ciemnowłosy mężczyzna w towarzystwie wspierającego go sługi. Arevin nie wstał na przywitanie. Przez kilka minut patrzyli na siebie w milczeniu.

— Uzdrowicielce nic nie grozi, przynajmniej z twojej strony — powiedział ciemnowłosy mężczyzna. Pomocnik opuścił go na moment, żeby wciągnąć krzesło z korytarza. Kiedy usiadł, Arevin stwierdził, że nie jest chromy, tylko ranny, na prawej nodze miał bowiem grubą warstwę bandaży.

— Tobie również pomogła — powiedział Arevin. — Dlaczego więc atakujesz tych, którzy chcą ją znaleźć?

— Świetnie udajesz, że nie jesteś szaleńcem. Ale sądzę, że po kilku dniach obserwacji, znowu zaczniesz wariować.

— Bez wątpienia zwariuję, jeśli zostawicie mnie tu na dłuższy czas — rzekł Arevin.

— Myślisz, że wypuścimy cię, żebyś mógł znowu prześladować uzdrowicielkę?

— Ona tu jest? — zapytał niespokojnie Arevin, porzucając wcześniejszą powściągliwość. — Jeżeli widzieliście ją tutaj, to znaczy, że zdołała bezpiecznie przedostać się przez pustynię.

Ciemnowłosy mężczyzna wpatrywał się w niego przez kilka sekund.

— Dziwię się, że to ty mówisz o jej bezpieczeństwie — powiedział. — Ale czy po wariacie można spodziewać się spójnych wypowiedzi?

— Po wariacie?

— Uspokój się. Wiemy, że ją napadłeś.

— Napadłem? Ktoś ją napadł? Nic się jej nie stało? Gdzie ona jest?

— Ze względu na jej bezpieczeństwo nie powinienem ci chyba nic mówić.

Arevin odwrócił wzrok, próbując skoncentrować myśli. Ogarnęły go mieszane uczucia dezorientacji i ulgi. Przynajmniej wydostała się z pustyni. Na pewno jest bezpieczna.

W kamiennej ścianie widniała rysa, na którą padały promienie słońca. Wpatrując się w to miejsce, Arevin odzyskał równowagę.

Uniósł oczy, prawie się uśmiechając.

— Ta kłótnia nie ma sensu. Powiedz jej, żeby do mnie przyszła.

Ona potwierdzi, że jesteśmy przyjaciółmi.

— Czyżby? Kogo mamy zaanonsować?

— Powiedzcie jej… że ten, którego imię kiedyś poznała.

Ciemnowłosy mężczyzna zmarszczył czoło.

— Wy, barbarzyńcy, i wasze przesądy…

— Ona wie, kim jestem — rzekł Arevin, nie poddając się złości mężczyzny.

— Chcesz konfrontacji z uzdrowicielką?

— Konfrontacji?

Mężczyzna usiadł głębiej w swoim krześle i spojrzał na swojego asystenta.

— No cóż, Brianie, on z pewnością nie mówi jak wariat.

— Nie, panie — odparł staruszek.

Jego pracodawca dalej wpatrywał się w Arevina, choć tak naprawdę patrzył na ścianę znajdującej się dalej celi.

— Ciekaw jestem, co Gabriel… — Urwał, a potem popatrzył na swego sługę. — W takich sytuacjach miewał czasem niezłe pomysły. — Wyglądał na nieco zakłopotanego.

— Tak, burmistrzu, to prawda.

Przez dłuższą chwilę wszyscy milczeli. Arevin wiedział, że za moment strażnicy, burmistrz i staruszek Brian wstaną i wyjdą, zostawiając go samego w tej ciasnej celi. Poczuł, jak po ciele spływa mu pot.

— No tak… — powiedział burmistrz.

— Panie…? — rzekła jedna ze strażniczek niepewnym głosem.

Burmistrz zwrócił się teraz właśnie do niej:

— No, powiedz coś. Nie mam w zwyczaju zamykać niewinnych, ale zbyt wielu wariatów kręci się na wolności.

— Kiedy go wczoraj aresztowaliśmy, sprawiał wrażenie zdziwionego. Teraz wierzę, że nie udawał. Panienka Wężyca walczyła z tamtym wariatem, burmistrzu. Widziałam ją, jak wróciła. Obroniła się wtedy, ale była mocno poturbowana. A ten człowiek nie jest nawet posiniaczony.

Gdy Arevin usłyszał, że Wężyca była ranna, musiał powstrzymać się przed ponownym zadaniem pytania o jej stan. Nie chciał jednak o nic tych ludzi prosić.

— To ma sens. Jesteś bardzo spostrzegawcza — rzekł burmistrz do strażniczki. — Masz jakieś siniaki? — zwrócił się do Arevina.

— Nie.

— Wybacz mi, ale będziesz musiał to udowodnić.

Arevin wstał, choć nie miał najmniejszej ochoty obnażać się przed nieznajomymi. Odpiął jednak spodnie, które zsunęły się do kostek. Pozwolił burmistrzowi, by ten go obejrzał. W ostatniej chwili przypomniał sobie, że ubiegłej nocy wdał się w bójkę, po której mogły mu zostać ślady na ciele. Ale nikt nic nie powiedział i Arevin wciągnął spodnie.

Następnie podszedł do niego staruszek. Strażnicy zesztywnieli. Arevin również znieruchomiał. Każdy jego ruch mogli uznać za niebezpieczny.

— Ostrożnie, Brianie — powiedział burmistrz.

Brian podniósł ramiona Arevina, obejrzał je ze wszystkich stron, przyglądając się też jego dłoniom. Potem wrócił na swoje miejsce przy burmistrzu.

— Nie ma żadnych pierścieni. I chyba nigdy ich nie nosił. Ma opalone ręce, na których brak jakichkolwiek śladów. Uzdrowicielka mówiła, że przeciął jej czoło pierścieniem.

Burmistrz prychnął.

— Co zatem myślisz?

— Jak sam powiedziałeś, panie. On nie mówi jak wariat. Poza tym szaleniec wcale nie musi być głupi, a przecież głupio byłoby rozpytywać się o uzdrowicielkę w pustynnym stroju. Chyba że jest się niewinnym. Byłbym skłonny uwierzyć w słowa tego człowieka.

Burmistrz popatrzył na swojego pomocnika, a potem na strażniczkę.

— Mam nadzieję — powiedział niezbyt lekkim tonem — że zawczasu dacie mi znać, jeśli którekolwiek z was będzie ubiegać się o moje stanowisko. — Ponownie spojrzał na Arevina. — Jeżeli pozwolimy ci na spotkanie z uzdrowicielką, wytrzymasz w kajdanach do chwili, w której zostaniesz rozpoznany?

Arevin ciągle czuł przenikający go do szpiku kości chłód żelaza, w które zakuto go ubiegłej nocy. Ale Wężyca roześmiałaby się, słysząc o tych kajdanach. Tym razem Arevin się uśmiechnął.

— Przekażcie jej, co wam się podoba — powiedział. — A potem zdecydujcie, czy trzeba mnie zakuć w kajdany.

Brian pomógł wstać burmistrzowi, ten zaś spojrzał na strażniczkę, która tak bardzo wierzyła w niewinność Arevina.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wąż snu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wąż snu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Vonda McIntyre - The Moon and the Sun
Vonda McIntyre
libcat.ru: книга без обложки
Vonda McIntyre
libcat.ru: книга без обложки
Vonda McIntyre
libcat.ru: книга без обложки
Vonda McIntyre
libcat.ru: книга без обложки
Vonda McIntyre
libcat.ru: книга без обложки
Vonda McIntyre
libcat.ru: книга без обложки
Vonda McIntyre
libcat.ru: книга без обложки
Vonda McIntyre
libcat.ru: книга без обложки
Vonda McIntyre
libcat.ru: книга без обложки
Vonda McIntyre
libcat.ru: книга без обложки
Vonda McIntyre
Отзывы о книге «Wąż snu»

Обсуждение, отзывы о книге «Wąż snu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x