— Ale Północny kazał mi odjeść.
— Nie musisz go już słuchać. Nie ma nad tobą władzy, jeżeli nie daje ci tego, czego pragniesz. Pozostaje ci tylko pomóc mi zdobyć te węże.
Mężczyzna patrzył na nią przez dłuższą chwilę, mrugając oraz marszcząc czoło w głębokim zamyśleniu. Nagle twarz mu się rozjaśniła i pojawiło się na niej uczucie radości. Ruszył w stronę uzdrowicielki, potknął się i sunął dalej na czworakach. Klęcząc przy niej, chwycił ją za ręce swoimi brudnymi i twardymi dłońmi. Pierścień, którym przeciął czoło Wężycy, był pozbawiony kamienia.
— To znaczy, że pomożesz mi zdobyć węża snu? — Uśmiechnął się. — Którego zawsze mógłbym używać?
— Tak — odparła Wężyca przez zaciśnięte zęby. Cofnęła ręce, gdy wariat zaczął okrywać je pocałunkami. Złożyła mu obietnicę i choć wiedziała, że to jedyny sposób, by go dla siebie pozyskać, czuła się, jakby popełniła potworny grzech.
Księżyc świecił słabo nad piękną drogą wiodącą do Podgórza. Arevin był tak bardzo pochłonięty swoimi myślami, że ani się spostrzegł, a już zapadł zmierzch. Chociaż ośrodek uzdrowicieli zostawił za sobą już wiele dni temu, nie spotkał do tej pory nikogo, kto wiedziałby coś o Wężycy. Mogła być tylko w Podgórzu, ponieważ dalej na południe nie było już nic. Mapy Gór Centralnych pokazywały w tym miejscu szlak pasterzy, prowadzący starą, nie używaną już przełęczą, która przecinała wschodni łańcuch gór i na tym się kończyła. Tutaj, podobnie jak w kraju Arevina, podróżnicy nie zapuszczali się zbyt daleko na południe.
Arevin próbował nie zastanawiać się nad tym, co zrobi, jeśli nie znajdzie Wężycy w Podgórzu. Był jeszcze zbyt daleko od górskich szczytów, żeby mieć widok na wschodnią pustynię, i wcale się tym nie martwił. Dopóki nie widział nadchodzących burz, mógł sobie wyobrażać, że pogodna aura potrwa tam teraz dłużej niż zwykle.
Przejechał po szerokim zakolu, popatrzył w górę, zamrugał i przysłonił lampę. Widział przed sobą światła — łagodne światełka gazowych lamp. Miasto wyglądało jak koszyk iskierek, które rozlewały się po zboczu, skupionych w jednym miejscu oprócz kilku rozrzuconych po dnie doliny.
Choć poznał po drodze kilka nowych miast, ciągle dziwiło go, jak intensywnie ich mieszkańcy pracowali nawet po zmroku. Postanowił dotrzeć do Podgórza jeszcze tej nocy, chciał bowiem przed nastaniem świtu dowiedzieć się czegoś o Wężycy. Opatulił się ciaśniej w ubranie chroniące go przed nocnym chłodem.
Mimowolnie zapadł w drzemkę i obudził się dopiero wtedy, gdy kopyta jego konia zabrzęczały o miejski bruk. Nic się tutaj się działo, toteż Arevin jechał dalej, aż dotarł w końcu do centrum miasta, gdzie znajdowały się tawerny i inne lokale rozrywkowe. W okolicy było jasno jak w dzień, a ludzie zachowywali się tak, jakby zmierzch jeszcze nie zapadł. Przez wejściem do jednej z tawern dostrzegł kilku obejmujących się robotników, którzy śpiewali, wyraźnie fałszując. Ponieważ tawerna bezpośrednio przylegała do gospody, Arevin zatrzymał się i zsiadł z konia. Sugestie Thada, by pytać o Wężycę właśnie w gospodach, wydawały mu się bardzo rozsądne, choć jak dotąd żaden z właścicieli tych przybytków nie dysponował wiedzą na temat uzdrowicielki.
Arevin wszedł do tawerny. Śpiewacy ciągle zagłuszali akompaniament, którym była prawdopodobnie melodia grana na flecie przez jakąś kobietę. Oparła teraz swój instrument na kolanie i upiła z glinianego kubka trochę piwa. Po całym pomieszczeniu unosił się przyjemny zapach drożdży.
Biesiadnicy rozpoczęli kolejną pieśń, ale śpiewająca kontraltem kobieta urwała nagle i wlepiła wzrok w Arevina. Spojrzał na nią jeden z mężczyzn, a potem jego towarzysze i pieśń powoli wygasła. Wszyscy patrzyli na przybysza. Melodia grana przez flecistkę rozbrzmiewała jeszcze przez moment, ale i ona po chwili zamarła. Uwaga wszystkich obecnych skupiła się na Arevinie.
— Pozdrawiam was — wygłosił powitalną formułkę. — Chciałbym, jeżeli to możliwe, rozmawiać z właścicielem.
Nikt się nie poruszył. Po chwili główna śpiewaczka zerwała się gwałtownie na nogi, przewracając stołek.
— Sprawdzę… Sprawdzę… Może ją znajdę… — Zniknęła w korytarzu za kotarą.
Wszyscy milczeli, nawet barman. Arevin nie wiedział, co powiedzieć. Nie był chyba aż tak brudny, by wprawić tym w osłupienie mieszkańców miasta, w którym często przecież bywali handlarze. Mógł tylko patrzeć na nich, a oni na niego, i dalej milczeć. Może znowu zaczną śpiewać albo pić piwo. Może go nim poczęstują.
Nic jednak się nie stało. Arevin dalej czekał.
Czuł się niezręcznie. Zrobił krok do przodu, chciał rozładować napięcie, zachowując się tak, jakby wszystko było w najlepszym porządku. Ale kiedy tylko się poruszył, każdy z obecnych wstrzymał oddech i wzdrygnął się w obawie przed kontaktem z przybyszem. To już nie było przyglądanie się obcemu człowiekowi, tylko oczekiwanie na wrogie posunięcie gościa. Rozległ się jakiś szept, którego brzmienie było złowieszcze.
Po chwili rozchyliła się kotara zasłaniająca korytarz i w tym zacienionym miejscu pojawiła się jakaś wysoka postać. Zrobiła kilka kroków do przodu i spojrzała Arevinowi w oczy bez cienia strachu.
— Chciałeś ze mną rozmawiać?
Była równie wysoka jak Arevin, elegancka, o surowym obliczu. Nie uśmiechnęła się. Mieszkańcy terenów górskich dość szybko ujawniali swoje uczucia, toteż Arevin zaczął się zastanawiać, czy nie wtargnął przypadkiem do prywatnego domu. Być może złamał jakiś nie znany mu obyczaj.
— Tak — odpowiedział. — Szukam uzdrowicielki o imieniu Wężyca. Myślałem, że znajdę ją w twoim mieście.
— Dlaczego uważasz, że znajdziesz ją tutaj?
„Jeżeli wszystkich przybyszów traktuje się tutaj w ten sposób — pomyślał Arevin — to jakim cudem Podgórzanom tak dobrze się wiedzie?”
— Jeżeli nie ma jej tutaj, to pewnie w ogóle nie dojechała do gór… Musi być ciągle na zachodniej pustyni. Nadciągają burze…
— Dlaczego jej szukasz?
Arevin pozwolił sobie na lekkie zmarszczenie brwi, ponieważ zadane mu pytanie wykraczało poza granice dobrego wychowania.
— To chyba tylko moja sprawa — odparł Arevin. — Jeżeli nie mogę liczyć w tym domu na uprzejme przyjęcie, pójdę szukać gdzie indziej.
Odwrócił się i prawie wpadł na dwoje ludzi z jakimiś symbolami na kołnierzach. Trzymali w rękach łańcuchy.
— Pójdziesz z nami, jeśli łaska — rzekła kobieta.
— Z jakiego powodu?
— Podejrzenie o dokonanie napadu — odparł mężczyzna.
Arevin popatrzył na niego ze zdumieniem.
— Napadu? Przyjechałem tu ledwie kilka minut temu.
— Do tego dopiero dojdziemy — powiedziała kobieta. Sięgnęła po ręce Arevina, żeby założyć mu kajdanki. Próbował gwałtownie się jej wyrwać, ale nadaremnie. Dołączył do niej mężczyzna i po chwili cała trójka szamotała się bezładnie, a reszta obecnych swoimi okrzykami popierała akcję zniewolenia przybysza. Arevin uderzył każdego z napastników i udało mu się prawie podnieść z podłogi, kiedy poczuł silne uderzenie w skroń. Ugięły się pod nim kolana i osunął się na ziemię.
Obudził się w niewielkim, kamiennym pomieszczeniu z jednym, wysoko umieszczonym oknem. Poczuł ostry ból głowy. Zupełnie nie pojmował tego, co mu się przydarzyło, ponieważ handlujący z jego klanem ludzie opisywali Podgórze jako miejsce dbające o sprawiedliwość. Niewykluczone, że ci bandyci atakowali tylko samotnych podróżnych, nie nastając na dobrze strzeżone karawany.
Читать дальше