Frederik Pohl - Gateway — brama do gwiazd

Здесь есть возможность читать онлайн «Frederik Pohl - Gateway — brama do gwiazd» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1987, ISBN: 1987, Издательство: Alfa, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Gateway — brama do gwiazd: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gateway — brama do gwiazd»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W Układzie Słonecznym ludzkość znajduje urządzenia i budowle tajemniczej obcej rasy, którą ochrzczono mianem Heechów. Ich technologia była bardzo rozwinięta, a niektóre artefakty okazują się bardzo przydatne dla ludzi. Nikt nie wie, jak wyglądali Heechowie, ani gdzie odlecieli. Największym odkryciem jest asteroid Gateway, rodzaj stacji kosmicznej z blisko tysiącem międzygwiezdnych statków Heechów

Gateway — brama do gwiazd — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gateway — brama do gwiazd», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Miło mi — odpowiedział. Był znacznie starszy, niż można było sądzić po malutkiej Kathy, miał przynajmniej pięćdziesiątkę, ale wyglądał na starszego i bardzo znużonego życiem. — Zabieram Kathy do domu najbliższym statkiem — rzekł. — Jeśli nie masz nic przeciwko temu, wezmę ją do siebie jeszcze dzisiaj. Chcę sam jej powiedzieć.

Nie patrząc na mnie Klara sięgnęła po moją dłoń. — O czym?

— O matce — Francis potarł oczy i dodał: — Nie wiesz? Jan nie żyje. Jej statek wrócił parę godzin temu. Cała czwórka z lądownika wplątała się w jakiś grzyb, zmarli na skutek opuchlizny. Widziałem ją. Wygląda jak… — Urwał. — Najbardziej mi żal Annalee. Została na orbicie, gdy oni wylądowali na powierzchni. To ona przywiozła ciało Jan. Zupełnie bez sensu. Po co? Dla Jan i tak nie miało to znaczenia… Nieważne zresztą. Mogła przywieźć tylko dwójkę, nie było więcej miejsca w zamrażalniku, bo jedzenie… — Znowu urwał i tym razem nie mógł już mówić dalej.

UWAGI NA TEMAT ZADU HEECHÓW

Profesor Hegramet: Możemy się jedynie domyślać, jak wyglądali Heechowie. Byli prawdopodobnie dwunożni. Ich narzędzia jako tako pasują do ludzkich dłoni, mieli wiec zapewne ręce, lub coś podobnego. Przypuszczalnie widzieli w obrębie tego samego widma co my. Musieli jednak być od nas niżsi — mieli może 150 cm, czy nawet mniej. I mieli bardzo śmieszne zadnie części ciała.

Pytanie: Co to znaczy?

Profesor Hegramet: Czy widziałeś kiedyś siedzenie pilota w statku Heechów? Są to dwie płaskie metalowe płyty w kształcie litery V. Człowiek nie wysiedziałby na tym nawet dziesięciu minut. Rozwiesiliśmy więc nad siedzeniem siatkę. Jest to jednak nasze usprawnienie, Heechowie czegoś podobnego nie używali. Musieli prawdopodobnie przypominać osy z wielkim, wydłużonym odwłokiem, zwisającym między nogami.

Pytanie: Czy to znaczy, że tak jak osy mieli żądła?

Profesor Hegramet: Nie, nie wydaje mi się. Choć może i tak. A może mieli po prostu piekielnie duże narządy płciowe.

Czekałem więc siedząc na krawędzi łóżka, podczas gdy Klara pomogła mu obudzić małą i spakować ją. Oni wyszli, a ja odtworzyłem na piezowizorze kilka tablic, które bardzo dokładnie przestudiowałem. Zanim Klara wróciła, zdążyłem je wyłączyć i usiadłem po turecku na łóżku głęboko zamyślony.

— Chryste, co za zwariowana noc — powiedziała posępnie siadając na drugim końcu łóżka. — Odechciało mi się spać. Może skoczę na górę wygrać parę dolców.

— Lepiej nie — odpowiedziałem. Poprzedniego wieczoru siedziałem przy niej przez trzy godziny: najpierw wygrała dziesięć tysięcy, potem straciła dwadzieścia. — Mam lepszy pomysł. Zgłośmy się na lot.

Odwróciła się tak gwałtownie, by na mnie spojrzeć, że na chwilę zniosło ją z łóżka. — Coś ty powiedział?

— Zgłośmy się na lot.

Zamknęła na moment oczy i nie otwierając ich spytała: — Kiedy?

— Lot 29-40. To Piątka z dobrą zalogą — Sam Kahane i jego kumple. Czują się już dobrze i poszukują dwóch osób.

Potarła palcami powieki, po chwili je otworzyła i spojrzała na mnie. — Rzeczywiście miewasz ciekawe pomysły.

Wcześniej już spuściłem ścienne żaluzje, które przesłaniały błysk metalu Heechów: nawet w półmroku widziałem jednak wyraz jej twarzy. Bała się. Mimo wszystko spytała tylko: — To nienajgorsi chłopcy. Czy potrafisz dogadać się z pedałami?

— Jeśli nie będę się ich czepiał, zostawią mnie w spokoju. Szczególnie, gdy będziesz ze mną.

— Hm — mruknęła i przysunęła się do mnie, objąwszy mnie przewróciła na łóżko i wtuliła twarz w moją szyję. — Możemy spróbować — powiedziała tak cicho, że nie byłem z początku pewien, czy to usłyszałem.

Kiedy jednak to do mnie dotarło, ogarnęło mnie przerażenie. Mogła się przecież nie zgodzić. Nie byłoby wtedy problemu. Teraz czułem, jak drżę, choć udało mi się powiedzieć: — Zgłosimy się więc jutro rano.

Pokręciła głową. — Nie — odrzekła stłumionym głosem. Czułem, że tak jak ja drży. — Zatelefonuj tam natychmiast. Zapiszmy się teraz, zanim zmienimy zdanie.

Następnego dnia złożyłem wymówienie w pracy, a rzeczy spakowałem do walizek, w których je przywiozłem. Shicky wziął je na przechowanie. Wyglądał na zasmuconego. Klara zostawiła swoje kursy, zwolniła służącą — która była tym mocno zmartwiona — lecz nie zawracała sobie głowy pakowaniem. Miała jeszcze sporo pieniędzy. Zapłaciła więc z góry za swe dwa pokoje i mogła wszystko zostawić, jak było.

Oczywiście zorganizowano dla nas pożegnalne przyjęcie. Nie zapamiętałem ani jednej z obecnych na nim osób.

A później, nie wiadomo kiedy, wciskaliśmy się już do lądownika i schodziliśmy do kapsuły, podczas gdy Sam systematycznie sprawdzał ustawienia. Zamknęliśmy się w kokonach i włączyliśmy automatyczne odliczanie.

Potem nastąpił przechył i uczucie spadania i bezwład, zanim włączyły się silniki i byliśmy już w drodze.

Rozdział 13

— Dzień dobry — mówi Sigfrid, a ja nagle zatrzymuję się w progu, podświadomie zaniepokojony.

— Co się stało?

— Nic się nie stało. Rób. Proszę, wejdź.

— Wszystko tu pozmieniałeś — stwierdzam z wyrzutem.

— Masz rację. Podoba ci się teraz?

Rozglądam się. Na podłodze nie ma już poduszek. Ze ściany znikły abstrakcyjne obrazy. Pojawił się natomiast cykl holopejzaży Kosmosu, gór i mórz. Najśmieszniejszy w tym wszytkim jest jednak sam Sigfrid. Jego manekin mówi do mnie z rogu pokoju, gdzie siedzi trzymając w rękach ołówek i spoglądając na mnie spoza ciemnych okularów.

— Przerobiłeś tu wszystko — mówię. — Dlaczego?

W jego głosie brzmi mimowolny uśmiech, chociaż twarz kukły niczego nie wyraża. — Pomyślałem sobie, że chętnie powitasz jakąś zmianę.

Wchodzę głębiej do pokoju i znowu się zatrzymuję. — Zabrałeś materac?

— Nie jest nam porzebny. Bob. Jak widzisz, mam za to nową, dość tradycyjną kozetkę.

— Hm.

— Spróbuj się może położyć — zachęca mnie. — Zobacz, jak się na niej czujesz.

— Hm. — Układam się jednak bardzo ostrożnie. Czuję się dziwnie i nie podoba mi się to wszystko, prawdopodobnie dlatego, że to pomieszczenie jest dla mnie ostoją rzeczowości, a każda zmiana napawa mnie niepokojem. — Na macie były paski — skarżę się.

— Na kozetce też są. Trzeba je tylko wyciągnąć z boków. Sprawdź.. o, właśnie. Lepiej tak. Bob?

— Nie.

— Wydaje mi się. Rób — mówi spokojnie — że to mnie powinieneś zostawić decyzję, czy z określonych względów terapeutycznych nie są wskazane pewne zmiany.

Podnoszę się. — I jeszcze jedno, Sigfrid! Zdecyduj się do cholery, jak będziesz się do mnie zwracać. Nie nazywam się ani Rob, ani Robbie ani też Bob. Mam na imię Robinette.

— Wiem, Robbie.

— Znowu zaczynasz!

Milczy przez moment i po chwili mówi jedwabistym głosem: — Pozwól, że to ja zdecyduję, jak mam cię nazywać, Robbie.

— Hm. — Mam w zanadrzu cały arsenał tych nic nie znaczących dźwięków. Chętnie nawet ograniczyłbym się tylko do nich w czasie naszych spotkań. Za to chciałbym, żeby mówił Sigfrid. Chciałbym się dowiedzieć, dlaczego zwraca się do mnie różnie, w zależności od sytuacji, chciałbym wiedzieć, co z tego, co mu opowiadam, uważa za istotne. Chciałbym wiedzieć, co tak naprawdę o mnie myśli… oczywiście, jeśli kawałek brzęczącej blachy i plastiku może w ogóle myśleć.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Gateway — brama do gwiazd»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gateway — brama do gwiazd» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Gateway — brama do gwiazd»

Обсуждение, отзывы о книге «Gateway — brama do gwiazd» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x