Kim Robinson - Zielony Mars

Здесь есть возможность читать онлайн «Kim Robinson - Zielony Mars» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zielony Mars: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zielony Mars»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kontynuacja 3-tomowego cyklu o kolonizacji Czerwonej Planety. W pierwszej części, zatytułowanej Czerwony Mars, autor przedstawił technologiczne aspekty ogromnego przedsięwzięcia i jego implikacje społeczne. Bohaterowie drugiej części cyklu przystępują do terraformowania planety. Minęło całe pokolenie, od kiedy pierwsi osadnicy pojawili się na Marsie. Teraz próbują przeobrazić w zielony raj czerwoną, kamienną pustynię. Od tej chwili, niczym za sprawą jakiegoś sekretnego impulsu, wszechogarniająca zielona siła mknęła jak błyskawica i wkrótce cały Mars pulsował już od viriditas. Trzecia część trylogii to Błękitny Mars.

Zielony Mars — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zielony Mars», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Od tej chwili uchodźcy zaczęli iść bardziej zdecydowanie. Najszybsi piechurzy oddalali się, nie próbując w żaden sposób dostosować kroku do wolniejszych; ważne było, by jak najszybciej zacząć wywozić ludzi pociągami ze Stacji Libijskiej i wszyscy świetnie rozumieli ten pośpiech. Na stację pociągi przybywały zewsząd, jednak była ona mała i znajdowało się tam tylko kilka bocznic, więc przebieg ewakuacji zapowiadał się na naprawdę skomplikowaną operację.

Była godzina piąta po południu, słońce znajdowało się nisko nad wzniesieniem Syrtis, temperatura oscylowała w okolicach zera, powoli spadając. Kiedy najszybsi spośród piechurów, przeważnie tubylcy i najświeżsi imigranci, wysforowali się na czoło pochodu, tłum rozciągnął się w długą kolumnę. Ludzie w roverach donosili, że była teraz długa na wiele kilometrów i przez cały czas się wydłużała. Rovery te jeździły w górę i w dół kolumny, zabierając niektóre osoby, wysadzając inne. W użyciu były wszystkie dostępne walkery i hełmy. Wśród idących pojawił się także Kojot; nadjechał od strony dajki i gdy Nadia dostrzegła jego kamienny pojazd, natychmiast zaczęła podejrzewać, że mężczyzna miał coś wspólnego z rozdarciem dajki.

Kojot wesoło ją pozdrowił przez nadgarstek i spytał, jak się rzeczy mają, po czym odjechał z powrotem ku miastu.

— Każcie Południowej Fossie wysłać sterowiec nad miasto — zasugerował — na wypadek, gdyby zostali tam jacyś ludzie, którzy spali w dzień, a kiedy się obudzili, bardzo ich zaskoczył rozwój wydarzeń. Może czekają na wierzchołkach płaskowzgórzy.

To powiedziawszy, roześmiał się dziko, jednak jego myśl wydawała się mieć pozory prawdopodobieństwa, toteż Art zadzwonił, gdzie trzeba, aby wszystko sprawdzić.

Nadia szła na tyłach kolumny wraz z Mają, Saxem oraz Artem i słuchała napływających raportów. Skłoniła kierowców roverow do jazdy po wyłączonym torze magnetycznym, ponieważ jadąc po regolicie pojazdy wzniecały w powietrzu tumany pyłu. Próbowała ignorować fakt, że jest już zmęczona. Wyczerpanie było spowodowane bardziej brakiem snu niż zmęczeniem mięśni. Ta noc z pewnością miała być długa. I to nie tylko dla Nadii. Obecnie wiele osób na Marsie stało się już zupełnymi mieszczuchami i nie byli przyzwyczajeni do pokonywania bez postoju tylu kilometrów. Sama Nadia również rzadko teraz chodziła, chociaż akurat ona często krążyła po placach budów i nie pracowała tylko przy biurku, tak jak wielu z tych ludzi. Na szczęście podążali za torem magnetycznym, a nawet — gdyby chcieli — mogli iść po jego gładkiej powierzchni, między wiszącymi na krawędziach szynami i torami reluktancyjnymi, znajdującymi się w części środkowej. Jednak większość osób wolała pozostać na betonowych albo żwirowych drogach biegnących wzdłuż toru magnetycznego.

Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności droga z Isidis Planitia we wszystkich, z wyjątkiem północnego, kierunkach oznaczała podchodzenie pod górę. Stacja Libijska znajdowała się bowiem około siedmiuset metrów powyżej Burroughs; nie była to wysokość błaha, jednak na szczęście trasa, choć nieprzerwanie w górę, biegła przez całe siedemdziesiąt kilometrów łagodnie; nigdzie wzdłuż niej nie było stromych odcinków.

— Rozgrzejemy się — mruknął Sax, kiedy Nadia mu o tym wspomniała.

Robiło się coraz później, aż w końcu cienie ludzi zaczęły się rozpościerać daleko na wschód, jak gdyby idący byli olbrzymami. Za nimi nie oświetlone i puste, tonące miasto o czarnej powierzchni, znikało za horyzontem — znikało jedno płaskowzgórze za drugim, aż wreszcie za horyzont zanurzyły się nawet Pagórek Dwa Tarasy i Płaskowzgórze Moeris. Pokryte pyłem palone umbry Isidis przyjmowały coraz więcej koloru i niebo coraz bardziej ciemniało, póki duże słońce nie zapłonęło na zachodnim horyzoncie; a oni szli przez ten rudawy świat, rozciągnięci w długi sznur niczym jakaś rozbójnicza armia w odwrocie.

Nadia od czasu do czasu włączała Mangalavid i stwierdzała, że nowiny z pozostałej części planety są raczej pocieszające. Nad wszystkimi głównymi miastami, z wyjątkiem Sheffield, władzę sprawowały grupy reprezentujące ruch niepodległościowy. Labirynt pod sabishiiańską hałdą dostarczał schronienia dla ocalałych po pożarze. Ogień nie rozprzestrzenił się jeszcze wszędzie, ale labirynt tak czy owak zapewniał bezpieczeństwo. Podczas marszu Nadia zadzwoniła i porozmawiała z przebywającymi tam Nanao i Etsu. Mały wizerunek Nanao na nadgarstku wskazywał, że mężczyzna jest wyczerpany. Nadia powiedziała mu trochę o własnym złym samopoczuciu: Sabishii płonęło, Burroughs tonęło, a więc zniszczono dwa największe na Marsie miasta.

— Nie martw się — odparł Nanao. — Odbudujemy je. Sabishii jest w naszych głowach.

Wysłali kilka swoich ocalałych z pożaru pociągów do Stacji Libijskiej, postępując zresztą podobnie jak wiele innych miast. Najbliżej położone udostępniły także samoloty i sterówce. Mogły one przybyć im na pomoc w trakcie nocnego marszu, co było użyteczne. Zwłaszcza liczyła się woda, którą przywiozłyby na swoich pokładach, ponieważ odwodnienie w taką zimną i tak bardzo suchą noc mogło być groźne. Nadia miała już wysuszone gardło i szczęśliwym trafem udało jej się otrzymać pełną filiżankę ciepłej wody, rozdawanej z przejeżdżającego rovera. Podniosła maskę i wypiła szybko, próbując podczas picia nie wdychać powietrza.

— Ostatnia partia! — zawołała wesoło kobieta podająca filiżanki. — Teraz jedziemy obsłużyć następne sto osób.

Z Południowej Fossy nadeszła kolejna telefoniczna wiadomość. Dowiedzieli się, że mieszkańcy wielu obozów wydobywczych umieszczonych wokół Elysium zadeklarowali niezależność zarówno od konsorcjów metanarodowych, jak i od ruchu „Wolny Mars” i ostrzegali wszystkich, aby trzymali się od nich z dala. Niektóre stacje zajęte przez „czerwonych” postępowały tak samo. Nadia prychnęła:

— Powiedzcie im, że się zgadzamy — powiedziała ludziom w Południowej Fossie. — A potem wyślijcie im kopię Deklaracji z Dorsa Brevia i każcie im ją przestudiować. Jeśli zgodzą się przestrzegać fragmentu dotyczącego praw człowieka, nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy się nimi przejmować.

Szli i szli, aż do zachodu słońca. Powoli zapadał długi zmierzch.

Podczas gdy głęboko purpurowy mrok ciągle zabarwiał zamglone powietrze, ze wschodu nadjechał jakiś kamienny pojazd, który zatrzymał się tuż przed grupą Nadłi. Wysiadły zeń jakieś postaci i podeszły do nich, nakładając białe maski i kaptury. Po samej sylwetce, wysokiej i szczupłej, Nadia rozpoznała nagle osobę na przedzie: była to Ann; szła prosto do niej, bez wahania wyławiając jej postać z ogona tłumu, mimo braku światła. Jakże dobrze znali się nawzajem przedstawiciele pierwszej setki kolonistów…

Nadia zatrzymała się i popatrzyła na starą przyjaciółkę. Ann zamrugała w reakcji na nagłe zimno.

— Nie zrobiliśmy tego — powiedziała szorstko. — Pojawiła się jednostka Armscoru w uzbrojonych pojazdach i rozgorzała prawdziwa walka. Kasei bał się, że jeśli tamci odbiją dajkę, spróbują odebrać wszystko… i wszędzie. Prawdopodobnie miał rację.

— Czy nic mu się nie stało?

— Nie wiem. Wiele osób na dajce zostało zabitych. A wiele musiało uciekać przed powodzią, wspinając się na Syrtę.

Ann stała teraz przed nimi, groźna i bez skruchy. Nadia zdziwiła się, jak wiele można wyczytać z czyjejś sylwetki, z czarnego zarysu na tle gwiazd. Z układu ramion albo z pochylenia głowy.

— Ruszajmy więc — powiedziała Nadia. Niczego innego nie potrafiła w tej chwili wymyślić, niczego innego powiedzieć. A przecież istniała kwestia samego wyjścia na dajkę, kwestia podłożenia ładunków wybuchowych… Tyle że teraz nie była odpowiednia pora na tego rodzaju rozmowy. — Chodźmy dalej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zielony Mars»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zielony Mars» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Kim Robinson - Blauer Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Grüner Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Roter Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Błękitny Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la bleue
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la verte
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la rouge
Kim Robinson
Kim Robinson - Red Mars
Kim Robinson
libcat.ru: книга без обложки
Kim Robinson
Kim Robinson - Blue Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Green Mars
Kim Robinson
Kim Stanley Robinson - Green Mars
Kim Stanley Robinson
Отзывы о книге «Zielony Mars»

Обсуждение, отзывы о книге «Zielony Mars» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x