Dwóch dwudziestoparolatków o nagich torsach, w kąpielowych szortach do pół łydki wchodzi po rampie. Z blond dredów ścieka woda, ale poruszają się w deszczu tak, jakby to było ich naturalne środowisko. Lisa Durnau, skryta pod daszkiem, przypatruje się ich brzuchom. Na podbrzuszach mają między mięśniami takie rowki wskazujące poniżej gumki.
— Kolo, jak guru nie ma w domu, to znaczy, że nie ma.
— Ale widziałem, że tam coś się rusza. — Thomas Lull znów krzyczy: — Ej tam! Widzę cię, wyjdź, mam do ciebie parę pytań.
— Posłuchaj, chce mieć spokój, to uszanuj to — dodaje drugi wysportowany. Na szyi nosi na rzemyku rzeźbioną spiralę z nefrytu. — Guru nie udziela wywiadów, nikomu, nigdzie, nijak. Jasne?
— Nie jestem, kurwa, żadnym dziennikarzem i nie jestem, kurwa, żadnym karsewakiem — oświadcza Thomas Lull i zaczyna włazić po nadbudówce.
— No nie, tak to nie! — krzyczy pierwszy Australijczyk. We dwójkę łapią Thomasa Lulla za nogi i ściągają z mostka. Uderza z miękkim plaśnięciem o pokład.
— Teraz to już naprawdę nie jesteście tu mile widziani — rzuca ten z zieloną spiralą. Szarpnięciem stawiają Lulla na nogi, chwytają pod ramiona i prowadzą ku głównemu pomostowi między barkami. Lisa Durnau decyduje, że pora coś zrobić.
— Nanak! — woła w stronę mostka. Za siatką i brudnym szkłem porusza się jakaś postać. — Nie jesteśmy dziennikarzami. Lisa Durnau i Thomas Lull. Chcemy pogadać z tobą o Kalkim.
Drzwi na górny mostek się otwierają. Ukazuje się w nich twarz otulona w szale, przypominająca Hanumana, boga pod postacią małpy.
— Puśćcie go.
Nanak, chirurg marzeń krząta się po mostku, parząc herbatę jak należy. W kontraście z metalową, industrialną nadbudówką wnętrze jest dziwnie dekadenckie, pełne pseudokolonialnej wikliny i bambusa.
— Przepraszam przepraszam, że tak siedziałom cicho. — Nanak lata z imbryczkami i składanym, mosiężnym herbacianym stolikiem.
Lisa Durnau pociąga ćaj i dyskretnie przygląda się gospodarzowi. W Kansas neutki to nieczęsto spotykana płeć. Fascynują ją niuanse jego skóry, subtelne wypukłości na nagim lewym przedramieniu — podskórny system sterowania układem seksualnym. Zastanawia się, jak to jest: móc programować własne emocje, projektować zakochania i miłosne rozterki, konstruować własne nadzieje i lęki. Zastanawia się, ile można stworzyć typów orgazmów. Ale jej umysł zaprząta przede wszystkim pytanie: było mężczyzną czy kobietą? Kształt ciała, rozłożenie tłuszczu, ubranie — celowo eklektyczna mieszanka z przewagą rzeczy luźnych i lejących — nie dają żadnej wskazówki. Mężczyzną, decyduje. To u mężczyzn tożsamość płciowa jest płynna i niestabilna. Nanak dalej nalewa herbatę.
— Ostatnio nas tu prześladowano. Ci Australijczycy świetnie się o mnie troszczą, wspaniałe chłopaki. A moja praca tutaj wymaga dyskrecji. Ale, panie profesorze, wizyta pana to wielki zaszczyt dla skromnego pośrednika w usługach chirurgicznych.
Thomas Lull otwiera palmera i kładzie na mosiężnym stoliczku. Nanak krzywi się na widok zdjęcia.
— Najbardziej skomplikowana operacja, jaką w życiu organizowałom. Całe tygodnie pracy. Oni dosłownie rozłożyli jej mózg na części. Wyciągnęli półkule i zwoje, rozwiesili na drutach. Coś nadzwyczajnego.
Lisa Durnau widzi, jak twarz Lulla tężeje. Nanak dotyka jego kolana.
— Wszystko z nią w porządku?
— Próbuje znaleźć swoich prawdziwych rodziców. Uświadomiła sobie, że jej życie to same kłamstwa.
Usta Nanaka tworzą bezgłośne „O”.
— Jestem tylko skromnym pośrednikiem…
— Czy to ci ludzie cię zatrudnili? — Thomas Lull przewija palcem do zdjęcia ze świątyni, które sprawiło, że wyruszył w tę pielgrzymkę.
— Tak — odpowiada Nanak, chowając dłonie pod szal. — Reprezentowali potężny sundarban z Varanasi, sundarban Badrinath. Legendarną kryjówkę Wisznu, jak się zdaje. Dostałom dwa miliony dolarów w czeku bankierskim, z konta Odeco Corporation. Jeśli chcecie, mogę podać szczegóły. Prawie połowa budżetu poszła na białkowe aplikacje, musieliśmy znaleźć sposób na programowanie pamięci; projektanci emotyków też nie są tani, choć cieszy mnie fakt, że tu, w strefie mamy paru najlepszych w całym Hindustanie.
— Budżet — prycha Thomas Lull. — Jak jakiś, kurwa, program telewizyjny.
Teraz musi się odezwać Lisa.
— Jej rodzice adopcyjni w Bangalore, oni w ogóle istnieją?
— Nie, proszę pani, to stuprocentowa fikcja. Wydaliśmy sporo pieniędzy na stworzenie wiarygodnej historii. Żeby nie ulegało wątpliwości, że jest człowiekiem, ma dzieciństwo, rodziców i przeszłość.
— A co, ona nie…? — pyta Lisa, zarazem bojąc się odpowiedzi.
— Jest aeai w ludzkim ciele — dopowiada Thomas Lull.
Lisa słyszy ten lód w jego głosie, groźniejszy niż jakikolwiek ogień. Nanak huśta się na krześle.
— To prawda. Wybaczcie, to istotnie okropna sprawa. Sundarban Badrinath dawał schronienie aeai trzeciej generacji. Plan, jak powiedzieli mi pana koledzy, był taki: przetransferować jej kopię na wyższe poziomy kognitywne ludzkiego mózgu. Interfejsem była tilaka. Niezwykle skomplikowana operacja. Wszystko udało się dopiero przy trzeciej próbie.
— One się boją, prawda? — zastanawia się Thomas Lull. — Czują, że zbliża się koniec. Ile ich zostało?
— Zdaje się, że tylko trzy.
— Chciałyby wiedzieć, czy uda im się zawrzeć pokój, czy będą musiały wyginąć, a w tym celu muszą najpierw zrozumieć nas. Człowieczeństwo to dla nich zagwozdka, w ogóle cud, że ona cokolwiek z tego rozumie, ale po to właśnie ma to fałszywe dzieciństwo. Ile ta Aj ma naprawdę lat?
— Wyjechała stąd osiem miesięcy temu, z pana kolegą i koleżanką, których uważała za swoich prawdziwych rodziców. Aeai z Badrinath kontaktowała się ze mną jakiś rok temu. Trzeba było ją widzieć, kiedy odjeżdżała, taka radosna, promienna, jakby wszystko było dla niej nowe. Para Europejczyków miała zabrać ją do Bangalore — mieli na to niewiele czasu, bo rozkompresowywały się kolejne warstwy pamięci i gdyby zostali z nią zbyt długo, byłaby katastrofa — wdrukowaliby się.
— I tak ją zostawiłoś? — nie dowierza Lisa Durnau. Próbuje przekonać samą siebie, że to Indie; że życie ludzkie ma tu inną wartość niż w Kansas i Santa Barbara. Ale wciąż kręci jej się w głowie, gdy myśli, co ci ludzie zrobili nastoletniej dziewczynie.
— Taki był plan. Mieliśmy przygotowaną legendę, że ma roczną przerwę w nauce i podróżuje po subkontynencie.
— A czy nie przyszło wam do łbów, między tymi planami, legendami, rozkompresowanymi pamięciami i precyzyjną chińską chirurgią, że aby ta aeai żyła, musi umrzeć człowiek?! — wybucha Thomas Lull.
Lisa dotyka ręką jego nogi. Spokojnie. Wyluzuj. Nie unoś się. Nanak uśmiecha się jak błogosławiący święty.
— No cóż, panie profesorze, to dziecko było upośledzone. Nie miało osobowości ani samoświadomości, nic a nic. Zero życia. Musiało być takie, normalnego w życiu byśmy nie wykorzystali. Jej rodzice cieszyli się, że ktoś ją od nich kupił. Przynajmniej jakaś szansa, eksperymentalna, nowa technologia. Dziękowali Wisznu…
Thomas Lull z nieartykułowanym rykiem zrywa się na nogi, zaciska pięści. Nanak ucieka jak najdalej od rozjuszonego samca. Lisa obejmuje pięść Lulla swoimi dłońmi.
— Zostaw je, zostaw — szepcze. — Siadaj, Lull, siadaj!
— Pierdolony rzeźnik! — wrzeszczy Thomas Lull na producenta neutków. — Pierdolony Kalki, pierdolony Jean-Yves i Anjali!
Читать дальше