Orson Card - Ksenocyd

Здесь есть возможность читать онлайн «Orson Card - Ksenocyd» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2001, ISBN: 2001, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ksenocyd: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ksenocyd»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ender jako chłopiec uratował Ziemię przed najazdem Robali, wdzięczność ludzi nie trwała jednak długo. Winą za morderstwo na obcej rasie obarczyli tego, który ich uratował. Szanują i podziwiają Mówcę Umarłych, twórcę odnowy moralnej, który głosi szacunek dla wszelkiej formy życia. Nikt nie wie, że Ender i Mowca to ta sama osoba. Mówca zostaje wezwany na planetę Lusitanię, gdzie odkryto kolejną formę inteligentnego życia. Prosiaczki po śmierci swej pierwszej swej formy cielesnej otrzymują formę drzewa. W procesie przejścia konieczny jest udział pewnego wirusa, który zagraża życiu ludzi, na dodatek jest to wirus myślący. Kongres międzyplanetarny wydaje rozkaz zniszczenia planety. Kryzys narasta…

Ksenocyd — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ksenocyd», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Zależy, co rozumiesz pod określeniem „to wszystko” — odparł Quim. — Ale tak, wierzę.

— Rozumiem. Boga żywego, zmartwychwstanie Chrystusa, cuda, wizje, chrzest, przemienienie…

— Tak.

— Cuda. Uzdrowienia.

— Tak.

— Jak przy kaplicy dziadka i babci.

— Odnotowano tam wiele uzdrowień.

— Czy wierzysz w nie?

— Miro, sam nie wiem. Niektóre z nich mogły być tylko histerią. Niektóre mogły być efektem placebo. Niektóre rzekome uzdrowienia wynikały może ze spontanicznych remisji czy naturalnego cofnięcia choroby.

— Ale część była prawdziwa.

— Mogła być.

— Wierzysz, że cuda są możliwe.

— Wierzę.

— Ale nie sądzisz, żeby jakiś naprawdę się zdarzył.

— Miro, ja wierzę, że cuda się zdarzają. Nie wiem tylko, czy ludzie prawidłowo postrzegają, które wydarzenia są cudami, a które nimi nie są. Nie ma wątpliwości, że wiele rzekomych cudów wcale nie było cudownych. Prawdopodobnie istniały też cuda, których, gdy nastąpiły, nikt nie rozpoznał.

— A co ze mną, Quim?

— Co z tobą?

— Dlaczego ze mną nie zdarzy się cud?

Quim pochylił głowę i szarpnął krótką trawę przed sobą. Jeszcze jako dziecko miał taki zwyczaj, gdy chciał uniknąć odpowiedzi na trudne pytanie. W taki sposób reagował, gdy ich domniemany ojciec, Marcao, wpadał w pijacką furię.

— Czemu, Quim? Czy cuda są tylko dla innych?

— Elementem cudu jest to, że nikt dokładnie nie wie, dlaczego następuje.

— Ależ z ciebie łasica, Quim. Quim zaczerwienił się.

— Chcesz wiedzieć, dlaczego nie spotkało cię cudowne uzdrowienie? Ponieważ brak ci wiary, Miro.

— A co z tym człowiekiem, który powiedział: „Tak, Panie, wierzę. Wybacz mi moją niewiarę”.

— Czy jesteś tym człowiekiem? Czy chociaż prosiłeś o uzdrowienie?

— Teraz proszę — szepnął Miro. I łzy, nieproszone, stanęły mu w oczach. — Boże — szepnął. — Tak mi wstyd.

— Czego? — zapytał Quim. — Że prosisz Boga o pomoc? Że płaczesz przed swoim bratem? Twoich grzechów? Twego zwątpienia?

Miro pokręcił głową. Sam nie wiedział. Te pytania były zbyt trudne. I nagle uświadomił sobie, że zna odpowiedź. Wyciągnął przed siebie ręce.

— Tego ciała — oświadczył.

Quim chwycił go za ramiona, pociągnął do siebie, zsuwając dłonie wzdłuż rąk Mira, aż trzymał go za nadgarstki.

— On powiedział: oto jest ciało moje, które wam daję. Tak jak ty oddałeś swoje ciało pequeninos. Dla naszych braci.

— Tak, Quim. Ale on dostał ciało z powrotem, prawda?

— On także umarł.

— Czy tak zostanę uzdrowiony? Mam znaleźć sposób, by umrzeć?

— Nie bądź durniem — mruknął Quim. — Chrystus nie zabił się sam. To była zdrada Judasza. Miro wybuchnął gniewem.

— Wszyscy ci ludzie uleczeni z przeziębienia, którym cudownie minęły migreny… Chcesz mi wmówić, że zasłużyli od Boga na więcej niż ja?

— To nie musi się opierać na tym, na co zasługujesz. Może na tym, co jest ci potrzebne.

Miro rzucił się do przodu, pochwycił wpół sparaliżowanymi palcami sutannę Quima.

— Potrzebuję swojego ciała!

— Może — stwierdził Quim.

— Co to znaczy „może”, ty zarozumiały ośle?

— To znaczy — odparł łagodnie Quim — że chociaż z pewnością chcesz odzyskać swe ciało, być może Bóg w swej wielkiej mądrości wie, że abyś stał się najlepszym człowiekiem, jakim stać się możesz, powinieneś pewien okres czasu przeżyć jako kaleka.

— Ile czasu? — zapytał Miro.

— Z pewnością nie więcej niż resztę życia.

Miro parsknął z niesmakiem i wypuścił sutannę Quima.

— Może mniej — dodał Quim. — Mam taką nadzieję.

— Nadzieję… — powtórzył wzgardliwie Miro.

— To jedna z wielkich cnót, obok wiary i miłości. Powinieneś ją wypróbować.

— Widziałem Quandę.

— Od twojego powrotu starała się z tobą porozmawiać.

— Jest stara i tłusta. Ma stado dzieciaków, przeżyła trzydzieści lat, a przez cały ten czas jakiś facet orał ją na obie strony. Wolałbym raczej odwiedzić jej grób!

— Niezwykła wielkoduszność.

— Wiesz, o co mi chodzi! To był dobry pomysł, zostawić Lusitanię. Ale trzydzieści lat nie wystarczyło.

— Wolałbyś powrócić do świata, gdzie nikt cię nie zna.

— Tutaj też nikt mnie nie zna.

— Może nie. Ale kochamy cię, Miro.

— Kochacie tego, którym byłem.

— Jesteś tym samym człowiekiem. Masz tylko inne ciało. Miro powstał z trudem, opierając się o Korzeniaka.

— Rozmawiaj ze swoim drewnianym przyjacielem, Quim. Nie masz mi do powiedzenia nic, czego chciałbym wysłuchać.

— Tak ci się wydaje.

— Wiesz, kto jest gorszy od durnia, Quim?

— Pewnie. Wrogo nastawiony, zgorzkniały, obraźliwy, politowania godny, a przede wszystkim bezużyteczny dureń, który ma zbyt wysoką opinię na temat wagi swego cierpienia.

Tego Miro nie mógł już znieść. Wrzasnął wściekle i rzucił się na Quima, powalając go na ziemię. Oczywiście, sam natychmiast stracił równowagę i upadł na brata, potem zaplątał się w jego szaty. Ale to nic; Miro nie chciał się podnieść, chciał raczej zadać Quimowi trochę bólu, jakby to mogło usunąć część jego własnego.

Po kilku zaledwie ciosach zaprzestał walki i płacząc oparł głowę na piersi brata. Po chwili poczuł, że obejmują go ramiona, usłyszał cichy głos intonujący modlitwę.

— Pai Nosso, que estas no ceu. — W tym miejscu jednak słowa zmieniły się w nowe, a zatem prawdziwe. — O teu filho esta com dor, o meu irmao precisa a resurreicao da alma, ele merece o refresco da espe-ranca.

Słysząc, jak Quim wysławia jego cierpienie, jego skandaliczne żądania, Miro zawstydził się znowu. Dlaczego wyobraził sobie, że zasługuje na nową nadzieję? Jak ośmielił się żądać, by Quim modlił się o cud dla niego… o to, by jego ciało znów było zdrowe? Wiedział, że to nieuczciwe, by narażać wiarę Quima dla takiego rozżalonego niedowiarka.

Jednak modlitwa trwała dalej.

— Ele deu tudo aos pequeninos, fazemos a ti.

Miro chciał przerwać. Jeśli oddałem je dla pequeninos, zrobiłem to dla nich, nie dla siebie. Ale słowa Quima uciszyły go.

— Powiedziałeś nam, Zbawco, że cokolwiek uczynimy tym braciom najmniejszym, tobie uczynimy.

Zupełnie jakby Quim żądał, aby Bóg dotrzymał swojej części umowy. Niezwykłe doprawdy relacje musiały go łączyć z Bogiem, skoro miał prawo wystawiać mu rachunki.

— Ele nao e como Jó, perfeito na coracao.

Nie, nie jestem tak doskonały jak Hiob. Ale tak jak on straciłem wszystko. Inny mężczyzna spłodził moje dzieci z kobietą, która zostałaby moją żoną. Innym przypadły moje osiągnięcia. Hiob miał wrzody, ja mam ten częściowy paraliż. Czy zamieniłby się ze mną?

— Restabelece ele como restabelecestejó. Em nome do Pai, e do Filho, e do Espirito Santo. Amem.

Przywróć go, jak przywróciłeś Hioba.

Miro poczuł, że uwalniają go ramiona Quima. Powstał, jakby to one, nie siła grawitacji, przyciskały go do piersi brata. Siniak ciemniał na policzku Quima. Warga mu krwawiła.

— Zraniłem cię — powiedział Miro. — Przepraszam.

— Owszem — zgodził się Quim. — Ty mnie zraniłeś, ja cię zraniłem. To tutaj popularna rozrywka. Pomóż mi wstać.

Na chwilę, jedną przelotną chwilę, Miro zapomniał, że jest kaleką, że sam z trudem zachowuje równowagę. I póki trwała, zaczął wyciągać rękę. Zaraz jednak zachwiał się i przypomniał sobie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ksenocyd»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ksenocyd» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ksenocyd»

Обсуждение, отзывы о книге «Ksenocyd» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x