Orson Card - Ksenocyd

Здесь есть возможность читать онлайн «Orson Card - Ksenocyd» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2001, ISBN: 2001, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ksenocyd: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ksenocyd»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ender jako chłopiec uratował Ziemię przed najazdem Robali, wdzięczność ludzi nie trwała jednak długo. Winą za morderstwo na obcej rasie obarczyli tego, który ich uratował. Szanują i podziwiają Mówcę Umarłych, twórcę odnowy moralnej, który głosi szacunek dla wszelkiej formy życia. Nikt nie wie, że Ender i Mowca to ta sama osoba. Mówca zostaje wezwany na planetę Lusitanię, gdzie odkryto kolejną formę inteligentnego życia. Prosiaczki po śmierci swej pierwszej swej formy cielesnej otrzymują formę drzewa. W procesie przejścia konieczny jest udział pewnego wirusa, który zagraża życiu ludzi, na dodatek jest to wirus myślący. Kongres międzyplanetarny wydaje rozkaz zniszczenia planety. Kryzys narasta…

Ksenocyd — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ksenocyd», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Związani z nim. Jak mój lud. Ale wy macie wolną wolę. Niezależne filoty. Zdziczali ludzie, wy wszyscy.

— To jest żart — szepnął Ender. — Nie osąd.

Valentine była mu wdzięczna za tę interpretację. Obraz, jaki pojawił się w jej myślach wraz ze słowem „zdziczali” przedstawiał słonia tratującego człowieka na śmierć. To było wyobrażenie z czasów dzieciństwa, opowiadanie, w którym po raz pierwszy napotkała to określenie. Teraz ten obraz przeraził ją tak samo jak wtedy. Nienawidziła obecności królowej kopca w swym umyśle. Nienawidziła metod, jakimi tamta przywoływała zapomniane koszmary. Wszystko w królowej kopca było koszmarne. Jak Valentine mogła w ogóle uznać tę istotę za ramena? Owszem, nastąpiło porozumienie. Jak między obłąkanymi.

I co ona takiego powiedziała? Że słyszą ją tak dobrze, gdyż są filotycznie połączeni z Enderem. Valentine przypomniała sobie, co mówili podczas lotu Miro i Jane. Czy to możliwe, że jej filotyczne pasmo splatało się z pasmem Endera, a poprzez niego królowej kopca? Jak w ogóle mogło powstać połączenie Endera i królowej?

Szukałyśmy go. Był naszym wrogiem. Próbował nas zniszczyć. Chciałyśmy go ujarzmić. Jak zdziczałą.

Zrozumienie nastąpiło niespodziewanie, jakby nagle otworzyły się drzwi. Nie wszystkie robale rodziły się uległe. Mogły posiadać własną tożsamość. A przynajmniej zakłócenia sterowania. Dlatego królowe kopca ewolucyjnie wykształciły zdolność chwytania ich, filotycznego związywania, by nad nimi zapanować.

Znalazłyśmy go. Nie mogłyśmy przywiązać. Za silny.

I nikt się nie domyślał, co groziło Enderowi. Królowa kopca liczyła, że potrafi go schwytać, zmienić w takie samo bezmyślne, posłuszne jej woli narzędzie, jakim był każdy robal.

Zastawiłyśmy na niego sieć. Znalazłyśmy to, za czym tęsknił. Myślałyśmy. Weszłyśmy w to. Nadałyśmy filotyczne jądro. Powiązane z nim. Ale to nie wystarczyło. Teraz ty. Ty.

Słowo jak młot uderzyło w umysł Valentine. Jej chodzi o mnie. Chodzi o mnie, o mnie, o mnie… Usiłowała sobie przypomnieć, kogo oznacza to „mnie” Jestem Valentine. Jej chodzi o Valentine.

To ty nią byłaś. Ty. Ciebie powinnyśmy znaleźć. To, czego najbardziej pragnął. Nie ta druga rzecz.

Poczuła mdłości. Czyżby wojskowi mieli rację? Czy to możliwe, że Endera ocaliło jedynie okrutne rozdzielenie z Valentine? Gdyby była przy Enderze, robale potrafiłyby ją wykorzystać, by nad nim zapanować?

Nie. Nie mogłyśmy tego zrobić. Ty też jesteś za silna. Byłyśmy skazane. Byłyśmy martwe. Nie mógł do nas należeć. Ale do ciebie też nie. Już nie. Nie umiałyśmy go ujarzmić, ale splotłyśmy się z nim.

Valentine pomyślała o obrazie, jaki przyszedł jej na myśl na statku. Obraz ludzi złączonych razem, rodziny powiązane niewidzialnymi włóknami, dzieci z rodzicami, rodziców ze sobą nawzajem i z ich rodzicami. Zmienna sieć linii wiążących ludzi tak, jak łączyły ich uczucia. Teraz jednak obraz przedstawiał ją samą powiązaną z Enderem. I Endera związanego… z królową kopca. I królową, jak wstrząsa owipozytorem, jak kołyszą się pasma śluzu, a na końcu jednego z nich głowa Endera huśta się, podskakuje…

Otrząsnęła się, próbując usunąć z myśli ten obraz.

Nie kierujemy nim. Jest wolny. Może mnie zabić, jeśli zechce. Nie powstrzymam go. Czy ty mnie zabijesz?

Tym razem „ty” nie oznaczało Valentine; czuła, jak pytanie oddala się od niej. I zaraz potem, kiedy królowa kopca czekała na odpowiedź, Valentine wyczuła inną myśl. Tak podobną do własnych, że gdyby nie była wyczulona, gdyby także nie wyczekiwała, co odpowie Ender, uznałaby ją za swoją naturalną myśl.

Nigdy, mówiła ta myśl w jej głowie. Nigdy cię nie zabiję. Kocham cię.

A wraz z nią nadpłynął odblask szczerego uczucia. I natychmiast myślowy wizerunek królowej kopca oczyścił się z wszelkich odcieni obrzydzenia. Teraz wydawała się majestatyczna, królewska, wspaniała. Tęcze z jej pokryw skrzydłowych nie przypominały już oleistej plamy na wodzie; światło odbijające się w jej oczach było aureolą, lśniące pasma zwisające z końca odwłoka stały się nićmi życia, jak mleko z sutki kobiecej piersi, zmieszane ze śliną i płynące do ssącej buzi dziecka. Do tej chwili Valentine walczyła ze wstrętem, a teraz nagle niemal czciła królową kopca.

Wiedziała, że to myśl Endera. A wraz z jego wizją królowej kopca przyszło zrozumienie. Przez cały czas miała rację, pisząc jako Demostenes tak wiele lat temu. Królowa kopca naprawdę była ramenem: obca, ale zdolna do zrozumienia i bycia rozumianą.

Gdy wizja zanikała, Valentine usłyszała czyjś szloch. To Plikt. Przez wszystkie spędzone razem lata, Valentine nie widziała jeszcze, by Plikt okazała taką słabość.

— Bonita — powiedział Miro. Piękna.

Czy tylko tyle widział? Królowa kopca była piękna? Rzeczywiście, kontakt między Mirem i Enderem musi być słaby… ale dlaczego nie? Przecież chłopiec nie znał go tak długo i tak dobrze jak Valentine, która przebywała z nim przez całe życie.

Lecz jeśli to było powodem, że Valentine o wiele wyraźniej niż Miro odbierała myśli Endera, jak można wyjaśnić fakt, że Plikt słyszała jeszcze więcej? Czy to możliwe, że przez długie lata studiów nad Enderem, podziwiając go i właściwie nie znając, Plikt związała się z nim jeszcze mocniej?

Oczywiście, że tak. Naturalnie. Valentine miała rodzinę. Miała męża i dzieci. Filotyczne złącze z bratem musiało osłabnąć. Podczas gdy Plikt nie związała się z nikim tak mocno, by stanowił konkurencję. Kiedy więc królowa kopca umożliwiła filotycznym powiązaniom przekazywanie myśli, Plikt najdoskonalej odbierała Endera. Nic jej nie rozpraszało. Żadna część świadomości nie była zamknięta.

Czy nawet Novinha, połączona przecież ze swymi dziećmi, mogła być tak całkowicie oddana Enderowi? To niemożliwe. I gdyby Ender zaczął się czegoś domyślać, byłoby to dla niego wielce kłopotliwe. A może pociągające? Valentine dobrze znała kobiety i mężczyzn; wiedziała, że taki zachwyt jest najbardziej uwodzicielską cechą. Czyżbym przywiozła ze sobą rywalkę, by sprowadzić kłopoty na małżeństwo Endera?

Czy Ender i Plikt mogą teraz czytać w moich myślach?

Valentine czuła się całkowicie odsłonięta, przestraszona. I jakby w odpowiedzi, jakby dla uspokojenia, powrócił głos królowej, zagłuszając wszelkie myśli, jakie może posyłał Ender.

Wiem, czego się boisz. Ale moja kolonia nie zabije nikogo. Kiedy odlecimy z Lusitanii, potrafimy usunąć z kosmolotu wirusy descolady.

Może, pomyślał Ender.

Na pewno znajdziemy sposób. Nie przeniesiemy wirusa. Nie musimy umierać, by ocalić ludzi. Nie zabijaj nas nie zabijaj nas.

Nigdy cię nie zabiję… Myśl Endera nadpłynęła jak szept, niemal zagłuszana błaganiem królowej kopca.

I tak nie moglibyśmy cię zabić, myślała Valentine. To ty możesz bez trudu nas zniszczyć. Kiedy już wybudujesz statki. I broń. Będziesz gotowa na przylot ludzkiej floty. Tym razem nie Ender nią dowodzi.

Nigdy. Nigdy nikogo nie zabijemy. Nigdy. Obiecałyśmy.

Pokój, zabrzmiał szept Endera. Pokój. Trwaj w pokoju, ciszy, ukojeniu, spoczynku. Nie lękaj się niczego. Żadnego z ludzi.

Nie buduj statku dla prosiaczków, pomyślała Valentine. Zbuduj dla siebie, gdyż ty potrafisz usunąć descoladę, jaką w sobie nosisz. Ale nie dla nich.

Myśli królowej kopca nagle zmieniły się z błagalnych na surowe, pełne wyrzutu.

Czy oni również nie mają prawa do życia? Obiecałam im statek. Obiecałam wam nigdy nie zabijać. Chcesz, żebym złamała obietnice?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ksenocyd»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ksenocyd» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ksenocyd»

Обсуждение, отзывы о книге «Ksenocyd» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x