— Przepraszam, że cię uderzyłem.
— Dla mnie było tak, jakbyś mnie objął, mój synu.
— Chciałbym, żeby tak było, ojcze Estevao.
— Zatem było tak.
Quim zwrócił się do drzewa i zaczął wybijać rytm. Niemal natychmiast dźwięk zaczął zmieniać swą wysokość i ton, gdy puste przestrzenie wewnątrz pnia dopasowywały swój kształt. Miro odczekał kilka minut. Nasłuchiwał, chociaż nie rozumiał mowy ojcowskich drzew. Korzeniak przemawiał w jedyny sposób, jaki mu pozostał. Kiedyś mówił zwyczajnie, kiedyś formował słowa z pomocą warg, języka i zębów. Ciało można utracić na wiele sposobów. Miro przeżył coś, co powinno go zabić. Został kaleką. Ale nadal mógł się poruszać, choć niezgrabnie, wciąż mógł mówić, choć powoli. Myślał, że cierpi jak Hiob. Korzeniak i Człowiek, okaleczeni o wiele bardziej, wierzyli, że uzyskali życie wieczne.
— Paskudna sytuacja — odezwała się Jane w uchu Mira. Tak, odpowiedział jej bezgłośnie.
— Ojciec Estevao nie powinien jechać sam. Pequeninos byli kiedyś niesamowicie skutecznymi wojownikami. Jeszcze tego nie zapomnieli.
Powiedz Enderowi. Ja nie mam tu żadnej władzy.
— Dzielne słowa, mój bohaterze. Ja porozmawiam z Enderem, a ty czekaj tu na swój cud.
Miro westchnął i ruszył w dół zbocza, do bramy.
Rozmawiałam z Enderem i jego siostrą, Valentine. Jest historykiem.
Wytłumacz to.
Przeszukuje księgi, żeby znaleźć opowieści o ludziach. Potem pisze opowieści o tym, co znalazła, i oddaje je wszystkim innym ludziom.
Jeżeli te opowieści już istnieją, po co pisze je od początku?
Ponieważ są niezrozumiałe. Ona pomaga ludziom je zrozumieć.
Skoro ludzie bliżsi tamtym czasom ich nie rozumieli, jak to możliwe, że ona rozumie, przychodząc później?
Sama o to spytałam. Valentine twierdzi, że nie zawsze rozumie je lepiej. Ale dawni piszący rozumieli, co te opowieści oznaczają dla ludzi ich czasów, a ona rozumie, co oznaczają dla ludzi jej czasów.
Zatem opowieść się zmienia.
Tak.
A jednak oni za każdym razem uważają ją za prawdziwe wspomnienie?
Valentine tłumaczyła coś o opowieściach, które są prawdziwe i innych, które są wierne. Nic z tego nie zrozumiałam.
A dlaczego od razu nie zapamiętają dokładnie swoich opowieści? Wtedy nie musieliby stale się okłamywać.
Qing-jao z zamkniętymi oczami siedziała przed terminalem. Myślała. Wang-mu czesała jej włosy; pociągnięcia, ruchy szczotki, sam oddech dziewczyny sprawiały ulgę.
Był to czas, kiedy Wang-mu mogła odzywać się swobodnie, bez lęku, że zakłóci coś ważnego. A że Wang-mu była Wang-mu, wykorzystywała czesanie do stawiania pytań. Miała ich tak wiele.
Przez pierwsze dni wszystkie dotyczyły głosu bogów. Oczywiście, Wang-mu z ulgą przyjęła wiadomość, że prawie zawsze wystarczy prześledzić jeden słój drewna. Z początku obawiała się, że Qing-jao musi co wieczór przejść całą podłogę.
Ale nadal pytała o wszystko, co miało związek z oczyszczeniem. Dlaczego zwyczajnie nie prześledzisz jednego słoju zaraz rano, żeby przez resztę dnia mieć spokój? Dlaczego zwyczajnie nie zakryjesz podłogi dywanem? Trudno było jej wytłumaczyć, że bogowie nie dadzą się oszukać takimi prostymi sztuczkami.
A gdyby na całym świecie nie było ani kawałeczka drewna? Czy wtedy bogowie spaliliby cię jak papier? Czy smok sfrunąłby z nieba, żeby cię porwać?
Qing-jao nie potrafiła odpowiedzieć na pytania Wang-mu. Mogła tylko powtarzać, że tego właśnie żądają od niej bogowie. Gdyby nie było drewna, bogowie nie wymagaliby śledzenia w nim słojów. Na co Wang-mu oznajmiała, że powinno się wydać zakaz stosowania drewnianych podłóg i w ten sposób Qing-jao przestałaby się męczyć. Ci, którzy nie słyszeli głosu bogów, nie potrafili zrozumieć. Dziś jednak pytania Wang-mu nie miały żadnego związku z bogami. A przynajmniej nie miały z początku.
— Co w końcu zatrzymało Flotę Lusitańską? — spytała Wang-mu.
Niewiele brakowało, a Qing-jao odpowiedziałaby bez namysłu, ze śmiechem: gdybym wiedziała, mogłabym wreszcie odpocząć. Ale wtedy uświadomiła sobie, że Wang-mu nie powinna nawet wiedzieć o zniknięciu floty.
— Skąd wiesz o Flocie Lusitańskiej?
— Umiem przecież czytać, prawda? — odpowiedziała Wang-mu, może trochę zbyt dumnie.
Chociaż, dlaczego nie miałaby być dumna? Qing-jao chwaliła ją szczerze, gdyż dziewczyna uczyła się wyjątkowo szybko i do wielu spraw potrafiła dojść samodzielnie. Była bardzo inteligentna. Qing-jao nie zdziwiłaby się, gdyby Wang-mu rozumiała więcej, niż się przyznawała.
— Widzę, co masz na terminalu — mówiła dalej Wang-mu. — Zawsze ma to jakiś związek z Flotą Lusitańską. Rozmawiałaś o niej z ojcem pierwszego dnia po moim przybyciu. Niewiele z tego zrozumiałam, ale wiem, o co chodzi. — Oburzenie zabrzmiało nagle w jej głosie. — Oby bogowie napluli w twarz temu, kto wysłał te statki.
Ta gwałtowność sama w sobie była zadziwiająca. Lecz to, że Wang-mu przemawia przeciwko Gwiezdnemu Kongresowi, było po prostu nie do wiary.
— Czy wiesz, kto wysłał flotę? — spytała Qing-jao.
— Oczywiście. Ci egoistyczni politycy z Gwiezdnego Kongresu, którzy próbują zniszczyć wszelką nadzieję niezależności kolonialnych światów.
Zatem Wang-mu wiedziała, że buntuje się przeciw władzy. Qing-jao ze wstrętem przypomniała sobie własne słowa sprzed lat. Usłyszeć je znowu, wygłoszone w swej obecności, przez własną sekretną druhnę… to potworne.
— Co ty możesz o tym wiedzieć? To sprawy Kongresu, a ty tu opowiadasz o niezależności kolonii i…
Wang-mu klęczała, dotykając czołem podłogi. Qing-jao natychmiast zawstydziła się surowości.
— Wstań, Wang-mu.
— Gniewasz się na mnie.
— Jestem zdumiona, że mówisz takie rzeczy. To wszystko. Kto ci naopowiadał tych głupstw?
— Wszyscy to mówią — odparła Wang-mu.
— Nie wszyscy — zaprzeczyła Qing-jao. — Ojciec nigdy nic takiego nie powiedział. Z drugiej strony, Demostenes powtarza to bez przerwy.
Qing-jao przypomniała sobie, co czuła, gdy pierwszy raz przeczytała esej Demostenesa… jak logiczny, prawdziwy i szczery się wtedy wydawał. Dopiero później, gdy ojciec wytłumaczył jej, że Demostenes jest nieprzyjacielem władców, a zatem nieprzyjacielem bogów… Wtedy zdała sobie sprawę, jak gładkie i oszukańcze są słowa zdrajcy, które niemal ją przekonały, że Flota Lusitańska jest złem. Skoro Demostenesowi tak niewiele brakowało, by oszukać wykształconą, bogosłyszącą dziewczynę, nic dziwnego, że jego słowa usłyszała powtarzane jak prawdę w ustach dziewczyny z ludu.
— Kto to jest Demostenes? — spytała Wang-mu.
— Zdrajca, który wyraźnie odniósł większe sukcesy, niż ktokolwiek podejrzewał.
Czy Gwiezdny Kongres jest świadom, że idee Demostenesa powtarzane są przez ludzi, którzy nigdy o nim nie słyszeli? Czy ktoś tam rozumiał, co to oznacza? Idee Demostenesa dotarły do świadomości zwykłego ludu. Sprawy osiągnęły groźniejszy etap, niż sądziła Qing-jao. Ojciec jest mądrzejszy; na pewno już wie.
— Mniejsza z tym — rzekła Qing-jao. — Opowiedz mi o Flocie Lusitańskiej.
— Jak mogę, jeśli się wtedy gniewasz? Qing-jao czekała cierpliwie.
— No dobrze — zgodziła się Wang-mu, nadal ostrożna. — Ojciec mówi… i jeszcze Pan Ru-wei, jego bardzo mądry przyjaciel, który zdawał egzaminy do służby państwowej i bardzo, bardzo niewiele brakowało, żeby zdał…
Читать дальше