— … — mówi do mnie Janis w dzwoniących uszach.
— Powtórz. — Gapię się na Grega. Na coś, co kiedyś nim było. Ktoś za mną wydaje potworne odgłosy. Chyba Liz. — Mamy czerwony alarm, dwóch rannych.
— Powiedziałam: alarm kod dwa — mówi Janis. — Mają worpalny…
Uszy wypełnia mi różowy szum, sygnał przerywa: inteligentne radia kontra heurystyczne zagłuszacze.
— Idziemy! — drę się do Sama, który nachyla się nad Liz. — Za mną.
Stoimy na platformie u szczytu schodów. Jeden bok budynku zajmuje mieszkanie Yourdona, natomiast po drugiej stronie… są drzwi. Pędzę do nich, przeładowując w biegu. Greg próbował mnie zabić, dociera do mnie. Co znaczy, że ich ostrzegł. Więc…
Zatrzymuję się po jednej stronie drzwi, gestem wołam Sama na drugą. Potem biorę się w garść i wywalam w nie cały magazynek, na wysokości pasa.
Podczas gdy dzwoni mi w uszach i z trudem wtykam do pistoletu kolejny magazynek, Sam kopie drzwi i szybko strzela w głowę policyjnemu zombiakowi leżącemu pod ścianą. (Jeszcze się ruszał, a ręka pełzła mu do strzelby; dwa inne ciała obok ani drgną). Widząc, jak dobrze sobie radzi ze szturmem, przez moment czuję chłód — skądś to znam. Żadnego wahania. Liz za nami dalej jęczy, a Martin zda się na nic.
— Co to za miejsce? — pytam na głos.
— Jakieś biura. — Sam kopie drzwi i wchodzi przez nie w przysiadzie. — Nowoczesne.
Idę za nim. Kolejne drzwi są solidniejsze i wychodzą na przeszkloną galerię nad salą z biurem na otwartym planie, z korporacyjnym asemblerem po jednej stronie i szeregiem szklanych drzwi…
— To to, co myślę?
Bingo.
— Bramki — mówię. — Stacja rozgałęziająca. Jak tam zejdziemy…?
— Dzień dobry, Reeve — słyszę w słuchawce głos, od którego cierpną mi zęby. — To się nie ma szans udać.
Skąd Fiore wytrzasnął słuchawkę? Od Grega? Czy złapali kogoś z Grupy Zielonej?
Sam ma taką minę, jakby dostał obuchem. Szczęka dosłownie mu opadła. Zbyt późno uświadomiłam sobie, że jest na tej samej linii.
— Przegrałaś, Reeve — rzuca nonszalancko Fiore. W tle słyszę jakieś hałasy. — Wszystko wiemy o spisku. W sali z bramkami są strażnicy, a jeśli przejdziecie przez nich i dostaniecie się do kapsuły z bramką, zginiecie — tam jest włączona laserowa zapora. Jestem bardzo rozczarowany tym, co robisz, ale możemy się jeszcze dogadać, jeśli odłożycie te pukawki i się poddacie.
Przytykam palec do ust i czekam aż Sam kiwnie głową, że rozumie. Potem idę do drzwi, za którymi są schody na dół, do sali z bankiem bramek krótkodystansowych. Nie chcę pokazać Samowi, jak beznadziejnie się poczułam.
— Gówno wiesz, Fiore — mówię beztrosko.
— A wiem. — Pobrzmiewa samozadowoleniem. — Pechowa śmierć Grega i cała konspira jest bezcelowa. Po prostu przegraliście. Nie dacie rady…
Wyrywam słuchawkę z ucha i odrzucam ją, zamaszyście gestykulując, żeby Sam zrobił to samo. Wyciąga ją z ucha i wytrzeszcza oczy. Gdy już ma ją rzucić, rozlega się podwójny huk. Zgina się wpół, rzadka czerwona mgiełka tryska mu z palca wskazującego i kciuka lewej dłoni.
— Sam! — wrzeszczę. Ściska ranioną dłoń, dysząc. — Sam! Mamy tylko kilka sekund! Fiore nie może nas zatrzymać, inaczej już by tu był! Sanni go blokuje! Musimy wysadzić bramkę, zanim się uwolni! Dawaj kamizelkę!
— Nie mam wyboru… — Robi chrapliwy wdech i kręci głową. — Reeve.
Rzucam broń pod nogi i biorę go za ramiona.
— Co, kochanie?
Straszna jest ta chwila czułości, widzę bowiem ból w jego oczach.
— Przepraszam — mówi łamiącym się głosem. — Nie potrafiłem być taki, jak chciałaś.
— Co…
Jego zdrowa pięść, ciągle zaciśnięta na kolbie karabinka, wali mnie w potylicę i wysyła prosto do ciemnej jamy, z której wydobywam się dopiero, kiedy jest już o wiele za późno.
W skrócie: wygraliśmy.
* * *
Kiedy oglądasz nagranie, na którym człowiek koziołkuje w przepaść w niekontrolowanym upadku ku brutalnej ziemi, tak daleko w dole, na wszystko patrzysz całkiem inaczej, jeśli to nie jest twoje ciało i nie ma drugiej szansy.
Przez całe lata, odkąd Sanni, ja i reszta naszego zaimprowizowanego ruchu oporu zawaliliśmy wyjście i obaliliśmy kieszonkową dyktaturkę Yourdona, wiele razy oglądałam nagranie śmierci Sama. Jak mnie ogłuszył, potem delikatnie położył na podłodze, sapiąc z wysiłku, ułożył w pozycji bocznej, żebym nie zadławiła się wymiocinami. Potem z bólem się wyprostował, odłożył broń. Jak ruszył wzdłuż szeregu drzwi do bramek, szukając tej, która wychodzi na krótki metalowy korytarz z poręczą i pierścieniem uchwytów w połowie. Jak przystanął, wrócił i przesunął mnie, żebym nie leżała na wprost drzwi. I jak tam wszedł.
Kim trzeba być, żeby wejść w korytarz, wiedząc, że według wroga jest w nim laserowa zapora? I jakby tego było mało, mieć przy tym na sobie kamizelkę z dziesięcioma kilogramami plastiku upchanego po kieszeniach?
Sam dociera do połowy korytarza, następuje rozbłysk, potem drzwi wydymają się i czernieją, kiedy bramka T wyłącza się w trybie awaryjnym i wyrzuca koniec swego tunelu czasoprzestrzennego przez bok kapsuły. Nie wygląda to jakoś spektakularnie.
I tak docieramy na dno przepaści.
Gdy byłam nieprzytomna, Janis i jej załoga zrobili to, co do nich należało. Ona chyba cały czas spodziewała się zdrady, bo przygotowała na własną rękę parę niespodzianek. Yourdon w auli przeciął ją na pół worpalnym mieczem: mogę sobie tylko wyobrazić, jak był zaskoczony, kiedy z wyjścia ewakuacyjnego wypadła kolejna Janis i wywaliła mu dziurę w piersi. Ja powinnam się była domyślić, że przygotowuje jakieś numery — jej wymówka, że zrobienie dziesięciu kilo materiału wybuchowego zajmuje całą noc, była aż nadto przejrzysta — ale z perspektywy czasu widzę, że wtedy już nikomu nie ufała. Nawet mnie.
Kiedy byłam nieprzytomna, Fiore — zdesperowany, zamknięty przez pluton krwiożerczych Sanni na pobliskim komisariacie policji — użył netlinka i wszedł do naszej sieci łączności, która, jak podejrzewaliśmy, z natury nie była bezpieczna. Lecz Sanni cały czas wyprzedzała go o krok. Greg powiedział mu, co się będzie działo. Fiore pomyślał, że wystarczy laserowa zapora i paru dodatkowych strażników. Ci goście od psychowojny po prostu nie umieją myśleć jak czołg albo bojowy kot. Dwie moje kopie — choć potwornie wkurzone na Sanni, że kazała im mieszkać na strychu biblioteki i nie widywać się z Samem — zdjęły go z granatnika, a trzy inne plutony rozproszyły się i przeczesały pozostałe kościoły w poszukiwaniu ukrywających się niedobitków. Tak wytłumaczyła to później Janis:
— Kiedy jedynym żołnierzem, na którym możesz polegać, jest Reeve, to robisz jej jak najwięcej.
Właściwie nie mam jej tego za złe, choć dwa egzemplarze mnie zginęły.
Ponieważ, kiedy pył już osiadł na kulących się kohortach w auli, podczas gdy inne nasze wcielenia uganiały się po sektorze administracyjnym i szpitalu, gorączkowo szukając asemblerów i kasując im bufory szablonów, zanim wylezie z nich kolejny Yourdon albo Fiore, to Janis weszła na mównicę, oddała strzał w sufit i poprosiła o ciszę.
— Przyjaciele — powiedziała, z delikatnym drżeniem w głosie. — Przyjaciele. Eksperyment zakończony. Więzienie zostaje zamknięte.
* * *
To wszystko stało się wiele lat temu. Rzeka historii na nikogo nie czeka. Żyjemy wśród skutków wielkich wydarzeń, przystosowując się do ich kształtu. Nawet ci z nas, którzy przyłożyli do tych wydarzeń rękę.
Читать дальше