Bob Shaw - Potyczka w letni poranek
Здесь есть возможность читать онлайн «Bob Shaw - Potyczka w letni poranek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1983, ISBN: 1983, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Potyczka w letni poranek
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1983
- Город:Warszawa
- ISBN:83-207-0518-5
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Potyczka w letni poranek: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Potyczka w letni poranek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Potyczka w letni poranek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Potyczka w letni poranek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Chciałabym, żebyś ją wypróbował. — Morna szła tak szybko, że Gregg ledwie za nią nadążał. — Proszę cię, spróbuj, czy umiesz ją nabić.
— Teraz, w tej chwili? A nie chcesz najpierw zobaczyć dziecka? — doszli właśnie do płaskiego terenu rozciągającego się przed domem, skąd było już słychać krzyki malca.
Morna spojrzała na rękę i Gregg zobaczył, że złota ozdoba płonie stałym purpurowym światłem.
— Mój syn może jeszcze chwilę zaczekać — powiedziała głosem stanowczym, ale jednocześnie nabrzmiałym paniką. — Proszę cię, nabij rewolwer.
— Jak sobie życzysz. — Gregg podszedł do bryczki, która posłużyła mu jako stół. Rozgarnął słomę, położył rewolwer i pod czujnym okiem Morny ostrożnie wysypał naboje z niebieskiego woreczka. Były dłuższe niż zwykle w broni ręcznej i podobnie, jak sam rewolwer — wykonane z precyzją, z jaką się nigdy dotychczas nie spotkał. Ich czubki lśniły jak polerowana stal. — Im coś bardziej pomysłowe, tym wyższa cena — mruknął pod nosem. Manipulował przez chwilę przy broni, aż wreszcie otworzył bęben, wsypał naboje i zamknął. W pewnym momencie wzrok jego padł na pudełko po nabojach wystające z woreczka do góry dnem; napisane na nim było jasnoniebieskim atramentem: „Pażdz. 1978". Gregg wyciągnął pudełko w stronę Morny. — Ciekawe, co to znaczy.
Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie; odwróciła się nie okazując zainteresowania.
— Po prostu napis firmowy. Numer serii.
— To wygląda na datę — skomentował Gregg — tylko że przez pomyłkę… — urwał zaskoczony, ponieważ Morna wytrąciła mu pudełko z ręki.
— No, dalej, głupcze! — krzyknęła depcząc je nogami. Jej bladą twarz wykrzywił grymas gniewu, oczy patrzące na niego rzucały białe błyski. Przez chwilę patrzyli tak na siebie, a potem jej wargi zaczęły drżeć. — Przepraszam cię, Billy. Bardzo cię przepraszam… ale to dlatego, że już prawie nie mamy czasu i… ja się boję.
— Nic nie szkodzi — powiedział zmieszany. — Wiem, że potrafię być denerwujący… Ruth mi to zawsze mówi, a poza tym żyję już od tak dawna samotnie…
Morna przerwała Greggowi kładąc mu dłoń na przegubie ręki.
— Daj spokój, Billy. Jesteś dobrym i życzliwym człowi kiem, ale chcę, żebyś… teraz, proszę cię… nauczył się obchodzić z tą bronią. — Jej cichy, opanowany głos wywarł na Greggu większe wrażenie niż to wszystko, co mówiła do tej pory.
— Dobrze. — Odwrócił się, rozejrzał za właściwym celem i zaczął kciukiem odwodzić kurek.
— To zbyteczne — powiedziała Morna. — Jeśli chodzi o szybki ogień, wystarczy nacisnąć spust.
— Wiem, automat — Gregg odbezpieczył broń, niebaczny na słowa Morny, dla podkreślenia, że lepiej zna się na broni, i za cel wybrał sobie polano wsparte o ciężkie kamienne koryto w odległości jakichś dwudziestu kroków. Kiedy mierzył z broni, Morna znów zwróciła mu uwagę.
— Powinieneś go trzymać oburącz. Gregg uśmiechnął się szeroko.
— Morno, jesteś bardzo wykształconą młodą damą i nie wątpię, że znasz się na przeróżnych rzeczach, o których ja nigdy nawet nie słyszałem, ale nie próbuj uczyć takiego starego wygi jak ja strzelania z sześciostrzałowca. — Ustawił broń nieruchomo, wstrzymał oddech i oddał pierwszy strzał. Rozległa się eksplozja przypominająca huk pioruna i potężny cios w czoło oślepił go bólem. W pierwszej chwili pomyślał niejasno, że rewolwer mJał jakąś wadę, rozerwał się podczas strzelania i ranił go odłamkiem w twarz. Wkrótce jednak stwierdził, że broń jest nie uszkodzona, i zrozumiał, że było to potężne kopnięcie, które zgięło jego kontuzjowane ramię jak źdźbło słomy, tak że dostał kolbą w czoło. Wytarł zalewający mu oczy ciepły strumyczek krwi i spojrzał na rewolwer z nabożną czcią.
— Nie ma żadnego dymu — powiedział. — Nie ma nawet… Słowa zamarły mu na ustach, kiedy oderwał wzrok od rewolweru i stwierdził, że kamienne koryto, o które wspierał się jego cel, jest całkowicie zniszczone. Odłamki grubej na trzy cale kamionki. zaścielały trójkątną przestrzeń długości około trzydziestu jardów. Gregg mógłby przysiąc, że koryto zostało rozbite kulą armatnią. Morna odjęła ręce od uszu.
— Zraniłeś się, a mówiłam ci, żebyś trzymał ten rewolwer oburącz.
— Nic mi nie jest. — Odsunął jej rękę, którą usiłowała dotknąć jego czoła. — Morno, skąd ty masz… skąd ty masz tę maszynę?
— Sądzisz, że ja ci odpowiem na to pytanie?
— No nie, ale oczywiście chciałbym wiedzieć. Bo to jest coś, co mógłbym zrozumieć.
— Spróbuj tym razem z większej odległości i trzymaj broń oburącz. — Morna rozejrzała się dokoła, spokojniejsza już teraz, kiedy Gregg robił to, czego po nim oczekiwała. Wskazała białawą skałę w odległości około trzystu jardów na stoku wzgórza. — O, ta skała.
— Ale to już jest poza zasięgiem strzału — wyjaśnił. — Broń ręczna nie…
— Spróbuj, Billy.
— Dobrze, wyceluję powyżej.
— Celuj w samą skałę, w pobliżu czubka.
Gregg wzruszył ramionami i zrobił, jak mu polecono. Nagle poczuł bolesne pulsowanie w dużym palcu, kopniętym przez potężny rewolwer. Oddał drugi strzał i na widok fontanny kurzu o krok w prawo od skały doznał uczucia głębokiej satysfakcji, jaką mógłby pojąć tylko myśliwy. Mimo że tym razem trzymał broń oburącz, siła odrzutu była tak wielka, że rewolwer znalazł się w pozycji niemal pionowej, mierżąc w niebo. Tym razem już bez zachęty wypalił po raz trzeci i zobaczył, jak od jego celu odrywają się odpryski skały.
Morna skinęła głową na znak aprobaty.
— Wygląda na to, że masz talent.
— To jest najlepsza broń, jaką kiedykolwiek widziałem — powiedział szczerze — ale ja jej nie mogę utrzymać. Te moje nieszczęsne ręce nie wytrzymują kopnięcia.
— To zbandażujemy ci łokcie.
— Za późno — powiedział z żalem wskazując w dół zbocza. Właśnie ukazało się tam kilku jeźdźców, których widok w bezludnej dotychczas okolicy był dla Gregga bardziej szokujący niż odkrycie skorpiona w koszyku piknikowym.
Zaczął przeklinać własną lekkomyślność, która pozwoliła mu opuścić punkt obserwacyjny, kiedy zza skalnej ostrogi wychynęło jeszcze kilku jeźdźców, aż wreszcie, rozsypawszy się w półkole, wszystkich ośmiu ukazało się u podnóża pagórka. Było to towarzystwo różnorodne — jedni siedzieli w siodle przygarbieni, inni wyprostowani, zależnie od indywidualnych obyczajów, na wierzchowcach też przeróżnych — od małych koników do wysokich, rosłych^rumaków. Ubrani też byli każdy inaczej: i w wytłuszczone spodnie z kozłowe j skóry, i w szulerskie czarne garnitury. Gregg wiedział jednak, że stanowią miniaturową armię, zdyscyplinowaną i dowodzoną przez jednego człowieka. Przymrużył oczy przed porannym blaskiem i rozróżnił charakterystyczną sylwetkę Josha Portfielda na kasztanie. Josh miał na sobie jak zwykle białą koszulę i sukienny garnitur marengo, co nadawałoby mu wygląd duchownego, gdyby nie para niklowanych Smith and Wessonów u pasa.
— Miałem mimo wszystko nadzieję, że Duży Josh da spokój — powiedział Gregg. — Musiał go najść jeden z jego humorków. Morna instynktownie zrobiła krok do tyłu.
— Czy zdołasz obronić się przed tyloma?
— Będę próbował. — Zaczął garściami pakować do kieszeni naboje. — A ty lepiej idź do domu i zabarykaduj drzwi.
Morna popatrzyła na niego; w jej oczach pojawił się znów wyraz zaszczucia. Schyliła się, podniosła coś z ziemi i pobiegła do domu. Rozglądający się czujnie na boki Gregg nie zastanowił się, dlaczego kobieta traci czas na podnoszenie zgniecionego pudełka po nabojach, miał ważniejsze sprawy na głowie. Otworzył bęben, wyrzucił trzy puste łuski i zastąpił je pełnymi. Ze smutkiem raczej niż ze strachem podszedł parę kroków w kierunku zbliżających się jeźdźców. Dzieliła ich teraz odległość jakichś dwustu jardów.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Potyczka w letni poranek»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Potyczka w letni poranek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Potyczka w letni poranek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.