William Tenn - Płaskooki potwór

Здесь есть возможность читать онлайн «William Tenn - Płaskooki potwór» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Gdańsk, Год выпуска: 1992, ISBN: 1992, Издательство: Phantom Press, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Płaskooki potwór: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Płaskooki potwór»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Płaskooki potwór — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Płaskooki potwór», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Ten nadęty Bohrg! Ale ja mu jutro pokażę…

— Nie masz trzech zamszkinów do pletu? Muszę przesłać międzymiastową…

— Bohrg się jutro wtoczy, niczego się nie będzie spodziewał. Ale się zdziwi…

— Podobasz mi się, Nernt, bardzo mi się podobasz. I właśnie dlatego uważam, że powinnam ci powiedzieć, ale tak jak przyjacielowi, rozumiesz…

— Nie, kochanie, nie chciałem przez to powiedzieć, że nie chcę gadlować. Myślałem, że to ty nie chcesz. Chciałem być wyrozumiały, przecież zawsze mówisz, że mam być wyrozumiały. Jasne, że chcę gadlować. No, proszę, nie patrz tak na mnie…

— Słuchaj no. Dam radę każdemu flefnobowi…

— Prawdę mówiąc, Nernt, chyba jeszcze tylko ty nie wiesz. Bo już wszyscy…

— I co, strach cię obleciał? Dobra, walczymy jeden na jednego. Chodź, no chodź, mówię…

Ani śladu Rabda. Manship zaczął iść ostrożnie wykładaną kamieniami ulicą brodząc wśród strumyków.

Przeszedł zbyt blisko ściany mrocznego budynku. Natychmiast zygzakowate drzwi rozwarły się zapraszająco. Zawahał się przez chwilę, po czym przekroczył próg.

Tu też nie było nikogo. Czyżby flefnoby spały w jakiejś centralnej budowli, czymś w rodzaju internatu? Czy w ogóle spały? Trzeba się dostroić do czyjegoś mózgu i zbadać sprawę. To może być potrzebne.

Ten budynek wyglądał na magazyn, był pełen półek. Jednak ściany były puste; flefnoby chyba miały jakieś uprzedzenie, żeby nie stawiać nic pod ścianą. Półki ustawiono jedna na drugiej aż pod sufit i znów wszystkie miały kształty nieregularne.

Manship podszedł do jednej, która sięgała mu do ramion. Dziesiątki pękatych, zielonych kulek leżały w białych porcelanowych filiżankach. Jedzenie? Niewykluczone. Wyglądały na jadalne, niczym małe melony.

Wziął jedną kulkę do ręki. Natychmiast rozłożyła skrzydła i pofrunęła pod sufit. Wszystkie pozostałe zielone kulki na wszystkich półkach rozłożyły takie same liczne skrzydełka i pofrunęły, niczym ptaki, którym zniszczono gniazda. Gdy dotarły do kopulastego stropu, wszystkie gdzieś zniknęły.

Manship pospiesznie wycofał się z tego miejsca przez poszarpany otwór. Wyglądało na to, że gdziekolwiek się pojawi, uruchamia jakiś alarm!

Na ulicy uderzyło go nowe wrażenie. Wszędzie wyczuwał narastające zdenerwowanie, pełne napięcia oczekiwanie. Bardzo mało indywidualnych myśli docierało do niego.

Nagle cały ten niepokój zlał się w jeden telepatyczny okrzyk, który niemal całkiem go ogłuszył.

— Dobry wieczór, państwu! — wołał czyjś głos. — Zapraszamy do wysłuchania nadzwyczajnego serwisu informacyjnego. Mówi Pukr, syn Kimpa, wasz korespondent ogól-noplanetarnej sieci międzyumysłowej. Oto najnowsze wiadomości na temat płaskookiego potwora. Dziś w nocy, czterdzieści trzy skimy po bebbleworcie, stwór ten został przez profesora Lirlda zmaterializowany z obiektu astronomicznego 649-301-3 w ramach eksperymentu jednostronnej teleportacji. Radca Glomg, wypełniając swe obowiązki, był świadkiem tego eksperymentu i zauważywszy agresywne zachowanie potwora, natychmiast ostrzegł Lirlda o niebezpieczeństwie pozostawienia go przy życiu. Lirld zlekceważył ostrzeżenie, lecz gdy tylko radca Glomg odszedł wraz ze swoim synem Rabdem — znanym podróżnikiem międzyplanetarnym i miejscowym dandysem — potwór wpadł w szał. Wyrwawszy się z klatki z czystego papieru, zaatakował profesora bliżej nieznanym promieniowaniem wysokiej częstotliwości, które wydobywa się z jego niewiarygodnie płaskich oczu. Promieniowanie to w skutkach przypomina efekt wybuchu wszystkich zapalników u prymitywnych grepsas. Nasi najlepsi psychofizycy w tej chwili gorączkowo pracują nad tym zagadnieniem. Profesor Lirld jednak zapłacił życiem za swą naukową ciekawość i za zlekceważenie przestróg doświadczonego radcy Glomga. Mimo starań asystenta Lirlda, pana Srina, który, aby uratować naukowca, rozpaczliwie i bohatersko starał się odwrócić uwagą potwora, Lirld poniósł straszliwą śmierć w wyniku zajadłej napaści potwora. W obliczu śmierci swego przełożonego, Srin, walcząc nieprzerwanie, wycofał się macka za macką i ledwie zdołał ujść z życiem. Nieznany potwór o niewiarygodnej sile przebywa w naszym mieście na wolności! Wszystkich obywateli uprasza się, aby zachowali spokój i nie popadali w panikę. Z pewnością gdy tylko władze będą wiedziały, co zrobić, zrobią to. Proszę pamiętać: przede wszystkim — spokój! Tymczasem Rabd, syn Glomga, odłożył swój ślubny lot, który miał się rozpocząć dzisiejszej nocy. Jak wszyscy wiemy, ma on poślubić Tekt, córkę Hil-pa, znaną gwiazdę fneszu i blelgu z kontynentu południowego. Rabd poprowadzi oddział ochotników do dzielnicy naukowej, gdzie widziano po raz ostatni potwora, aby spróbować zabić go dostępną w tej chwili bronią konwencjonalną, zanim stwór zacznie się rozmnażać. Świeże wiadomości będziemy przekazywać zaraz po ich otrzymaniu. To wszystko na razie.

Manship czuł, że już to mu wystarczy. Nie było teraz żadnej nadziei na spokojną rozmowę z tymi istotami i wypracowanie jakiegoś sposobu, żeby wysłać go do domu, czego zdaje się wszyscy gorąco pragnęli. Od tej chwili hasło dnia brzmiało: „Huzia na Manshipa!”

Wcale, ale to wcale mu się to nie podobało.

Z drugiej strony, nie będzie musiał szukać Rabda. Jeśli Manship nie dotrze do flefnoba, to flefnob przyjdzie do Manshipa. Z tym, że uzbrojony po zęby i z wrogimi zamiarami…

Uznał, że lepiej się schować. Podszedł do ściany jakiegoś budynku i szedł wzdłuż niej, dopóki nie otwarły się drzwi. Wszedł do środka, poczekał, aż drzwi się zamkną i rozejrzał się po wnętrzu.

Z ułgą zauważył, że jest to wymarzone miejsce na kryjówkę. Pośrodku stały w dużej ilości, pokaźnych rozmiarów, ciężkie przedmioty, z których żaden, według jego oceny, nie był żywy, a wszystkie mogły go wystarczająco zasłonić. Wsunął się pomiędzy dwa z nich, wyglądające jak dwa wstawione do magazynu blaty stołowe i tylko miał nadzieję, że poza tymi, które znał do tej pory, flefnoby nie posiadają żadnych innych mechanizmów czuciowych, dzięki którym mogliby go wykryć.

Czegóż by nie oddał za to, aby znowu być profesorem Uniwersytetu Kelly, a nie płaskookim potworem grasującym, cały czas wbrew własnej woli, po metropolii obcych istot!

Zaczął się zastanawiać nad tą dziwaczną bronią, którą rzekomo posiadał. Co oznaczały te wszystkie bzdury o promieniach wysokiej częstotliwości strzelających z jego oczu? Nie zauważył, żeby czymkolwiek strzelał, a czuł, że jeśli wszyscy to widzieli, to i on powinien. A jednak Lirld właśnie coś takiego mówił, zanim się rozgotował.

Czy to możliwe, że mózg ludzki wysyła jakiś produkt uboczny, widziany tylko przez flefnobów i w dodatku wysoce dla nich szkodliwy?

W końcu przecież on potrafił się dostroić do umysłów flefnobów, a oni do jego nie mogli. Niewykluczone, że swoją umysłową obecność mógł zaznaczyć tylko za pomocą jakiegoś gwałtownego strumienia myśli, który dosłownie rozrywał ich ciała.

Ale najwyraźniej nie mógł go do woli włączać i wyłączać, bo przecież nie zrobił najmniejszej krzywdy Lirldowi, kiedy ten wystrzelił po raz pierwszy.

Nagle dotarły do niego nowe fale drżących z podniecenia myśli. Dochodziły gdzieś z ulicy.

Przybywał Rabd ze swoim oddziałem.

— Wy trzej tędy — rozkazywał młody flefnob. — Patrole złożone z dwóch flefnobów sprawdzą obie strony tej ulicy. Nie traćcie czasu na szukanie w budynkach. Ten potwór na pewno będzie czyhał gdzieś w ciemnej ulicy, czekając na nowe ofiary… Tanj, Zogt i Lewv — pójdziecie ze mną. Tylko na czubkach macek — to coś w szale może być niebezpieczne. I pamiętajcie, że musimy go rozwalić, zanim się rozmnoży. Pomyślcie, jak wyglądalaby ta planeta, gdyby kilkaset takich potworów zaczęło na niej grasować!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Płaskooki potwór»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Płaskooki potwór» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Płaskooki potwór»

Обсуждение, отзывы о книге «Płaskooki potwór» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x