Sula spojrzała na niego zdziwiona.
— Można to zrobić tutaj?
Sidney wypowiedział kilka słów. Rozległo się buczenie maszynerii, fragment podłogi odchylił się na zawiasach i ukazała się mała winda.
— Używam jej do transportu cięższych towarów. — Wszedł do windy, a Sula ostrożnie oparła broń na ramieniu i stanęła przy nim. Sidney znów coś powiedział i winda zjechała w dół.
W ciemnych podziemiach sklepu pachniało stęchlizną i metalem. Gdy Sidney zapalił światło, Sula zobaczyła wielki pusty magazyn, w poprzek którego biegły dwie szerokie epoksydowe rury kanalizacyjne tworzące strzelnicę, i umieszczone w odległym końcu tarcze. Mężczyzna wziął ze stojaka dwie pary słuchawkowych tłumików, jedne włożył sobie na uszy, a drugie podał Suli.
Sula włożyła tłumiki, oparła karabin na biodrze i przesunęła kciukiem do przodu rygiel. Potem oparła broń na ramieniu, spojrzała przez celownik, zrobiła spokojny wdech i powolny wydech i nacisnęła spust. W zamkniętej przestrzeni rozległ się bardzo głośny huk. Odrzutu prawie nie było, co jest normalne w przypadku bezłuskowej amunicji. Dziura, która się pojawiła w cienkiej plastikowej nakładce na tarczy, była w odległości dłoni od środka.
— Nieźle — stwierdził Sidney. — Ten karabin ma mnóstwo zalet, ale celność nie jest jego najmocniejszą stroną.
Sula wystrzeliła jeszcze kilka pojedynczych pocisków, żeby lepiej poczuć broń, a potem przeszła na tryb automatyczny. Spodziewała się gładkiego, jednostajnego ryku, jaki znała z treningów z karabinami, które potrafiły walić ponad sto pocisków na sekundę, ale ten karabin tylko dość wolno terkotał i cały czas mogła kierować go na cel.
Wystrzeliła kilka serii — cały magazynek. Opuściła karabin, a Sidney wyciągnął rękę i przycisnął taster — do Suli podjechała kiwająca się na lince tarcza celownicza. Jej środek był podziurawiony jak sito.
— Niezbyt elegancki, prawda? — powiedział. — W bezpośredniej zaciekłej walce nie dorównuje broni policyjnej czy wojskowej, ale w ataku z zaskoczenia, w zamachu powinna zdać egzamin.
Sula wyjęła magazynek i spojrzała na karabin.
— Proszę mi pokazać, jak go rozłożyć.
— Naturalnie. W tym czasie, gdy będę to robił, proszę mi powiedzieć, ilu ludzi bierze udział w tym pani ruchu oporu.
Spojrzała na niego.
— Proszę wybaczyć, ale nawet gdybym wiedziała, nie mogłabym panu powiedzieć.
— Na pewno niewielu. — Sidney zrobił ponurą minę. — Inaczej nie prosiłaby mnie pani, żebym skonstruował karabin. — Uśmiechnął się. — I nie potrzebowałaby pani P.J. Ngeniego.
Sula stłumiła wybuch śmiechu.
— Powiedzmy, że Naksydzi zdziesiątkowali nasze szeregi po zasadzce przy Axtattle.
Sidney patrzył na nią uważnie.
— I właściwie nie ma podziemnego rządu?
— Byłabym wdzięczna — odparła po chwili wahania — gdyby pan nikomu o tym nie mówił, zwłaszcza P.J.
Twarz Sidneya znów rozjaśnił uśmiech.
— Podoba mu się to, że jest tajnym agentem, prawda? Sula poczuła w krzyżu ostrzegawcze mrowienie.
— Jak bardzo to mu się podoba?
Sidney w lot zrozumiał, o co jej chodzi.
— Nie jest niedyskretny, jak sądzę, ale przychodzi do mnie i dużo mówi. Cieszy się, że ma kogoś, komu może wszystko opowiedzieć. — Pokręcił głową. — Chyba dziewczyna go rzuciła.
— Tak, to prawda.
Wlepił wzrok w podłogę.
— Czego to ludzie nie zrobią dla miłości.
Sula zmarszczyła brwi.
— A dlaczego pan to robi?
Podniósł wzrok, jego zęby błysnęły pod zakrzywionym wąsem, jakby warknął.
— Bo nienawidzę tych drani. Dlatego.
Miłość i nienawiść — pomyślała Sula. Pierwotne motywy.
Już wcześniej zastanawiała się, dlaczego ona sama bierze udział w tej walce. Mogłaby zaszyć się w jakimś spokojnym rejonie miasta, sprzedawać czekoladę i tytoń i wygodnie czekać na koniec wojny — bo przecież podziemny rząd zniknął, a lady Sula była oficjalnie martwa.
Mogłaby, gdyby nie miłość i nienawiść. Nienawidziła Naksydów. Kochała Martineza i zarazem go nienawidziła. Nienawidziła tego całego gnuśnego imperium i właściwie cieszyła się, że upadło. Lubiła grać rolę przywódcy, lubiła euforię działania, słodycz okrucieństwa i satysfakcję, gdy stworzyła dobry plan, który został dobrze wykonany. Nienawidziła samej siebie, ale uwielbiała role, które grała, maski, które przywdziewała, kolejne przekonujące kłamstwa. Lubiła grę, matematyczną układankę, skomplikowane równanie, w którym pojawiały się kolejne niewiadome. Casimir i Biuro Akt; dostawy delikatesów i zabójstwa; „Bojownik”, P.J. i karabin Sidney Model Jeden…
Sidney rozłożył broń na części i spojrzał na Sulę ze szczerym zainteresowaniem. Szybko wróciła do rzeczywistości: złożyła karabin, a potem znowu go rozłożyła.
Sidney zaczął czyścić karabin.
— Może go pani wziąć ze sobą? — spytał.
Spojrzała mu prosto w oczy.
— Nie potrzebuję go. Moja grupa jest dość dobrze wyposażona.
— Tak, ale cała konstrukcja jest gotowa, i gdy zamieści pani informację w „Bojowniku”, spodziewam się, że mój sklep, warsztaty i domy wszystkich osób, które zawodowo konstruują broń zostaną przeszukane. Nie chciałbym mieć u siebie ani jednej części.
— Słusznie.
— Może pani bez problemu zabrać broń w częściach do Dolnego Miasta. Zauważyłem, że nie rewidują ludzi opuszczających Górne Miasto.
— Gdy jedziemy na górę, też nas prawie nie rewidują — odparła Sula. — Strażnicy rozpoznają naszą ciężarówkę i wiedzą, że wieziemy żywność i takie tam rzeczy.
— To się zmieni po wprowadzeniu reglamentacji.
Och, nie wzięłam tego pod uwagę — pomyślała Sula. Muszę załatwić sobie odpowiednie faktury przy przekraczaniu punktów kontrolnych. A niech to, kolejna robótka dla Casimira.
Sidney włożył karabin do pudła i wrócili do warsztatu, gdzie dał jej resztę amunicji i trochę zapasowych diod laserowych.
— Lepiej, żeby pani wyszła tylnym wyjściem — zasugerował. — Terranka, która opuszcza sklep z bronią, niosąc pudła, wzbudzi zainteresowanie każdego Naksyda.
— Dobra rada.
Sidney wywołał w swoim komputerze schemat konstrukcyjny i przesłał go na displej mankietowy Suli.
— Dołączyłem szkice tłumika. Wkręca się go do lufy, powinien wystarczyć na kilkanaście strzałów. Nie miałem czasu, żeby go wykonać. — Otworzył szufladę, wyjął fajkę i napchał ją dużą porcją haszyszu z zielonego skórzanego pudełka.
Do ściany nad biurkiem przymocowane były dwa sześciany fotograficzne, przedstawiające młodego mężczyznę i młodą kobietę w mundurach Floty.
— To pana dzieci? — spytała Sula.
Sidney wziął zapalniczkę. Odpowiedział nienaturalnie obojętnym tonem, jakby chciał stłumić wszelkie emocje.
— Sonia zginęła pierwszego dnia rebelii, gdy odzyskiwano „Przeznaczenie” na pierścieniu Zanshaa. Johannes został zabity przy Magarii na „Chwale Praxis”.
— Współczuję panu. A żona?
Zaciągnął się dymem.
— Zostawiła mnie wiele lat temu, zanim miałem wypadek i musiałem opuścić flotę. Musiałem od nowa poznawać swoje dzieci — zatoczył fajką łuk — nim to wszystko się zaczęło.
Miłość i nienawiść — pomyślała Sula. Przekazał całą broń mojej grupie i nie przejmuje się tym, że Naksydzi mogliby go namierzyć. Teraz rozumiem jego motywy.
Miała nadzieję, że będzie mogła zaproponować mu zajęcie, które polubi, dzięki któremu powróci do życia i będzie się czuł użyteczny. Musiała tylko dać mu gwarancję, że jego nienawiść znajdzie ujście.
Читать дальше