Martinez już wyszukał Dakzada w bazie danych „Prześwietnego”. Był starszy od Torka, przeszedł na emeryturę osiem lat przed nim. Najwidoczniej kryzys spowodował, że musiał zastąpić nieszczęsnego dowódcę, który uciekł z Zanshaa po upadku Górnego Miasta.
W drugim rogu displeju pojawiła się tekstowa wiadomość od Chandry.
— Torkowi nie spodoba się, że ktoś go ubiegł z propozycją poddania się.
— Chyba mu się nie podoba, że ktoś nazywa go piratem — odparł Martinez.
Miał rację. Odpowiedź Torka — również wysłana jako niezaszyfrowana, by jego podwładni mogli ją podziwiać — ogłaszała buntowników zdrajcami, a potem żądała kapitulacji. Zawierała wideo przedstawiające lady Kushdai, jak poddaje Suli wszystkie siły buntowników. Miało to przypomnieć Dakzadowi, że walcząc, gwałci rozkazy nie tylko rządu i Floty, ale również własnych zwierzchników.
Dakzad odpowiedział: obszernie uzasadnił powołanie Komitetu Ocalenia Praxis, potępił piractwo wygrażając się zniszczeniem stacji wormholowych oraz pierścienia Bai-do i w dalszym ciągu zażądał bezwarunkowego poddania się.
Odpowiedź Torka, jeszcze bardziej wymyślna, zawierała historyczne odniesienia do pierwszego proklamowania Praxis na Zanshaa przez Shaa i powtarzała żądanie kapitulacji.
Tej nocy Martinez jadł kolację przy swoim stole i spał we własnym łóżku. Nie przypuszczał, żeby stało się coś interesującego, póki dowódcy obu stron dyskutują o ideologii.
Chociaż walki toczyły się tylko na poziomie słownym, dni po przejściu do Magarii nie były całkowicie spokojne. Odbywały się narady z Michi i jej sztabem, z oficerami Martineza, operatorami czujników, ze sztabem Torka i analitykami z innych eskadr. Badano bez końca formacje przeciwnika, by dowiedzieć się, czy są to wabiki, czy prawdziwe okręty. W pewnej chwili Chandra wysunęła zaskakującą hipotezę, że wszystkie widoczne wraże statki są wabikami, a prawdziwy wróg jest gdzie indziej. Może ukrywa się za słońcem Magarii i mknie w kierunku Floty Ortodoksyjnej ze stadem kilku tysięcy pocisków.
Na szczęście późniejsze dowody obaliły tę teorię. Sondy czujnikowe zbadały obszar za słońcem Magarii i znalazły tam jedynie Magarię. Dokładne odczytanie widm laserów badawczych zasugerowało, że naksydzkie kropki na ekranie różnią się znacznie wielkością, co wskazywało na mieszaninę okrętów i wabików.
Wróg, którego widzieli przed sobą, był rzeczywisty.
Dwie wielkie Floty stopniowo zbliżały się do siebie. Flota Ortodoksyjna trzymała kurs — chciała ostro zakręcić wokół słońca Magarii i następnie zbliżyć się do planety. Trajektoria Floty naksydzkiej miała przeciąć się z trajektorią lojalistów właśnie przy Magarmath.
A to, jak zauważył Martinez, stwarzało interesujący problem taktyczny. Dwie floty będą się ostrzeliwały przez kilka godzin, a potem będą musiały ustawić się w kolejce, by procować wokół słońca. Wprawdzie statki dzielił od siebie znaczny dystans, ale będą przemieszane i prawdopodobnie nie przerwą walki.
A po przejściu wokół słońca obie Floty będą musiały jakoś się rozdzielić, cały czas tocząc bitwę w zbliżeniu z przeciwnikiem.
Tork pokazał, że zdaje sobie sprawę z tych problemów, i kazał swej Flocie przyśpieszyć, aby przybyć na punkt przecięcia trajektorii przed Naksydami. Był przekonany, że ma przewagę liczebną, więc rozkazał swoim prowadzącym eskadrom, by otoczyły przeciwnika. Naksydzi zwiększyli przyśpieszenie, by temu zapobiec. Ciągnęło się to przez większą część dnia, w końcu Tork zrezygnował i kazał, by tylne eskadry oskrzydliły wroga.
Problem bitwy przy przecięciu trajektorii nadal istniał. Martinez miał nadzieję, że losy bitwy rozstrzygną się na korzyść lojalistów, zanim statki osiągną ten krytyczny punkt.
Tork planował i nie ryzykował. Rozkazał wszystkim statkom, by po minięciu Magarmath wystartowały z tego samego miejsca ku Magarii. Mogło się zdarzyć, że ten sam punkt startu wybierze naksydzki dowódca. Nie sposób było tego przewidzieć.
— Oto dowód, że podręcznikowa bitwa jest możliwa jedynie wtedy, gdy obie strony współpracują — powiedział Martinez przy obiedzie do Michi. — Naksydzi mniej więcej wiedzieli, kiedy Tork wleci do układu, i zorganizowali mu przyjęcie dokładnie według podręczników taktyki. Gdyby zrobili cokolwiek innego, wszyscy byśmy improwizowali.
Michi uśmiechnęła się krzywo.
— Wszystkie manewry Torka mimo wszystko symulowały prawdziwą sytuację.
— Aby prowadzić w ten sposób bitwę, Tork musiał znaleźć naksydzkiego dowódcę, który jeszcze bardziej niż on skostniał w rutynie.
Pomyślał o dwóch długich kolejkach statków żeglujących w stronę punktu spotkania, mniej więcej w tej samej płaszczyźnie.
Żaden z dowódców nie wydawał się zainteresowany wykorzystaniem trzeciego dostępnego dla nich wymiaru. Gdybym ja dowodził, myślał Martinez, upchałbym eskadry w tym trzecim wymiarze i zgniótłbym wroga jak gigantyczna packa na muchy. W obecnej sytuacji przeważające siły Torka włączą się do bitwy stopniowo, po jednej jednostce. Wyglądało to tak, jakby wódz naczelny rozmyślnie marnował swoją przewagę.
Trzy godziny przed spodziewanym początkiem bitwy Martinez pojawił się w mundurze galowym, w białych rękawiczkach i z Globem w ręce, po czym dokonał pełnej inspekcji „Prześwietnego”. Każda z dywizji wiwatowała po jego przybyciu na jej teren. Wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Wszystkie formularze 77-12 prowadzono na bieżąco, ale dla formy sprawdził kilka szczegółów, wiedząc, że nie znajdzie żadnych rozbieżności.
— Kontynuujcie — powiedział. Nic bardziej inspirującego nie wpadło mu do głowy. Również tę wypowiedź załoga przywitała wiwatami.
Wrócił do swojej kabiny i Alikhan pomógł mu się przebrać w kombinezon i skafander próżniowy. Pomaszerował na swoje stanowisko.
— Przejmuję dowództwo — powiedział.
— Kapitan dowodzi — potwierdził Husayn.
Martinez pomógł porucznikowi wstać z fotela dowodzenia, a potem sam na ten fotel usiadł. Husayn zajął miejsce przy panelu uzbrojenia. Martinez włożył hełm. Ogarnął go zapach własnego ciała i uszczelnień skafandra.
— Lordzie kapitanie, wykrywam żagwie pocisków z najbliższych statków wroga — powiedział Pan znad tablicy czujników.
Rozpoczęła się druga bitwa przy Magarii.
* * *
Dziewiątą eskadrę krążowników umiejscowiono za rufą eskadry krążowników naczelnego wodza, która zajmowała położenie dokładnie pośrodku Floty. Obie te eskadry jeszcze przez pewien czas nie wezmą udziału w walkach. Martinez miał mało do roboty prócz obserwowania potyczki Suli w awangardzie Floty, i patrzył na to ze wzrastającą niecierpliwością. Eskadra prowadząca musiała uzyskać pozwolenie na stoczenie bitwy z eskadrą prowadzącą przeciwnika. Potem miały się bić następne w kolejce eskadry, później jeszcze następne. Tork ma przewagę liczebną, myślał Martinez, dlaczego nie prze do totalnej bitwy? Powinien rozkazać całej Flocie Ortodoksyjnej zewrzeć się z wrogiem na całej linii i tłuc przeciwnika, dopóki nie zostanie z niego pył żarzący się w słonecznym wietrze.
Najwidoczniej Tork nie wpadł na tę myśl, a jeśli wpadł, postanowił tego nie robić. Może chciał dać losowi wszelkie możliwe szanse usunięcia z jego życia Caroliny Suli.
Kiedy Martinez zdał sobie z tego sprawę, zawrzał z gniewu. Powiedział sobie, że tak samo by się złościł, gdyby to nie była Sula. Że to jedynie oburzenie na marnowanie wartościowych oficerów i załóg.
Читать дальше